Konfrontacja z Zawiszą Bydgoszcz była podobna do tej przeciw KGHM Zagłębiu Lubin. Pogoń Szczecin szybko objęła prowadzenie, ale jeszcze przed przerwą pozwoliła rywalom odrobić stratę, a im dalej w mecz, tym bardziej powinna cieszyć się z remisu.
- Szkoda, że nie udało się dowieźć prowadzenia do przerwy, bo to zupełnie inaczej ustawiłoby drugą połowę. Moglibyśmy kontrolować wydarzenia, a tak - trzeba było od nowa rzucić się do przodu - żałował Adam Frączczak, autor gola dla Pogoni Szczecin. - Zawsze ciągnie mnie do przodu, niezależnie od pozycji, na której występuję. Staram się wchodzić w pole karne i szukać tak idealnych podań jak to Wojtka Lisowskiego - dodał "szczeciński Piszczek".
Zawisza Bydgoszcz znalazł w piątek czuły punkt szczecinian. Była to pozostawiona bez opieki przez Mateusza Lewandowskiego prawa flanka, którą poszły najgroźniejsze kontrataki z tym dającym gola na czele.
- Piłka jest grą błędów. Zawsze ktoś, gdzieś, jakiś popełni. Wiedzieliśmy, że rywal ma szybkie skrzydła, ale daliśmy się zaskoczyć - przyznał Frączczak. - Najgorsze jest właśnie to, że Zawisza grał to, co sobie rozpisaliśmy. Otworzyliśmy sobie fajnie mecz, ale po kontrataku straciliśmy gola i równie dobrze mogliśmy stracić następne. Nie jesteśmy zadowoleni z tego remisu, ale szanujemy go. W skali szkolnej oceniam nasz piątkowy występ na trójkę - dodał Radosław Janukiewicz.
Na półmetku sezonu zasadniczego Pogoń Szczecin dobijała się na podium T-Mobile Ekstraklasy. Teraz prowadzące trio odjechało, a Portowcy nie mają pewności, czy nie zlecą na zimę poza czołową ósemkę.
- Cztery mecze bez zwycięstwa... Jeśli chodzi o wyniki, to wpadliśmy w dołek. Nie martwimy się nim jeszcze, ale jest już zastanawiający. W głowach mamy wszystko ok, problem jest w jakimś odbiciu i złapaniu dobrej serii. Przed tym słabszym okresem fajnie graliśmy i punktowaliśmy, więc trzeba zrobić wszystko by to wróciło. Teraz ruszamy do Wrocławia. Teoretycznie mogą wrócić trzej pomocnicy, których zabrakło w piątek. Trener zdecyduje czy tak będzie i czy wzmocnią jedenastkę - tajemniczo zapowiedział Frączczak.
A propos trenera Dariusza Wdowczyka - on akurat na mecz ze Śląskiem nie wraca, ponieważ został zdyskwalifikowany na dwa mecze. - Trener Stolarczyk strasznie krzyczał? Na boisku tego nie słyszałem. Jest on w tym momencie przedłużeniem ręki trenera Wdowczyka i może nam przekazać jakieś uwagi, ale bez przesady. Największy wpływ na to, co dzieje się na boisku mają piłkarze i to ich powinno się rozliczać z wyniku i realizacji przedmeczowych założeń – zakończył Janukiewicz.
Wdowiec oglądał piątkową rywalizację z trybuny VIP.