Przemeblowanie składu nie było spowodowane zlekceważeniem rywala bądź odpuszczeniem tego meczu. Legia znów ma olbrzymie problemy z kontuzjami i nie tylko. Kontuzjowani są Sebastian Szałachowski oraz Edson. Za kartki pauzował natomiast Miroslav Radovic. Wciąż na zgrupowaniu kadry przebywa Ariel Borysiuk, a więc Jan Urban miał nie lada problem w środku pola.
Dodatkowo zmęczony po dwóch meczach reprezentacji Polski był Roger. Do tego dzieli go jedna żółta kartka od przymusowej przerwy, a więc szkoleniowiec warszawiaków wolał nie ryzykować ewentualnej absencji w przyszłotygodniowym meczu z Wisłą i Brazylijczyka z polskim paszportem również nie zobaczyliśmy w tym spotkaniu.
Tę okazję wykorzystali zmiennicy. Z kontuzji Edsona skorzystał, ostatnio częściej rezerwowy, Maciej Rybus. Natomiast, po dwóch dobrych meczach w Pucharze Ekstraklasy Urban zdecydował się zaufać Marcinowi Smolińskiemu i Martinsowi Ekwueme. Choć - prawdę mówiąc - nie miał wielkiego pola manewru. Wszak w rezerwie pozostawali: wspomniany Roger, oraz Tomasz Kiełbowicz i Piotr Rocki. "Kiełbik" już od dłuższego czasu grywa w obronie, a "Rocky" pojawił się na boisku w końcówce spotkania, zastępując Smolińskiego. Do składu meczowego ponownie nie załapał się Aleksandar Vukovic.
Po kiepskiej grze Legia tylko zremisowała i nie obejmie fotelu lidera, co mogła uczynić po piątkowym remisie Polonii w meczu z Cracovią. Nic szczególnego nie pokazali zawodnicy, którzy dostali swoje szanse w meczu o prawdziwą stawkę. Jeżeli tym meczem chcieli przekonać do siebie trenera, to wątpliwe jest by spełnili jego oczekiwania. Urban już przed meczem mówił, że nie będzie to łatwe spotkanie i nie można zlekceważyć rywala. Gra Legii nie wyglądała na lekceważącą. Może po prostu przydarzył się słabszy dzień, zabrakło szczęścia i skuteczności. Być może nie najlepiej wpłynęła przerwa na mecze reprezentacyjne, czego trener Legii obawiał się przed spotkaniem.
To drugi z rzędu mecz ligowy, w którym Legia nie wygrała, a nawet nie zdobyła gola. Jednak na pewno nie można mówić o powrocie kryzysu z samego początku rozgrywek. Gdy Legia zagra w najmocniejszym składzie znów może pokonywać rywali aplikując im po kilka goli. Sztuka polega na tym by wysoką dyspozycję zaprezentować w, zbliżającym się wielkimi krokami, hicie rundy, czyli w meczu z Wisłą Kraków. Spotkanie "na szczycie" naszej ligi już za tydzień w Warszawie.