Jan Paweł II - Boży Atleta, który wyprzedził nas w drodze do świętości

Wyniesiony na ołtarze Jan Paweł II jak żaden z poprzedników podczas swojego pontyfikatu sporo uwagi poświęcił sportowcom, a i sam uprawiał różne dyscypliny, będąc pod tym względem ewenementem.

W tym artykule dowiesz się o:

Tuż po wyborze na Stolicę Piotrową Polak poprosił o wybudowanie basenu w letniej rezydencji w Castel Gandolfo. Zapytany o zasadność tej decyzji, stwierdził z właściwym sobie humorem, że "musi być w dobrej formie, ponieważ wybudowanie basenu jest tańsze niż organizacja nowego konklawe".

Spośród wszystkich sportów szczególnie umiłował futbol. Był pierwszym Papieżem, który zasiadł na trybunach podczas meczu piłkarskiego. W październiku 2000 roku najpierw obejrzał spotkanie towarzyskie Włochy - Reszta świata rozgrywane na Stadionie Olimpijskim w Rzymie, który 10 lat wcześniej osobiście poświęcił. Niewiele później na tym samym obiekcie odprawił dla 70 tysięcy ludzi mszę świętą wieńczącą obchody Jubileuszu Sportowców. W czasie swoich pielgrzymek celebrował nabożeństwa na wielu stadionach. 17 listopada 1982 roku podczas mszy na Camp Nou w Barcelonie wspólnie z nim modliło się 120 tysięcy wiernych!

Jan Paweł II, który został wybrany Papieżem w wieku 58 lat, do końca pontyfikatu odbył w sumie 104 pielgrzymki. By sprostać trudom podróży wymagających często kondycji maratończyka, dbał o swą kondycję fizyczną. Stąd między innymi przydomek "Boży Atleta".

Sportowego bakcyla połknął w dzieciństwie. W czasach szkolnych w rodzinnych Wadowicach stał na bramce i stąd jego szczególny sentyment do golkiperów. Gdy w 1983 roku przyjął na audiencji piłkarzy Lechii Gdańsk, którzy przylecieli do Włoch na mecz Pucharu Zdobywców Pucharów z Juventusem Turyn, zapytał zawodników, kto jest bramkarzem. Gdy zgłosił się Tadeusz Fajfer, powiedział mu, że "domyśla się, że pewnie jest najgorszy w całej drużynie, bo zawsze wszystko, co złe, skupia się na bramkarzu". Ojciec Święty życzył lechistom wygranej, ale prosił, żeby tego nie rozpowiadać, bo "Włosi go wypędzą z Rzymu".

Klubem, któremu polski Papież oddał swoje sportowe serce, była Cracovia. Karol Wojtyła przeprowadził się z Wadowic do Krakowa po zdaniu matury w 1938 roku. Nic dziwnego, że wybrał Pasy, które były wówczas już czterokrotnym mistrzem Polski, podczas gdy rywal z drugiej strony Błoń, czyli Wisła, mistrzostwo świętował dopiero dwa razy. Jednak nie tylko sukces sportowy zadecydował o tym, komu będzie kibicował przyszły zwierzchnik kościoła. - Po prostu trudno było oprzeć się tej nazwie – przyznał po latach.

Kiedy 16 października 1978 roku został wybrany Głową Kościoła rzymskokatolickiego, miłość do klubu musiała rozwijać się na odległość. Z okazji 85-lecia Cracovii Jan Paweł II został odznaczony honorową diamentową odznaką i tylko jemu przypadł ten zaszczyt. W 2002 roku w czasie mszy świętej odprawianej na krakowskich Błoniach wśród setek transparentów wyróżniał się jeden: "Ojcze Święty – pozdrawia Cię Twoja Cracovia". Pomysłodawcą jego stworzenia był członek Rady Seniorów KS Cracovia Lech Kołodziejczyk, który później wielokrotnie wywieszał na trybunach stadionu przy Kałuży 1. Od 2005 roku żaden zawodnik Cracovii nie zagra już nigdy w koszulce z numerem "1" - numer został zastrzeżony właśnie dla Jana Pawła II.

Oficjalna delegacja krakowskiego klubu odwiedziła Papieża dwukrotnie. Najpierw w 1996 roku z okazji 90-lecia klubu uczestniczyła w audiencji generalnej, przekazując swojemu pierwszemu kibicowi pamiątki oraz dożywotni karnet na mecze "Pasów". W listopadzie 2003 roku gościły u niego władze polskiej piłki. – Nagle papież zapytał: "A jak tam moja Cracovia?". Gdy odpowiedziałem mu, że gra coraz lepiej, jest na fali wznoszącej i pewnie szybko wróci do I ligi, życzliwie się uśmiechnął – wspominał później prezes PZPN, Michał Listkiewicz.

