Nie palę za sobą mostów - rozmowa z Bogdanem Piszem, trenerem Pelikan Łowicz

Bogdan Pisz zespół Pelikana Łowicz prowadził od 15 października 2007 roku. Funkcję trenera pełnił prawie przez rok. 6 października bieżącego decyzją zarządu został odsunięty od drużyny, a jego obowiązki przejął dotychczasowy asystent - Bogdan Jóźwiak. Pisz jest w klubie nadal, ponieważ nowy szkoleniowiec Ptaków nie ma licencji na prowadzenie zespołu w II lidze i nie może zostać wpisany do protokołu meczowego. Po ostatnim meczu ligowym Pelikana udało nam się porozmawiać z Bogdanem Piszem o tym, jakie są przyczyny odsunięcia go od składu, jak się czuje z tą decyzją, oraz o jego przyszłości.

Mateusz Lis: Jak pan ocenia obecną sytuację w klubie?

Bogdan Pisz: Pytanie nie do mnie. Nie jestem od oceniania sytuacji w klubie. Mogę się wypowiadać na tematy związane z zespołem, ale klub to nie jest moja działka.

Po meczu ze Startem Otwock oddał się pan do dyspozycji zarządu. Spodziewał się pan tak szybkiego odsunięcia od składu?

- W życiu trenera można spodziewać się wszystkiego. To jest taka praca, że każdy mecz może przewrócić życie szkoleniowca i wszyscy muszą się z tym liczyć. Natomiast sytuacja nie wiem czy była zaskakująca, bo już dostawałem sygnały wcześniej, że taka możliwość może być.

Jak się pan czuje po tej decyzji?

- Dziwnie. Czuję się trochę taki zawieszony w próżni, bo nie wiem co dalej.

Według pana co się przyczyniło do takiego kroku ze strony zarządu?

- Myślę, że to, że nie jesteśmy na pierwszym miejscu w tabeli i nie mamy dziesięciu punktów przewagi nad drugim zespołem.

Czy dla pana odsunięcie od prowadzenia drużyny oznacza pożegnanie się w najbliższym czasie z Łowiczem?

- Wszystko do tego zmierza.

Czy poszukuje już pan nowego pracodawcy?

- Nie, na to jest jeszcze za wcześnie. Tym bardziej, że to musiałaby być jakaś sytuacja awaryjna. Natomiast wiadomo, że od stycznia zaczyna się prawdziwa praca w klubach i ewentualnie od tego momentu można przejąć zespół. Wówczas ma się wpływ na cokolwiek, ponieważ wtedy jest czas, by popracować. Można sobie ściągnąć zawodników i odpowiednio ich przygotować.

Jak do tego czasu układała się panu współpraca z zarządem?

- Zdawałem sobie sprawę z tego, że sytuacja w klubie jest ciężka. Wszyscy wiedzą, że nie mamy wielkiego budżetu i było wiadomo, że nie będzie nas stać na jakieś mocne transfery czy super zawodników. Moim zadaniem było sprawienie, aby po rundzie jesiennej mieć nie więcej niż sześć punktów straty do zespołów, które myślą o awansie do I ligi. Uważam, że później czas, który byśmy mieli i możliwości na przygotowanie zespołu, spowodowałyby, że moglibyśmy mieć taką wiosnę jak poprzednio II lidze (wówczas Pelikan zdobył wiosną 19 punktów, co plasowało go w tabeli rundy rewanżowej w pierwszej dziesiątce).

Ma pan pretensje do zawodników w związku z zaistniałą sytuacją, bo jednak wydaje się, że nie do końca dawali z siebie wszystko?

- Obserwowałem mecz z Ponidziem Nidą Pińczów, obserwowałem niedzielny mecz ze Stalą Poniatowa i w życiu nie powiem, że mam pretensje do piłkarzy, bo ja zawodników znam. Znam ich możliwości i jestem w stanie wiele rzeczy wytłumaczyć. Natomiast nie mam absolutnie pretensji do zaangażowania, bo oni chcieli. Ale co mogę powiedzieć, jak zawodnik nie strzela dwóch sytuacji sam na sam z bramkarzem? Wiem, że on na pewno chciałby strzelić bramkę, bo każdy chce to robić, każdy chce się cieszyć z goli. Wiadomo, że to jest bardzo przyjemne uczucie. Absolutnie nie mam żadnych pretensji do zespołu.

Wyobraża pan sobie dalszą współpracę z klubem, czy jest to raczej niemożliwe?

- Niemożliwe jest dwa razy się urodzić, natomiast trenerzy się zmieniają i to jest normalne. To jest taka niewdzięczna praca. Ja mostów za sobą nigdzie nie palę i tam gdzie pracowałem, zawsze mam miłe wspomnienia, miłe kontakty z ludźmi, z którymi pracowałem i z zawodnikami. Temat jest otwarty. Jeżeli będzie kiedyś taka możliwość i klub będzie stać na zespół naprawdę dobry, to wszystko przed nami.

Zarząd postąpił zbyt pochopnie odsuwając pana od składu? Uważa pan, że gdyby było jeszcze więcej czasu, to Pelikan mógłby śmiało powalczyć o awans?

- To też jest pytanie do zarządu, bo nie byłem na posiedzeniu i nie wiem, jaka tam była dyskusja. Wiadomo, że zarząd jest dość liczny i wierzę, że to nie była dyskusja jednostronna. Tam była gorąca wymiana zdań. A co przeważyło, wypadałoby zapytać członków zarządu, którzy głosowali w mojej sprawie.

Czego można teraz panu życzyć?

- Trudno powiedzieć (śmiech). Chciałbym, żeby Pelikan zdobył jeszcze punkty, które są do zgarnięcia i żeby był w czubie tabeli. A później miło byłoby zobaczyć klub, który się prowadziło w grze o pierwszą ligę. Od razu apeluję jednak do kibiców i działaczy Pelikana, że to chcieć muszą wszyscy. Ci którzy przychodzą na mecze, ci którzy mają coś do powiedzenia i ci którzy mogą pomóc finansowo klubowi. Jeżeli to będzie jedna linia, powinno być dobrze.

Źródło artykułu: