Skrzydłowy Śląska Wrocław po raz pierwszy wystąpił od pierwszego gwizdka sędziego i w pojedynku z zabrzanami pokazał się z bardzo dobrej strony. Po meczu pluł sobie jednak w brodę. - Chyba za szybko uwierzyliśmy w zwycięstwo i to nas pogrążyło. Straciliśmy dwa punkty, tego nie da się ukryć - przyznaje Paweł Zieliński, pomocnik wrocławskiej drużyny.
Wygrywając z Górnikiem Zabrze drużyna Tadeusza Pawłowskiego mogła liczyć się jeszcze w grze o górną połówkę tabeli T-Mobile Ekstraklasy. Dziś ich szanse są iluzoryczne. - Rywale z dołu stawki potracili punkty i dali nam wszelkie argumenty, żeby się odbić wyżej. Niestety nam się to nie udało. Jest nam przykro. Zawiedliśmy... - kręci głową z niedowierzaniem 23-latek.
- Żal sytuacji z pierwszej połowy, bo gdybyśmy którąś z nich wykorzystali i strzelili drugą bramkę, to pewnie byśmy ten mecz wygrali. Niestety taka jest piłka, że niewykorzystane sytuacje się mszczą - zauważa gracz Wojskowych.
Zawodnik WKS-u nie zamierzał unikać odpowiedzialności. - Cieszę się, że udało mi się asystować, ale bramka dla Górnika też była "moja". Zawaliłem krycie i wypada mi tylko przeprosić kolegów - posypuje głowę popiołem "Zielu".
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Po starciu z jednym z graczy Górnika Zieliński był na boisku opatrywany, a następnie w przerwie meczu założono mu kilka szwów. - Na boisku było dużo walki. Zderzyłem się pechowo z zawodnikiem z Zabrza i poleciała pierwsza krew. Szybko jednak założono mi opatrunek, a w przerwie poszyto i jest dobrze - uśmiecha się gracz drużyny z Alei Śląska.