Mario Gomez wystąpił w narodowych barwach po ponad rocznej przerwie. Poprzednio założył trykot reprezentacji w rozegranym 14 sierpnia 2013 roku pojedynku z Paragwajem (3:3). Snajper Fiorentiny wrócił, dostał szansę gry od pierwszego gwizdka i zawiódł na całej linii, marnując dwie wyśmienite okazje do pokonania bramkarza Argentyny. W sporej mierze wskutek nieskuteczności "Super Mario" mistrzowie świata przegrali 2:4. Kibice dali wyraz swojemu niezadowoleniu z postawy napastnika gwizdami, kiedy w 57. minucie opuszczał murawę.
[ad=rectangle]
- W mojej ocenie nie było tak tragicznie. Obie sytuacje powinienem wykorzystać, można nawet powiedzieć, że musiałem zamienić je na gole. Kiedy jednak nie ma się odrobiny szczęścia, piłka nie wpada - tłumaczy się były gwiazdor Bayernu Monachium. - Nie miałem udziału w sukcesie na mundialu i ludzie oczekiwali, że teraz przydam się reprezentacji. Również miałem na to nadzieję, ale nie udało się. Kibice? Koncertu gwizdów nie było, a poza tym - taki jest futbol - przekonuje Gomez, który wierzy, że w niedzielę wystąpi przeciwko Szkocji w eliminacjach Euro 2016.
Fani na Esprit Arena w Duesseldorfie gwizdali nie tylko na Gomeza, ale także na pozostałych reprezentantów, którzy rozegrali słabe zawody. Postawa niemieckich sympatyków wyraźnie nie przypadła do gustu Joachimowi Loewowi. - Nie jest łatwo być reprezentantem Niemiec, skoro gwiżdżą na ciebie kibice na własnym stadionie - ocenia selekcjoner na łamach sport1.de. - Gomez? Wiedzieliśmy, że nie jest jeszcze w najwyższej dyspozycji. Najważniejsze póki co jest dla mnie jego zaangażowanie w grę i chęć do walki - dodaje.