"La Decima" w białej części Madrytu stała się już obsesją. Od kilku lat prezydent Florentino Perez wydaje miliony, aby w końcu kapitan jego Realu wzniósł w górę dziesiąty puchar za wygranie najważniejszych rozgrywek w Europie. Wcześniej Królewscy zwyciężali w pierwszych pięciu turniejach Pucharu Mistrzów (1956-1960). Sukces powtórzyli w 1966 roku, a kolejne tytuły do stolicy Hiszpanii przybywały już po oficjalnym zmienieniu nazwy na Ligę Mistrzów. Kiedy w 2002 roku, po finale z Bayerem Leverkusen, Fernando Hierro pokazywał kibicom dziewiąte trofeum w tych rozgrywkach, wszyscy myśleli, że i osławiona już "dziesiątka" wkrótce nadejdzie.
- Pamiętam jak wygrywaliśmy dziewiąte trofeum i chcieliśmy w kolejnym roku wygrać dziesiąte. Minęło jednak 12 lat, a Real nie może tak długo czekać na zwycięstwo - przyznał jedyny piłkarz z obecnej kadry Blancos, który pamięta poprzedni triumf w tych rozgrywkach, Iker Casillas.
[ad=rectangle]
Perez dokonywał kolejnych galaktycznych transferów, do Madrytu przybył Jose Mourinho, który po Ligę Mistrzów sięgał z dwoma innymi zespołami, pobito transferowy rekord, płacąc blisko 100 mln euro za Cristiano Ronaldo, ale "La Decima" co roku pozostawała niespełnionym przedsezonowym celem.
Co więcej, od tego czasu piłkarze Realu nie zasmakowali nawet gry w finale Ligi Mistrzów, a ewentualne mistrzostwa kraju były rozpatrywane w kategorii "na otarcie łez". Przed trwającym sezonem dziesiąta wygrana również była celem numer jeden. Z tego względu drużynę przejął Carlo Ancelotti, który po ten tytuł sięgał 2-krotnie z AC Milan, prezydent ponownie nie poskąpił grosza na transfery, a na Santiago Bernabeu trafił m.in. jeden z najlepszych graczy Premier League - Gareth Bale.
Teraz Królewscy są najbliżej wielkiego pragnienia od tych dwunastu lat. W końcu przebrnęli przez fazę pucharową, rozbijając w pył największego faworyta rozgrywek - Bayern Monachium, i znaleźli się w wielkim finale, który zostanie rozegrany na Estadio da Luz w Lizbonie. Naprzeciw stanie zespół zupełnie inny, choć również z siedzibą w Madrycie.
Trudno znaleźć słowo, jakie może określić wyczyny Atletico Madryt w trwającym sezonie. Powiedzenie "rewelacja" w pełni nie odzwierciedla poczynań walecznego zespołu dowodzonego przez charyzmatycznego Diego Simeone. Los Colchoneros od września zeszłego roku idą jak burza w każdych możliwych rozgrywkach. Co jakiś czas futbolowi eksperci wieszczyli koniec ich świetnej passy i nadejście kryzysu. Ostatecznie zakończyło się mistrzostwem kraju w lidze, w której zdobycie takiego tytułu przez zespół niewymieniany w gronie kandydatów wydaje się najtrudniejsze.
Przez dziewięć lat FC Barcelona i Real Madryt na przemian mianowały się najlepszą hiszpańską drużyną, pozostawiając daleko w tyle inne zespoły. W sezonie 2013/2014 jak z procy wystrzeliła jednak ekipa Atletico, która swoją wyższość w rozgrywkach nad iberyjskimi gigantami potwierdziła w ostatnim meczu ligowego sezonu, kiedy na Camp Nou zaliczyła zwycięski remis. Mecz ten określano jako jeden z dwóch wielkich finałów przed popularnymi "Materacami".
Piłkarze Atletico, którzy ostatnio robili furorę jedynie w pucharze pocieszenia - Ligę Europejską wygrywali w 2010 i 2012 roku, już trafili na karty historii klubu. W sobotę jednak mogą okazać się tymi najważniejszymi przez całe 111 lat istnienia zespołu. Największym sukcesem Loc Colchoneros na arenie europejskiej pozostaje bowiem przegrany finał Pucharu Mistrzów w 1974 roku. - To będzie najważniejszy mecz w historii Atletico Madryt - nie kryje Raul Garcia.
Obie ekipy w tym sezonie spotykały się już 4-krotnie. W rozgrywkach Primera Division lepszy bilans mają podopieczni Simeone, którzy zdobyli Santiago Bernabeu, wygrywając 1:0, a następnie na własnym boisku zremisowali 2:2. W półfinale Pucharu Króla górą byli jednak Królewscy, rozbijając w dwumeczu rywali 5:0.
Jakie składy szykują dwaj genialni taktycy? Ancelotti liczy na zabójcze trio "BBC" w postaci Bale'a, Karima Benzemy i Cristiano Ronaldo. - W sobotę będę w 100 procentach gotowy - zapowiedział niedawno kontuzjowany CR7, który w tym sezonie Ligi Mistrzów już pobił strzelecki rekord, trafiając do siatki rywali aż 16-krotnie. Dodatkowo będą ich wspierać prawdziwy król asyst, Angel di Maria oraz Fabio Coentrao, który w końcówce sezonu wygrał rywalizację na lewej stronie obrony z Marcelo.
Naprzeciw groźnego tercetu stanie jednak niemalże perfekcyjna linia obrony dowodzona z bramki przez Thibauta Courtoisa. Belg dzięki swoim niesamowitym interwencjom już zyskał sobie miano jednego z najlepszych golkiperów na świecie, mimo 22 lat na karku. Do tego kluczową rolę w grze na tyłach będzie odgrywać duet defensywnych pomocników Gabi - Tiago Mendes.
Ancelotti na pewno nie będzie mógł skorzystać z pauzującego za kartki Xabiego Alonso, którego ma zastąpić dość krytykowany Asier Illarramendi. Dodatkowo bardzo wyraźny znak zapytania widnieje przy nazwisku Pepe i najprawdopodobniej wielką szansę otrzyma kolejny młodzian - zaledwie 21-letni Raphael Varane. Być może Francuz będzie musiał powstrzymywać walecznego Diego Costę, który doznał cudownego uzdrowienia, a także jedynego piłkarza Atletico, znającego smak zwycięstwa w Lidze Mistrzów, Davida Villi.
Faworytem bukmacherów pozostaje Real, ale Atletico w tym sezonie już nie raz pokazało, że i w takiej roli potrafi sobie doskonale poradzić. Kto wygra madrycką bitwę? Doczekamy się wielkiego jubileuszu Królewskich czy też kompletnego i perfekcyjnego sezonu w wykonaniu Los Colchoneros?
Real Madryt - Atletico Madryt / sob. 24.05.2014 godz. 20:45
Przewidywane składy:
Real Madryt: Casillas - Carvajal, Varane, Ramos, Coentrao - Illarramendi, Modrić, di Maria - Bale, Benzema, Ronaldo.
Atletico Madryt: Courtois - Juanfran, Godin, Miranda, Luis Filipe - Koke, Gabi, Tiago, Turan - Villa, Diego Costa.
Sędzia: Bjorn Kuipers (Holandia).