Wynik 1:3 był nie do przełknięcia dla kibiców zielonych zwłaszcza ze względu na obraz gry. Ekipa z Drogi Dębińskiej stworzyła znikomą ilość czystych sytuacji, bo znów zagrała topornie i dużo poniżej swoich możliwości.
- Wszystko układało się dla nas dobrze aż do bramki na 1:1. W tym momencie coś siadło w mentalności i końcówka była już fatalna. Traktuję tę porażkę bardzo osobiście - powiedział Marek Kamiński. Następnie szkoleniowiec wprawił w osłupienie wszystkich dziennikarzy. Czym? - Dziękuję zawodnikom za walkę - oznajmił, mimo że akurat w tym elemencie zieloni zawiedli na całej linii i właśnie dlatego w końcówce stracili dwa gole (grając już dziesięciu na dziesięciu, bo wcześniej czerwoną kartkę otrzymał Christian Nnamani).
Czy takie słowa skierowane do zawodników nie są zbytnią pobłażliwością, a wręcz demotywacją? - Nie wycofam się z nich. Nasz problem leży przede wszystkim w głowach. Przegraliśmy, bo szwankowała psychika - obstawał przy swoim opiekun Warty.
Momentem przełomowym była 68. minuta. Siły na boisku się wówczas wyrównały i gospodarze się rozluźnili, zaś Calisia bezlitośnie to wykorzystała. - Faktycznie, ta czerwona kartka paradoksalnie podziałała na nas źle. Uczulałem zawodników, by byli skoncentrowani do końca i jestem zły, bo w osłabieniu spisywaliśmy się lepiej niż dziesięciu na dziesięciu - przyznał Kamiński.
Szkoleniowiec gości Mirosław Dymek stwierdził z kolei, że jego drużynę podbudował nie najlepszy początek rundy w wykonaniu przeciwnika. - Wiedzieliśmy, że inauguracja poznaniakom nie wyszła i dlatego byliśmy bardziej zdeterminowani. Nie zaczęło się dla nas najlepiej, ale byliśmy konsekwentni i to doprowadziło nas do sukcesu.