Bliskiego spotkania z Cracovią Papież doczekał się kilkanaście miesięcy później. 3 stycznia 2005 roku zaszczytu uczestnictwa w audiencji prywatnej dostąpiły władze klubu i drużyna Wojciecha Stawowego, która pół roku wcześniej wróciła do ekstraklasy. - To było wielkie przeżycie duchowe. Mogłem nie tylko stanąć przed Ojcem Świętym i porozmawiać z nim, ale miałem jeszcze ten zaszczyt, że mogłem przedstawiać mu wszystkich swoich piłkarzy. Cieszę się, że doświadczyłem takiego szczęścia, by modlić się wspólnie z Papieżem i otrzymać od niego błogosławieństwo – mówi trener Stawowy.

- To było duże wzruszenie i jeden z ważniejszych momentów w moim życiu, co wielokrotnie podkreślam. Nie zapomnę nigdy tego zaszczytu, że mogłem rozmawiać z Papieżem. To jest głęboko w nas wszystkich – mówi prezes Pasów Janusz Filipiak. - To zrobiło na mnie duże wrażenie. Cieszę się bardzo z tego, że udało nam się spotkać z Ojcem Świętym. Każdy z nas bardzo przeżył moment, w którym podchodził do Papieża, całował pierścień i dostawał różaniec. Widać było, że jest już bardzo schorowany – wspomina ówczesny bramkarz Cracovii, Marcin Cabaj.

Mimo słabej kondycji fizycznej, Jan Paweł II potrafił zaskoczyć wszystkich gości i podczas pozowania do pamiątkowej fotografii, rzucił: - Cracovia pany! - Bardzo nas tym rozbawił. To było bardzo sympatyczne i humorystyczne, ale przecież Ojciec Święty wiedział, kiedy i jak żartować. Nigdy nie krył swojej sympatii Cracovii, a tymi słowami sprawił nam wiele radości – opowiada Stawowy.

- Bardzo się cieszył z tej wizyty Cracovii, bo przypomniał sobie dawne czasy - mówi dawny osobisty sekretarz Jana Pawła II kard. Stanisław Dziwisz. - Zawsze interesował się sportem, a zwłaszcza Cracovią. Wiem, że pamiętał dawne nazwiska - miał świetną pamięć. Większość lat Cracovii była bardzo bliska jego sercu. Dużo uśmiechu spowodowało to, jak powiedział "Cracovia Pany!" - dodaje metropolita krakowski.

Wśród piłkarzy Cracovii rozpoznał wówczas byłego zawodnika Wisły Kraków Kazimierza Węgrzyna. - "Ty już u mnie byłeś… ale z Wisłą". Znów było dużo śmiechu - wspomina ówczesny kierownik drużyny Pasów Maciej Madeja.

W pierwszym meczu po odejściu Jana Pawła II "do domu ojca" Cracovia w nieprawdopodobnych okolicznościach pokonała u siebie Legię Warszawa 1:0. Cabaj w doliczonym czasie gry obronił rzut karny, a kilkadziesiąt sekund później zwycięską bramkę zdobył Marcin Bojarski.

- Oczywiście, że pojawiały się takie myśli, że nad Cracovią czuwa opatrzność z nieba. Jeżeli ludzie w pewne rzeczy wierzą, to bardzo dobrze. Już wtedy mówiło się "święty za życia" i to było tylko kwestią czasu, kiedy zostanie wyniesiony na ołtarze. Skoro zawsze kibicował Cracovii, to jej pomaga, ale trzeba umieć to rozdzielić i dla nas to była jednak bardziej sytuacja sportowa – tłumaczy Stawowy. - Dało się odczuć, że ktoś nad nami czuwa – przekonuje Cabaj, który złapał wtedy strzał Łukasza Surmy - bratanka… kapelana Cracovii, ks. Henryka Surmy.

