Po stojącym na bardzo dobrym poziomie 113. szlagierze T-Mobile Ekstraklasy pomiędzy Górnikiem Zabrze a Legią Warszawa kibice drużyny z Łazienkowskiej mogą już mrozić szampany. Stołeczna drużyna jest bowiem punkt od matematycznego zapewnienia sobie mistrzostwa Polski. Mentalnie warszawianie czuć się najlepszą drużyną w kraju nad Wisłą mogą już teraz, bo trudno sobie wyobrazić, by dali sobie wydrzeć tytuł.
[ad=rectangle]
Łyżką dziegciu w beczce warszawskiego miodu jest kontuzja, z jaką mecz przy Roosevelta kończył lider Legii Miroslav Radović. Jeden z głównych motorów napędowych stołecznej jedenastki ucierpiał w walce o piłkę z Pavelsem Steinborsem i z boiska schodził trzymając się za brzuch z grymasem bólu na twarzy.
Sam Serb nie był dobrej myśli. - Boli strasznie. Jeszcze nigdy mnie tak nie bolało. Zdziwiłbym się, gdyby się okazało, że żebra są całe - przyznał 30-letni zawodnik warszawskiej drużyny.
Czy w rzeczywistości doszło u "Rado" do złamania czy tylko mocnego stłuczenia żeber wykażą szczegółowe badania. Pierwotnie planowano, że zawodnik uda się do szpitala jeszcze w Zabrzu, ale realizację założeń uniemożliwiła kontrola antydopingowa, do wzięcia udziału w której wezwał serbskiego piłkarza delegat PZPN.
Obok Radovicia testy przeszli też Henrik Ojamaa i Tomasz Jodłowiec. Z kolei ze strony Górnika przebadano Bartosza Iwana i Dzikamaia Gwaze.
Jesteśmy na Facebooku. Dołącz do nas!
Procedury mocno opóźniły wyjazd Legii do Warszawy. Konieczne było bowiem oczekiwanie, by wszyscy zawodnicy oddali mocz do analizy. Najwięcej problemów miał Jodłowiec, który ostatecznie wrócił do stolicy samochodem.
[event_poll=27478]