Piłkarze ze Stargardu Szczecińskiego świetnie rozpoczęli sezon II ligi. Po skromnym, lecz ciężko wywalczonym sukcesie w Wałbrzychu, pokonali w sobotę Wisłę Puławy 4:0. - Cieszę się z trzech punktów i takiego wyniku. Początek nie zapowiadał, że aż tak łatwo będzie wygrać - zaznaczył trener Błękitnych, Krzysztof Kapuściński.
Stargardzianie dzięki kompletowi punktów i korzystnemu bilansowi bramek (5:0) zostali liderem II ligi. Po 2. kolejce wyprzedzić ich może jeszcze Limanovia Limanowa, jeśli wysoko wygra z Górnikiem. W sobotę nie miejsce w tabeli było jednak najistotniejsze, a wynik oraz styl, w jakim Błękitni pokonali zespół z Puław. Gospodarze długo utrzymywali się przy piłce, lecz początkowo był to otwarty pojedynek z obu stron. Kluczowe okazały się stałe fragmenty gry, czyli element wyćwiczony na treningach. - Szybko zdobyta bramka ułożyła nam ten mecz. Za chwilę Wisła odpowiedziała. Na szczęście ze spalonego. Strzeliliśmy po stałym fragmencie gry na 2:0. Muszę przyznać, że jest to element ćwiczony przez nas. W piątek Maciek (Liśkiewicz przyp. Red.) strzelał na treningu dokładnie takie same bramki. Po drugim golu chyba za bardzo uwierzyliśmy, że jest już po meczu. Za dużo przestojów w pierwszej połowie. Byliśmy myślami, że mecz już jest wygrany. Właśnie 2:0 to najgorszy wynik, bo rywal mógł zdobyć kontaktową bramkę i jest uskrzydlony, a my mogliśmy stracić wiarę - analizował trener Błękitnych.
[ad=rectangle]
Z nowym animuszem Biało-niebiescy ruszyli po przerwie. - W szatni porozmawialiśmy sobie. Wiedzieliśmy, że Wisła się na nas rzuci. Zawodnicy konsekwentnie realizowali to, co sobie nakreśliliśmy. Utrzymywali się przy piłce i stwarzali kolejne sytuacje. Szkoda niewykorzystanego karnego Michała Magnuskiego, bo przy 3:0 mogło być po meczu - przyznał Krzysztof Kapuściński.
"Jedenastka" niestrzelona przez Michała Magnuskiego wzbudziła trochę kontrowersji. Wcześniej napastnik, który w poprzednim sezonie zdobył 17 bramek nie radził sobie dobrze. - Michał początek po letniej przerwie ma zawsze nie taki, jak późniejsze mecze. Myślę, że z każdym kolejnym spotkaniem będzie coraz lepiej - bronił swojego zawodnika Kapuściński.
Co ciekawe w końcówce minionego sezonu w bardzo istotnym spotkaniu Magnuskiego z 11 metrów zatrzymał bramkarz Ostrovii Ostrów. Wtedy jednak snajper Błękitnych dobił swój strzał. Teraz na boisku w czasie, gdy sędzia podyktował pierwszą "jedenastkę" nie było innego etatowego wykonawcy rzutów karnych, Roberta Gajdy, który strzelił już 10 minut później. Czy przy kolejnej takiej sytuacji trener Błękitnych miał awaryjne plany? - Jest Flis i Tomek Pustelnik. Myślę, że Michał na jakiś czas wyleczył się z karnych. "Franek (Robert Gajda przyp. Red.) w poprzednim sezonie z Rozwojem też nie strzelił karnego. Wskoczył za niego Michał Magnuski i strzelił pięć kolejnych "jedenastek" - zakończył Krzysztof Kapuściński.