[wrzuta=1tHWD82gi5T,mmkk07]

- Praca w Cracovii to dla mnie olbrzymia nobilitacja z dwóch powodów. Po pierwsze to najstarszy klub w Polsce, a po drugie właśnie ze względu na to, że Jan Paweł II był i jest kibicem "Pasów", bo to, że nie ma go z nami teraz tutaj, to nie znaczy, że nie kibicuje tam z góry Cracovii i też innym. Miał przecież duszę sportowca i żywo interesował się sportem – podkreśla Stawowy.
[nextpage]

Jan Paweł II / fot. cracovia.pl
Jan Paweł II / fot. cracovia.pl

Tuż po wyborze Karola Wojtyły na Stolicę Piotrową w Polsce zapanował wielki entuzjazm, któremu jednak ze względu na uwarunkowania geopolityczne ciężko było dać upust. Dopiero po dwóch latach od rozpoczęcia pontyfikatu Jan Paweł II mógł przyjąć na audiencji grupę sportowców z Polski. Pierwsi tego zaszczytu dostąpili piłkarze reprezentacji Polski, która przyleciała do Italii na zgrupowanie.

- Ze względu na to, co działo się wtedy w Polsce, wizyta u Papieża nie mogła być punktem w wyjeździe żadnego sportowca – komentuje Andrzej Iwan, były znakomity napastnik reprezentacji Polski i Wisły Kraków. - Wszystko wyszło trochę dziwnie. To było świeżo po "aferze na Okęciu", a naszym menedżerem był Jan Strzelecki vel. Johny River. Gość postrzelony, ale sympatycznie postrzelony. On miał bardzo dobry układ z kardynałem Dziwiszem i załatwił tę audiencję. To oczywiście było nie w smak kierownictwu naszej reprezentacji. Po cichu liczyliśmy na to, że z błogosławieństwem Papieża sprawa z Okęcia rozejdzie się po kościach - opowiada 21-letni wówczas "Ajwen".

- Spotkanie odbyło się w bibliotece, atmosfera była fantastyczna. Wszyscy byliśmy bardzo przejęci. To nie było przecież spotkanie z towarzyszem z komitetu centralnego czy dyrektorem zakładu, które były na porządku dziennym. Z każdym z nas papież zamienił parę słów. Ja miałem osobistą satysfakcję, ponieważ trener Kulesza przedstawił mnie jako najlepszego strzelca ze wszystkich reprezentacji europejskich i Papież zagadał się ze mną trochę dłużej. Miałem okazję przypomnieć mu, że kiedy był jeszcze kardynałem, przyjeżdżał na pasterkę tam, gdzie mieszkałem, do wsi za Wzgórzami Krzesławickimi, żeby wspomóc budowę kościoła, o co przecież nie było wtedy łatwo w Nowej Hucie. To, że przyjeżdżał do nas taką dziurę, świadczyło o jego wielkości. Gdzie mógł, to pomagał - snuje opowieść Iwan.

29-krotny reprezentant Polski wspomina, że Jan Paweł II wiedział, na czym polega futbol: - Papież wspominał o tym, że był bramkarzem. Nie było przypadku w tym, co mówił o piłce. Czuć było bezpośredniość i to, że jest ze środowiska. Widać było, że piłka i sport nie są mu obce.

W 2003 roku odwiedziła Papieża reprezentacja Polski, która w 2002 roku po raz pierwszy od 16 lat zagrała na mistrzostwach świata. "Jak wchodziłem na podest do papieża, o mało nie dostałem zawału. Niech się schowają wszystkie przedmeczowe stresy w porównaniu z tym momentem. Byłem dosłownie zagotowany i wykrztusiłem: - Witam Ojcze Święty. I pocałowałem papieża w rękę. Pokazałem koszulkę reprezentacji z numerem "1" i nazwiskiem Wojtyła, dodając szybko: - Przyjechaliśmy do Watykanu jako delegacja polskiej piłki. Tu mam taki skromny prezencik. Ojciec Święty jest dla nas zawsze numerem jeden!" - pisał w swojej autobiografii Jerzy Dudek.

W 2000 roku Jan Paweł II przyjął na audiencji reprezentację polskich księży, która przyjechała do Watykanu rozegrać towarzyski mecz z drużyną Gwardii Szwajcarskiej. Biało-czerwonymi opiekował się Jerzy Engel. Papież zakończył audiencję prostym przesłaniem: "dowalcie im!". Po takim "błogosławieństwie" polscy księża zwyciężyli aż 8:1.

Papież gościł u siebie nie tylko piłkarzy z Polski. Na audiencjach u Ojca Świętego byli również najwięksi futboliści ostatnich dekad, z Diego Armando Maradoną i Ronaldo na czele. Papież-Polak jest jedynym człowiekiem na świecie, który należy równocześnie do klubu socios Barcelony i Realu Madryt - ten prosty fakt obrazuje jak wielkim cieszył się szacunkiem w sportowym środowisku. Co roku otrzymywał karnet sezonowy z numerem - a jakże! - "1".

