Jakub Kosecki poobijany: Piłkarze Lecha urządzili polowanie na moje nogi

Po meczu z Lechem Jakub Kosecki wyglądał jakby wracał z wojny. Filigranowy pomocnik przyznał, że gospodarze go nie oszczędzali, a tuż po ostatnim gwizdku sędziego czuł się fatalnie.

Najgroźniej wyglądało starcie 23-latka... z Łukaszem Broziem. Obaj zawodnicy chcieli wybić piłkę sprzed własnego pola karnego i zderzyli się głowami. - Doskwierał mi straszny ból, ale nie tylko z tego powodu. Zostałem też pokopany, ucierpiały moje mięśnie, kończyłem mecz z dziurami w nogach. Zawodnicy Lecha urządzili na nie polowanie. Cieszę się, że jestem cały - przyznał Jakub Kosecki.

Jak 23-latek ocenił sam pojedynek? Czy rezultat 1:1 jest wiernym odzwierciedleniem boiskowych wydarzeń? - Zawsze chcemy wygrywać i tym razem również tak było. Na początku drugiej połowy strzeliliśmy gola, lecz bardzo szybko dostaliśmy odpowiedź. Po tej wymianie spotkanie się otworzyło i oba zespoły miały sytuacje. Można więc powiedzieć, że przed przerwą była wojna, a po zmianie stron już trochę futbolu. Uważam jednak, że tego drugiego było zdecydowanie za mało - dodał.

Czy hit 14. kolejki T-Mobile Ekstraklasy spełnił oczekiwania? - Nie zabrakło w nim "rąbanki", ale jadąc do Poznania wiedzieliśmy co nas czeka. Jeśli chodzi o moje odczucia, to remis jest w miarę zadowalający, co nie zmienia faktu, że prowadząc 1:0 powinniśmy się pokusić o trzy punkty. Niestety to się nie udało - stwierdził "Kosa".

Spotkanie w Poznaniu było dla ekipy Jana Urbana okazją do rehabilitacji za porażkę z Trabzonsporem w Lidze Europejskiej. - Remis to nie jest wynik marzeń, lecz stadion w Poznaniu to ciężki teren i w jakimś stopniu możemy się cieszyć. Byliśmy świadomi, że Lech spróbuje nam się zrewanżować za porażki z ubiegłego sezonu i na boisku było to widać - oznajmił.

Po zderzeniu z Broziem Kosecki miał na czole ogromnego guza. Dlatego po zakończeniu spotkania udał się do szpitala. Jeszcze w niedzielę wieczorem jego występ w starciu z Zawiszą Bydgoszcz stał pod znakiem zapytania. Ostatecznie tak źle nie jest i 23-latek będzie w środę do dyspozycji Jana Urbana.

Jak przyznał sam zainteresowany, zderzenia z kolegą z drużyny trudno mu było uniknąć. - Nawet jak się stało metr obok siebie, to ciężko było cokolwiek usłyszeć, bo na stadionie panował niesamowity tumult. Komunikacja niestety zawiodła.

Źródło artykułu: