Do feralnej sytuacji z udziałem zawodnika Scyzoryków doszło w 51. minucie spotkania. Pavol Cicman chciał dośrodkować, lecz piłka po nodze gracza gości wpadła do siatki. - Piłka dotknęła mojej nogi, a właściwie, to mi się podbiła i wyszło jak wyszło. Myślę, że gdyby się to nie stało, to Zbyszek Małkowski spokojnie złapałby futbolówkę. Początkowo piłka leciała na bliższy słupek, a dopiero po mojej interwencji zmieniła tor lotu. Gdyby nie ona, to z pewnością Piast nie zdobyłby gola - powiedział Kamil Sylwestrzak, obrońca Korony Kielce.
Poza niefortunną interwencją przy golu dla Piasta Gliwice 25-latek zanotował również złe zagranie w pierwszej połowie spotkania. To wszystko wywołało w piłkarzu złość. - Przed tą sytuacją z bramką dla gospodarzy miałem jeszcze problem w pierwszej odsłonie. Po wyrzucie z autu myślałem, że Pavol Stano jest sam, więc złamałem na prawą nogę i chciałem do niego zagrać. Nie widziałem rywala, ale chyba też był to Cicman. Po tym zagraniu powiedziałem sobie, że już wystarczy i trzeba się wziąć w garść, zrehabilitować się, bo tak to nie może wyglądać - skomentował defensor.
Rehabilitacja nadeszła w 71. minucie. Podopieczni Jose Rojo Martina po bardzo składnej akcji doprowadzili do wyrównania. - Na treningach ćwiczymy takie szybkie akcje, więc była to jedna z nich. Fajnie, że udało mi się strzelić, choć najważniejsze, że w ogóle wyrównaliśmy - skromnie przyznał były piłkarz Chojniczanki Chojnice.
Wychowanek Odry Górzyce ma patent na zdobywanie ważnych bramek. W Bydgoszczy zaliczył on zwycięskie trafienie, a we Wrocławiu i Gliwicach dające remis jego drużynie. - Należy się cieszyć z tych bramek, choć szkoda, że nie wszystkie dawały nam trzy punkty. Do Gliwic przyjechaliśmy po pełną pulę, bo nie ukrywaliśmy, że interesuje nas tylko zwycięstwo. Mimo tego cieszymy się z remisu. W trzech meczach ugraliśmy siedem punktów i moim zdaniem żaden z dziennikarzy nie zakładał takiego przebiegu zdarzeń. Wiadomo, że chcieliśmy komplet, ale i tak jesteśmy zadowoleni z tego rezultatu - zakończył Kamil Sylwestrzak.