W grudniu 2000 roku ówczesny prezes AS Romy Franco Sensi nazwał Ojca Świętego "Batistutą historii XX wieku", porównując papieża do argentyńskiego
napastnika swojej drużyny - Gabriela Batistuty. - Ale to nie tylko gracz ataku, który dzięki swym zdolnościom i intuicji rozwiązał wiele trudnych problemów. To także
prezydent klubu, który prowadzi swą drużynę, czyli Kościół i kiedy trzeba, rozmawia z nią za zamkniętymi drzwiami - mówił wówczas Sensi.

Żywot Jana Pawła II jest inspiracją dla kilku pokoleń Polaków. - Nie miałem nigdy możliwości bezpośredniego spotkania z Papieżem, ale uczestniczyłem w Eucharystii na błoniach krakowskich – mówi Radosław Zawrotniak, wicemistrz olimpijski z Pekinu i krakowianin z pochodzenia. W 2009 roku wygrał test wiedzy o Janie Pawle zorganizowany przez Telewizję Publiczną, wyprzedzając dziennikarzy, polityków i wszelkiej maści celebrytów.

- Ja się do takich rzeczy nie muszę przygotowywać. Wystarczy, że przygotowuję się tego co niedzielę. Myślę, że jeśli ktoś jest katolikiem i uczestniczy w życiu liturgicznym, to zdaje sobie sprawę z tego, co mówi najwyższy hierarcha największego Kościoła na świecie, jakie niesie przesłanie i jaki jest jego życiorys – mówi 33-letni szpadzista, dodając: - Jan Paweł II był hierarchią kościelnym, a ja jestem zrzeszony w Kościele rzymskokatolickim, więc był dla mnie przewodnikiem. Moje pokolenia urodziło się w czasie pontyfikatu Papieża-Polaka, co nas mobilizowało do tego, by postępować w życiu zgodnie z etyką chrześcijańską i nieść tę ideę miłosierdzia, dobrych manier, dobrego zachowania.
[nextpage]
Narciarstwo było kolejnym sportem, który Karol Wojtyła uprawiał od młodości i nie porzucił go po przeprowadzce do Watykanu. Najpierw szusował po polskich stokach, a później także po alpejskich ścieżkach. Jeszcze jako kardynał w rozmowie z włoskimi dziennikarzami stwierdził, że "w Polsce 50 procent kardynałów jeździ na nartach". Kiedy jeden z żurnalistów zauważył, że Polska ma tylko dwóch kardynałów, Wojtyła dodał: "Ma pan rację, ale z nas dwóch to kardynał Wyszyński nie jeździ na nartach".

Kiedyś zapytano kard. Wojtyłę, czy "to uchodzi, by kardynał jeździł na nartach". Rozmówca szybko nadział się na ripostę w stylu przyszłego Papieża: "Jedyne, co nie uchodzi kardynałowi, to źle jeździć na nartach!". Narciarstwo musiał porzucić dopiero w 1993 roku, kiedy doznał poważnej kontuzji ramienia. Z górami jednak się nie rozstał - wędrował po nich tak jak dawniej.

Karol Wojtyła uwielbiał też spływy kajakowe. Podczas jednej z takich wypraw dowiedział się o swojej biskupiej nominacji, a po wyborze na papieża powiedział swoim przyjaciołom, że "przesiadł się z kajaka na Łódź Piotrową".

Jan Paweł II lubił też poczuć adrenalinę związaną z szybką jazdą samochodem. W 1988 roku gościł w fabryce Ferrari i otrzymał wówczas do dyspozycji model cabrio, który natychmiast postanowił wypróbować. Za kierownicą zasiadł syn założyciela słynnej fabryki Piero Ferrari i wspólnie okrążyli tor pod Modeną, a Papież pozdrawiał licznie zebranych wiernych na stojąco z tylnego siedzenia.

17 stycznia 2002 roku przyjął na prywatnej audiencji zespół Ferrari, wraz z kierowcami Michaelem Schumacherem i Rubensem Barrichello. Szef Ferrari i Fiata Luca Cordero di Montezemolo wręczył papieżowi czerwony model-miniaturę najszybszego samochodu świata, wygłaszając dedykację: - Janowi Pawłowi II, który od przeszło 26 lat zajmuje pole position na drogach ludzkości. Dynamiczną siłą swego pontyfikatu Jan Paweł II przyspieszył bieg historii.

