- Nie szło nam w pierwszej połowie i wśród kibiców chyba nikt już nie wierzył w dobry wynik. Górnik wyszedł na nas wysoko i agresywnie. Strzelił jedną bramkę i miał kilka sytuacji, po których mógł podwyższyć wynik. Po przerwie wszystko się jednak zmieniło. To my zagraliśmy konsekwentnie i z charakterem. Dzięki temu nie po raz pierwszy podnieśliśmy się po nieudanym początku. Trzeba się cieszyć, bo pokonaliśmy naprawdę silnego rywala - powiedział Maciej Gostomski.
Dobre interwencje 25-latka w pierwszej części okazały się zbawienne dla ekipy Mariusza Rumaka. Gdyby bowiem goście prowadzili wyżej niż 1:0, odrobienie strat mogłoby się okazać niemożliwe. - Przy wyższym wyniku mielibyśmy bez porównania trudniejsze zadanie. Wtedy Górnik poszedłby zapewne w ślady Jagiellonii, z którą graliśmy trzy dni wcześniej, i stworzyłby w obronie zaporę, przez którą ciężko by się było przebić. Jeśli chodzi o moje interwencje, to po prostu wykonywałem swoje zadania. Po to stoję między słupkami, żeby bronić strzały rywali. Łatwo nie było, bo raz zostałem trafiony w ucho i nie czułem go chyba przez dziesięć minut. Najważniejsze jednak, że ten wysiłek się opłacił - dodał.
Druga połowa wyglądała tak, jakby w przerwie oba zespoły zamieniły się koszulkami. - To już był zupełnie inny obraz gry. Poza tym pokazaliśmy dobrą skuteczność i wykorzystaliśmy wszystkie swoje sytuacje. Jesteśmy z tego niezmiernie zadowoleni - stwierdził Gostomski.
Jak piłkarze Kolejorza odbierali negatywne reakcje trybun na ich grę? - Publiczność w Poznaniu jest bardzo wymagająca. Z jednej strony to mobilizuje, a z drugiej nie jest miłe. Nikt przecież nie chce przegrywać. Nie robiliśmy tego specjalnie, czasem po prostu spotkanie nie układa się według planu. Mam jednak nadzieję, że kibice docenią nasz charakter, bo to już kolejny mecz, w którym odrobiliśmy straty. Podobnie było przecież w Gdańsku. Apelowałbym o więcej wiary w nasz zespół - zakończył 25-letni golkiper.