Dwa oblicza śmierci Roberta Enke: Piłka nożna nie jest wszystkim

Dominika Pawlik
Dominika Pawlik
Robert Enke lubił pociągi, dobrze znał rozkład jazdy w Neustadt am Rübenberge. Piłkarz pozostawił samochód w pobliżu przejazdu kolejowego i rzucił się pod pociąg jadący z Bremy do Hannoveru. Dobrze wiedział, że rozpędzony pojazd nie zdoła wyhamować.

Ta wiadomość wstrząsnęła nie tylko piłkarzami i kibicami w Niemczech, ale także na całym świecie. Tego samego dnia w najważniejszych serwisach informacyjnych, pojawiły się relacje z miejsca tragicznego wypadku. Rzęsiste opady deszczu z pewnością nie ułatwiały pracy odpowiednim służbom, a z całego kraju i świata napływały kondolencje. Koledzy z drużyny narodowej napisali: - Twoja śmierć jest dla nas szokiem, jesteśmy zupełnie bezradni. Nie potrafimy ubrać naszego smutku w słowa.

Pięć dni po tragicznej śmierci bramkarza zorganizowano pogrzeb, dość nietypowo, bo na AWD Arena, stadionie Hannoveru 96. Prawie 40 tysięcy osób uczestniczyło w tym wydarzeniu, była tam zarówno rodzina piłkarza, jak i zawodnicy, działacze, ale także politycy, kibice i inni ludzie, których dosięgnął smutek po tak przykrej wiadomości.

Do depresji zaczęli przyznawać się inni piłkarze, wdowa po bramkarzu założyła specjalną fundację, która miała promować świadomość o depresji, a także walczyć z chorobami serca u dzieci.

Od samobójczej śmierci Roberta Enke mijają cztery lata. Najprawdopodobniej niewiele zmieniło się w środowisku piłkarskim od tego wydarzenia, o czym co jakiś czas komunikują media niemieckie. Nie można przestać ganić zawodników za złą grę, gdy ci są zbyt wrażliwi. Nie można też nikomu pomóc, jeśli ktoś tej pomocy nie chce otrzymać. Zawodnicy, tak jak Enke, boją się przyznać do pewnych rzeczy, by nie stracić tego, co uważają w swoim życiu za najważniejsze.

Pierwszym odważnym zawodnikiem, któremu tragiczna śmierć Enke dała impuls do działania, był Andreas Biermann, obrońca FC St. Pauli. Przyznał się do próby samobójczej i kiepskiej dyspozycji psychicznej, piłkarz spędził prawie dwa miesiące z dala od klubu. Po powrocie opowiedział o powodach swojej nieobecności kolegom z klubu. Nikt z drużyny nie rozmawiał z nim później na ten temat. Po wypełnieniu kontraktu w FC St. Pauli, Biermann przez rok nie znalazł nowego pracodawcy.

- Piłka nożna nie jest wszystkim - pouczał Theo Zwanziger, prezes Niemieckiego Związku Piłki Nożnej. - Piłka nie może być wszystkim. Myślcie o człowieku, o jego wątpliwościach i słabościach - dodał.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×