Emocjonalna opowieść Marko Jovanovicia: Kiedy myślisz, że masz raka i widzisz siebie tam na chemioterapii...

- Gdy mi powiedziano, że nie mam raka, tak się ucieszyłem, że mogę porównać to tylko do narodzin córek! - mówi [tag=6966]Marko Jovanović[/tag] z Wisły Kraków, który ma za sobą najtrudniejszy okres w życiu.

W przerwie między rundami Serb dostał ostrej infekcji wirusowej, po której pojawiły się powikłania kardiologiczne. W pewnym momencie lekarze podejrzewali, że 26-latek może chorować nawet na raka węzłów chłonnych (a nie jak głosiły pierwsze informacje białaczkę), co ostatecznie na szczęście wykluczono.

Od wtorku Jovanović jest już w Krakowie. W piątek spotkał się z dziennikarzami i zdobył się na emocjonalną opowieść o dwóch najdłuższych miesiącach swojego życia. Jak wcześniej zdradził klubowy lekarz Wisły Kraków dr Mariusz Urban, problem piłkarza wykryto w czasie rutynowych badań, które wykazały, że w jego płucach i worku osierdziowym pojawił się wysięk.

- Ja cały czas czułem się dobrze. Po badaniach kiedy powiedziano mi, że to może być coś poważnego, też nie czułem żadnego bólu, a wiadomo, że jak ktoś jest chory, to czuje się gorzej. Mogłem zrobić badania w Polsce w bardzo dobrej klinice, ale chciałem pojechać do Serbii, bo tam jest moja rodzina, a przecież nie wiedziałem, co będzie - zaczyna Jovanović.

- W Serbii zrobiłem wszystkie badania i na początku wydawało się, że wszystko jest normalnie. Miałem tylko ten płyn, ale w mniejszym stopniu, oraz powiększone węzły chłonne i lekarze stwierdzili, że potrzebny mi tylko dwutygodniowy odpoczynek. Po tym czasie wciąż jednak miałem płyn w płucach i w worku osierdziowym, a także powiększone węzły chłonne. Wtedy lekarze mi powiedzieli, że to może być poważny problem i muszę zrobić dodatkowe badania - opowiada wiślak.

- Wtedy okazało się, że to może być nawet rak węzłów chłonnych. To był dla mnie bardzo ciężki cios. Mój lekarz mówił, że może to być to, ale niekoniecznie to jest to, ale inni lekarze specjalistów mówiła, że to tylko to. Dla mnie i mojej rodziny to był taki szok, że nawet nie potrafię powiedzieć, jak się czułem w tym momencie. Powiedziałem wtedy: OK, wierzę w Boga i skoro jest taka sytuacja, to muszę walczyć - kontynuuje podróż przez ostatnie dwa miesiące Jovanović.

Gordan Bunoza i Marko Jovanović
Gordan Bunoza i Marko Jovanović

Moi przyjaciele zadzwonili do kliniki w Szwajcarii, do jednej z najlepszych. Jeśli tam by to zostało potwierdzone, to od razu mógłbym się tam leczyć. Udałem się do jednego z najlepszych onkologów w Europie i on na pierwszym spotkaniu, kiedy zobaczył wszystkie badania, że to nie jest rak, ale musiałem zrobić badania. Pojechałem do kliniki w Bazylei i zrobili mi kardiotest taką aparaturą, że w życiu takiej nie widziałem. Szukali wszędzie i nic związanego z rakiem nie znaleźli. Tak samo badania krwi niczego nie wykazały. Węzły chłonne ciągle miałem powiększone, ale powiedziano mi, że przy wirusie to jest normalny objaw. Struktura węzła nie była poddana zmianom, a moja była nienaruszona. W połowie kwietnia czekają mnie kolejne badania. Mogę zacząć treningi, ale bardzo stopniowo i pod kontrolą lekarzy - mówi.

- Dzięki Bogu nie jest to nic złego. Gdy to mi powiedziano, to tak się ucieszyłem, że mogę porównać to tylko do narodzin moich córek! Kiedy myślisz, że masz raka i widzisz siebie tam na chemioterapii... Mam dwie córki, żonę... Ale dzięki Bogu wszystko jest OK. Cieszę się, że trafiłem do tego lekarza. Pod jego opieką był między innymi Steve Jobs. Nazywa się Richard Herrmann - to Niemiec, który mieszka w Szwajcarii. 11 kwietnia znowu się do niego udam i przejdę kolejne badania - zdradza Jovanović.

Od wtorku Serb znów jest w Krakowie i niebawem rozpocznie delikatny trening: - Bardzo się cieszę, że jestem tutaj. Mam nadzieję, że do końca kwietnia będę do dyspozycji trenera. Nie chcę tego jednak przyśpieszać. Dziękuję wszystkim lekarzom w szpitalu, bo gdyby to nie wyszło, to mógłby być poważny problem. Dziękuję dr Urbanowi, który powiedział mi, że muszę zrobić rezonans magnetyczny, a mam problem z klaustrofobią i dzięki niemu razem z innymi lekarzami udało się to wykryć.

Problemy zdrowotne Jovanovicia odbiły się szerokim echem w jego ojczyźnie. - W Serbii dzień przed ostateczną diagnozą dziennikarze napisali, że mam duży problem i że mam raka i że walczę o życie. Nie jestem w stanie nawet powiedzieć, ile ile osób wtedy dzwoniło! Do mnie, do mojej rodziny, do mojej żony, do przyjaciół, do Ivicy Ilieva. Wszyscy mnie wspierali. I to zarówno kibice Partizana, ale także Crvenej Zvezdy. Pisali mi, że jestem z Partizana, ale są ze mną. Dziękuję tym wszystkim ludziom i nigdy tego nie zapomnę - mówi.

- To był jeden z najgorszych momentów jaki mnie dotknął. Teraz dużo inaczej patrzę na życie niż wcześniej... Kiedy w derbach z Cracovią doznałem kontuzji, pomyślałem sobie, że to koniec świata, bo drużyna była w dobrej formie i ja też. Kontuzja "dwójki" końcem świata... A teraz co miałem powiedzieć? - pyta retorycznie na zakończenie Jovanović.

Źródło artykułu: