To były czasy... Mundialowe wspomnienia z medalem w tle

Właśnie mija 40 lat od dnia, gdy Polacy pokonali Brazylię i wywalczyli medal piłkarskich mistrzostw świata. Teraz o takich wynikach możemy tylko pomarzyć, ale... Może lepsze czasy wkrótce nadejdą?

W tym artykule dowiesz się o:

Piłkarskie mistrzostwa świata w Brazylii wkraczają w decydującą fazę. Na tegorocznym mundialu nie ma Polaków, którzy nie zdołali się zakwalifikować. Równo 40 lat temu piłkarska Polska była jednak w futbolowym niebie. 6 lipca 1974 roku biało-czerwoni pokonali bowiem Brazylię i zdobyli medal mistrzostw świata. Co to była za drużyna...

- Na pewno jest miło powspominać takie czasy, ale również dochodzę do jednego takiego wniosku, że tak orkiestra i kapela gra, jak koncertmistrz dyryguje. Piłkarzy naprawdę mamy, nie doczekaliśmy się następcy pana Kazimierza Górskiego. Jeśli chodzi Piechniczka, to na pewno również osiągnął sukces, ale w dużej mierze dzięki zawodnikom, którzy grali u pana Kazimierza. Cóż, to tylko świadczy o tym, że polska myśl szkoleniowa, czego najlepszym jakimś takim przykładem jest Franciszek Smuda spowodowała, że my te mistrzostwa w Brazylii możemy oglądać tylko w telewizorze, a nie z udziałem naszych zawodników - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Jan Tomaszewski, bramkarz tamtego zespołu.
[ad=rectangle]
Jak mogło być, a nie jest...

40 lat temu z polskim zespołem każdy na świecie musiał się liczyć. A teraz? Teraz większość piłkarskich kibiców na świecie nasz kraj kojarzy tylko przez pryzmat Roberta Lewandowskiego. Na mundialu nas nie ma, a patrząc na poziom brazylijskich mistrzostw, wielu fanów mówi sobie w duszy, że po prostu byśmy tam nie pasowali.

- Widać jak na dłoni, że te mistrzostwa świata są triumfem europejskiej myśli trenerskiej. Praktycznie wszyscy zawodnicy z podstawowych jedenastek, a jak nie to zdecydowana ich większość, może oprócz Kostaryki, to są Europejczycy. Wiadomo co mam na myśli - uważa bohater z Wembley. - W tę 40 rocznicę aż po prostu łezka się kręci, ale z drugiej strony taka niemoc, że my nie potrafimy tej
myśli europejskiej wprowadzić do europejskiego ponoć kraju. Niestety, futbolowo jesteśmy jeszcze poza Europą - podkreśla.

Co by było, gdyby...

W 1974 roku graliśmy w meczu o trzecie miejsce, ale co by było gdyby nie słynne spotkanie na wodzie? W nim, w arcytrudnych warunkach, przegraliśmy 0:1 z RFN.

- Nie szkoda tego spotkania. Dlaczego? Dlatego, że ja uważam, że to tak jak na tym mundialu w Brazylii - czy Kolumbia zasłużyła na to, aby grać dalej? Na pewno Brazylia zasłużyła, na pewno Niemcy bardziej niż powiedzmy Francuzi czy Kolumbijczycy, bo w finale powinni grać drużyny nie tylko, które się najlepiej prezentują, ale które najlepiej wyglądały przez te cztery lata - rozpoczyna Tomaszewski.

- My chyba nie byliśmy wówczas taką drużyną, która mogłaby dorównać Niemcom jeżeli chodzi o nawet takie przygotowanie przed mistrzostwami. Za całokształt Niemcy to na pewno powinni wygrać z nami, ale i wygrali mistrzostwa. U nas po tym meczu z Niemcami na pewno była ogromna satysfakcja, bo Niemcy mówili o nas, że wspaniały zespół, dobrze grający i oni rzucili taką teorię, że kto wie co by było, gdyby nie było tej wody - dodaje.

W tym spotkaniu Polacy dali z siebie wszystko. Z boiska zeszli jednak pokonani. - Pan Kazimierz nam powiedział przed meczem - niech każdy z was schodząc po spotkaniu zada sobie jedno pytanie: czy zrobiłem wszystko, aby ten mecz wygrać. I chyba tak to było. Daliśmy z siebie wszystko, ale oni po prostu byli lepsi. Oni nie musieliby strzelić bramki i graliby w finale, bo mieli lepszy stosunek od nas... I strzelili nam gola. My musieliśmy zdobyć bramkę, żeby wygrać i nie byliśmy w stanie tego zrobić. Tak się stało, jak się stało - mówi były bramkarz.

Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce

Reprezentacja Polski z RFN przegrała, ale dla wszystkich polskich kibiców i tak była zwycięzcą tego meczu, jak i całych mistrzostw.

- To był chyba pierwszy mecz w historii polskiej piłki w którym kibice byli dumni i dziękowali nam za tę honorową porażkę - wspomina Jan Tomaszewski.

I dodaje: - Po tym meczu otrzymaliśmy więcej telegramów z gratulacjami z Polski niż po pięciu poprzednio wygranych spotkaniach. Wtedy przecież nie było telefonów komórkowych czy faksów. Te wszystkie telegramy były praktycznie z jednym takim tekstem: dla nas jesteście mistrzami świata, pozostał mecz z Brazylią. Jeśli
polscy kibice mówią, że pozostał tylko mecz z Brazylią, tak utytułowanym zespołem, to był nieprawdopodobny taki "power", który wykorzystaliśmy. Można bowiem powiedzieć, że mecz z Brazylią wygraliśmy jak najbardziej zasłużenie.

Wiara i... nadzieja na przyszłość?

Gdzie dziś jest piłkarska reprezentacja Polski? Na pewno o takich wynikach jak te w 1974 roku na tę chwilę możemy tylko pomarzyć, ale... - Uważam, że w ciągu trzech, czterech lat doskoczymy do czołówki europejskiej. Jeszcze raz podkreślam - to co zrobiła drużyna Bońka przez te 1,5 roku, to tamci nie zrobili przez dziesięciolecie. Będzie to procentowało. Jestem o tym przekonany. Będzie procentowała unifikacja treningów na orlikach, szkoła w Białej Podlaskiej, nowoczesne szkoły trenerskie. Trudno coś zrobić w ciągu roku, jak się spieprzyło ostatnie pięć czy dziesięć
lat. A już te trzy ostatnie przed Euro 2012 to był sabotaż. Trudno nagle zrobić zespół - twardo deklaruje były reprezentant Polski.

O to, aby drużyna grała tak, jak polscy kibice po cichu marzą, musi już zadbać Adam Nawałka. - Jestem przekonany, że jeśli Nawałka zdecyduje się na otoczenie trójki z Niemiec i bramkarza oraz Krychowiaka młodymi chłopcami, tak jak zrobili to Belgowie czy Szwajcarzy, lub Francuzi, to jestem przekonany, że w ciągu trzech, czterech lat doskoczymy do czołówki europejskiej, bo naprawdę mamy utalentowanych zawodników. Niestety naszymi trenerami rządzili menadżerowie - uważa legendarny golkiper.

- Pan Kazimierz Górski miał dwóch światowej klasy zawodników: Deynę i Lubańskiego. Tę dwójkę otoczył osiemnastką młodzieżowców, między innymi mną i w sumie ta dwudziestka zdobyła takie laury. My w tej chwili mamy czterech światowej klasy zawodników i co robili poprzedni selekcjonerzy? Otaczali ich osiemdziesięcioma zawodnikami. Ten Lewandowski nigdy nie wiedział, kto zagra za nim, a ten Szczęsny czy Boruc kto wystąpi przed nim. Póki co piłka nożna na tym polega - dodaje.

Jan Tomaszewski nie byłby jednak sobą, gdyby... nie wbił komuś szpilki. - Polska Szkoła Trenerów, mogę powiedzieć z pełną odpowiedzialnością, jest to największa kompromitacja w futbolu światowym. Ta szkoła, która była, to była największa kompromitacja światowego futbolu. W tej chwili idzie to ku dobremu i jestem przekonany, że za trzy, cztery lata będziemy dumni z naszych chłopców - podsumowuje.

Oby.

Komentarze (0)