Arkadiusz Głowacki: Tak się nie da grać w piłkę!

Kapitan Wisły Kraków [tag=1121]Arkadiusz Głowacki[/tag] nie był zadowolony z widowiska, jakie Biała Gwiazda wespół z Ruchem Chorzów (2:2) zaserwowała kibicom w meczu 4. kolejki T-Mobile Ekstraklasy.

Biała Gwiazda zremisowała z Niebieskimi 2:2 i zachowała status niepokonanej w nowym sezonie T-Mobile Ekstraklasy, ale jej kapitan po końcowym gwizdku nie był zadowolony z nonszalancji, z jaką jego zespół zaprezentował się przeciwko Ruchowi.

- Kiedy się odkrywamy i zostawiamy środek pola, to kwestią czasu jest to, kiedy przeciwnik strzeli bramkę. To był bardzo naiwny, radosny futbol. Kibice i telewidzowie pewnie mogą być zadowoleni, bo było dużo sytuacji, padły cztery bramki, były zwroty akcji, ale dla mnie tak nie można grać - tak się po prostu nie da grać w piłkę. Punkty rodzą się z dobrej gry w obronie - mówi Arkadiusz Głowacki.
[ad=rectangle]
Krakowianie prowadzili od 18. minuty 1:0 za sprawą Rafała Boguskiego i mieli szanse na kolejne gole, ale zamiast powiększyć przewagą dali ją sobie odebrać. W II połowie Wisła ruszyła do ataku, ale to Ruch wyszedł na prowadzenie i Biała Gwiazda szczęśliwie uratowała remis w końcowych minutach.

- Profesjonalna piłka nie polega na tym, żeby biegać w jedną i w drugą stronę i "może się uda, a może się nie uda". Zabrakło nam cierpliwości, spokoju i wyrachowania, a Ruch czekał na nasze błędy i je wykorzystał. Wypada się cieszyć, że Ruch nie wykorzystał wszystkich sytuacji... - mówi "Głowa".

Trener Franciszek Smuda za utratę bramki na 1:2 obwinił 19-letniego Tomasza Zająca, który przy próbie dryblingu stracił piłkę w polu karnym Ruchu, a zainicjowany w ten sposób kontratak Niebieskich zakończył się golem Michała Efira.

- Zając to jest chłopak, który wychodzi bez kompleksów. Jak mu wszystko wychodzi to jest OK, ale te jego niektóre straty kosztują mnie dużo zdrowia, bo albo jest z tego bramka, albo jest jej bardzo blisko. Musi nad tym popracować, bo ta druga bramka wynikła z tego, że chciał założyć rywalowi siatkę, później się przewrócił i myślał, że sędzia da rzut karny, ale tak nie było i straciliśmy bramkę - mówi "Franz".

Głowacki natomiast nie ma zamiaru zrzucać winy na młodszego kolegę: - To było sto metrów do bramki, więc to bardziej kwestia naszego ustawienia, a nie Zająca. Być może tak bardzo chcieliśmy strzelić bramkę, że zapominaliśmy o taktyce, o asekuracji ataku. O tym musimy porozmawiać, bo tak po prostu nie można grać w piłkę.

Komentarze (0)