- W 2000 roku byliśmy na audiencji z medalistami z Sydney. Podszedłem do Papieża z Kamilą Skolimowską i Szymonem Ziółkowskim, a minister sportu wyjaśnił, że zdobyli złoto w rzucie młotem. Ojciec Święty uśmiechnął się i powiedział do nich: "dobrze żeście sierpem nie rzucali" - wspomina krajowy duszpasterz sportowców ks. Edward Pleń.

Ks. Pleń twierdzi, że sport był dla Jana Pawła II ważny do ostatnich dni: - 24 września 2004 roku byłem na audiencji w Castel Gandolfo. To było na niepełny rok przed jego odejściem i widziałem, że jest już bardzo słabiuteńki. Niedawno zakończyły się igrzyska w Atenach i w rękach trzymałem modlitewnik przygotowany dla reprezentantów. Kiedy byłem kilka metrów Ojca Świętego, obiecałem sobie, że nie będę o nic pytał, tylko ucałuje pierścień i odejdę. Kiedy byłem już metr od Ojca Świętego i wręczyłem mu ten modlitewnik, powiedziałem mu jednak, że byłem na igrzyskach. Papież jakby zapomniał o swoim cierpieniu, bólu i kazał opowiadać wszystko. Wyraźnie odżył dzięki rozmowie o sporcie.

W uznaniu zasług Jana Pawła II dla sportu przewodniczący MKOl Juan Antonio Samaranch wręczył mu - jako pierwszemu Papieżowi - złoty medal Orderu
Olimpijskiego. - Odszedł papież sportowców - stwierdził po śmierci Jana Pawła II prezes Włoskiego Komitetu Olimpijskiego Gianni Patrucci.

W celu właściwej promocji i postawy sportowej w sierpniu 2004 roku Jan Paweł II utworzył w Watykanie departament sportu. W ten sposób chciał podkreślić znaczenie sportu w życiu. Wyraził nadzieję, że nowy departament będzie pracował na rzecz "promocji sportu jako części kultury i nieodłącznego elementu rozwoju
człowieka w służbie pokoju i braterstwa. Sport jest systemem nerwowym współczesnego świata i nowym polem działania Kościoła. Kościół, który zawsze wykazywał zainteresowanie ważnymi aspektami ludzkiej koegzystencji, bez wątpienia musi zwrócić się także ku sportowi, który jest polem do nowej ewangelizacji".

W styczniu 2010 roku portugalski kardynał Jose Saraiva Martins zaproponował, by Jan Paweł II został patronem wszystkich sportowców na świecie. - Prekursorem tej myśli, by Jan Paweł II był patronem nie tylko polskich sportowców, ale wszystkich na świecie, było Krajowe Duszpasterstwo Sportowców. Pracujemy nad tym już od dłuższego czasu, praktycznie niemal od odejścia Jana Pawła II – mówi ks. Pleń.

- Sportowcy są jedną z nielicznych grup, która nie ma swojego patrona. On kochał po prostu sport, był wielkim kibicem - czego zresztą nie krył - Cracovii i sam uprawiał sporty. Wskazywał również sportowcom to, jaki w ogóle powinien być sport. Najlepszym dowodem jest rok 2000, kiedy na Stadionie Olimpijskim w Rzymie papież powiedział "że jest sport, który łączy ludzi, ale i sport, który dzieli". Miał oczywiście na myśli doping. Biorąc pod uwagę całokształt jego działalności, Jan Paweł II jest najlepszym kandydatem do tego, żeby został patronem sportowców – argumentuje Pleń.

Jak daleka jest droga do tego, by Jan Paweł II został patronem sportowców? - Konferencja episkopatu danego kraju musi wystąpić do Watykanu z wnioskiem o to. Odpowiednia kongregacja podejmuje decyzję i ogłasza, że dany święty staje się patronem grupy. My już mówimy naszym sportowcom o tym, że Jan Paweł II jest ich patronem. To co mówił, jest dla nas wszystkich bardzo bliskie, ale zawsze powtarzamy zawodnikom, że najważniejsze, by nauki Papieża przenieśli na grunt życia codziennego i swoją postawą, swoim sercem i świadectwem budowali Janowi Pawłowi II ten najpiękniejszy pomnik. Kiedy ktoś się mnie pyta, czy sportowiec może być świętym, odpowiadam "jak najbardziej". Święty to nie dziwak. Jan Paweł II był człowiekiem, który miał swoje słabości, bóle i cierpienia, ale potrafił się bawić, cieszyć i śmiać. Był jednym z nas, ale wyprzedził nas w drodze do świętości – puentuje naczelny duszpasterz polskich sportowców.

Źródło artykułu: