Sosnowiczanie stracili zwycięstwo z Rakowem w doliczonym czasie gry. "Zabrakło koncentracji do samego końca"

W dramatycznych okolicznościach zawodnicy Zagłębia Sosnowiec zremisowali z Rakowem, tracąc bramkę już w doliczonym czasie gry. – Brakło koncentracji do końca – podkreśla Sławomir Jarczyk.

Podopieczni Mirosława Smyły byli bardzo bliscy wywiezienia trzech punktów z Częstochowy. Sosnowiczanie objęli prowadzenie w 38. minucie, gdy do siatki Rakowa trafił Jakub Arak, ale w drugiej połowie oddali inicjatywę częstochowianom. Piłkarze Rakowa długo nie potrafili jednak zmusić do kapitulacji Mateusza Matrackiego. Aż do 90. minuty, gdy w zamieszanym podbramkowym do pustej bramki piłkę dobił Wojciech Reiman. - Cofnęliśmy się, bo Raków coraz bardziej napierał, ale do pewnego momentu skutecznie się broniliśmy. Brakło koncentracji do samego końca, bo gdybyśmy dowieźli prowadzenie, to myślę, że bylibyśmy zadowoleni i nie patrzelibyśmy na styl. Nie jesteśmy pierwszą drużyną, która po strzeleniu bramki cofnęła się. Tym bardziej, że Raków teraz też bardzo dobrze się spisuje i to nie jest ten sam zespół, który prawie spadł z tej ligi - zauważa kapitan Zagłębia, Sławomir Jarczyk.

[ad=rectangle]

Wśród graczy Zagłębia panowały po spotkaniu mieszane uczucia. Sosnowiczanie cenili sobie jeden punkt, ale z drugiej bardzo żałowali zaprzepaszczonej szansy na zwycięstwo i tym samym podtrzymanie udanej passy. - To trudny teren i szanujmy ten punkt. Wiadomo, że chcieliśmy wygrać, bo ostatnio nam się to udawało. Byliśmy blisko wywiezienia stąd trzech punktów, ale nie ma co zwieszać głów i robić z tego wyniku tragedii - podkreśla Jarczyk.

Innego zdania byli fani Zagłębia, którzy szczelnie wypełnili sektor dla gości na częstochowskim obiekcie. Po ostatnim gwizdku arbitra nie przebierali w słowach i dosadnie ocenili postawę piłkarzy. - Nie jest to na pewno przyjemne, bo gdybyśmy wygrali, to możliwe, że ich reakcja byłaby inna. Zabrakło nam dwóch lub trzech minut do tego, by ich nastroje były całkowicie odmienne. Trzeba to przyjąć na "klatę", bo oni mają takie prawo. Jeżdżą za nami, kupują bilety i zrzucają się na autokar. My jesteśmy od tego, by jak najlepiej spisywać się na boisku, a oni na trybunach mogą zachowywać się jak chcą. Nie będziemy przecież im niczego dyktować - puentuje kapitan sosnowieckiej jedenastki.

Źródło artykułu: