Artur Długosz: Nie dość, że nie idzie wam w T-Mobile Ekstraklasie, to teraz dostaliście takim obuchem w głowę w Stalowej Woli. To ciężkie chwile dla Lechii Gdańsk.
Bartłomiej Pawłowski: Rzeczywiście, jest to fatalna seria z naszej strony. W tym momencie nie szukamy sobie żadnych usprawiedliwień. Nasz kapitan po tym spotkaniu w Stalowej Woli wziął tę inicjatywę w szatni i powiedział, że trzeba podejść do tego tak, jak mężczyźni. I ma całkowitą rację. Póki co wyglądaliśmy jak zespół chłopców, a nie facetów. Wydaje mi się, że suma wszystkiego składa się potem na wynik. Gdzieś nie udaje nam się tego - jak się to mówi - stylu gry narzucić na zespół przeciwny i tracimy bramki, gdzie drużyna przeciwna daje bardzo dużo ze swoich rezerw. Tutaj w II lidze ci panowie, którzy przeciwko nam grali, to widać było, że bardzo ambicjonalnie. Boli przede wszystkim to, że przecież my też mamy ambicje i są pewne jasne cele postawione. Tutaj nic nie jest ukryte i każdy sobie zdaje z tego sprawę. Najgorsze jest to, powiem sam za siebie, że ja sam z tą sprawą jak się prezentuję, czuję się fatalnie. Nie będę sobie szukał żadnego alibi, będę patrzył tylko w swoje buty i w to, jak niestety nie daję tej jakości, jaką tak bardzo chciałem dawać.
[ad=rectangle]
Dlaczego jest tak, jak jest? W związku z twoją osobą były duże oczekiwania, a wiemy jak to wygląda.
- Tak, wiadomo że oczekiwania były. Ja miałem sam przed sobą wielkie oczekiwania. Były pozytywne impulsy w spotkaniach przed sezonem. Wskazywało na to, że pójdzie dobrze, a niestety życie brutalnie zweryfikowało moją postawę. Na obecną chwilę trzeba podejść do tego całkowicie po męsku i patrzeć tylko na siebie. Przede wszystkim spojrzeć w lustro i zapytać się czy zrobiłeś wszystko tak, jak powinieneś zrobić, bo wynik na boisku, postawa na boisku, jest sumą wielu czynników z zewnątrz tak samo i z treningu. Myślę, że czeka mnie porządny rachunek sumienia.
Gdy rozmawialiśmy w Maladze tuż po podpisaniu przez ciebie kontraktu, byłeś pełny optymizmu. A teraz patrząc na ciebie...
- Powiem tak: myślę, że humor dopisuje wtedy, kiedy jest wynik i sądzę, że wynik też kreuje wizerunek zespołu. Po prostu brakuje nam konsekwencji. Trener powiedział takie słowa, że w konsekwencji dostajemy bramkę ze stałego fragmentu gry, gdzie wrzutka jest z połowy boiska, ta piłka leci sto lat i najgorsze jest to, że każdy wie co ma zrobić, a popełniamy błędy. To nas boli, przede wszystkim mnie to boli, że kolejny raz zawodzę swoje własne oczekiwania, te które miałem przed sobą. Nie stoję tutaj w takiej dyspozycji w jakiej byłem chociażby w Widzewie czy na początku w Maladze.
Drużynie ciężko złapać właściwy rytm gdy przychodzi do niej tak wielu zawodników w tak krótkim odstępie czasu?
- Myślę, że to widać gołym okiem. Brutalne życie zweryfikowało nasze postępowanie. Powiedziałem, że ja będę patrzył tylko na siebie i na swoją osobę, i nie będę sobie w żadnym razie szukał w żaden sposób alibi.
Presja ciąży na boisku?
- Wiadomo, jesteśmy profesjonalistami. Na razie wygląda to tylko z nazwy, ale mimo wszystko nazwa też zobowiązuje. Powiem na zasadzie profesjonalisty, którym chciałbym być, bo na razie sam mam do siebie pretensje, że tak to nie wygląda profesjonalnie na boisku, jak powinno być. Przychodząc do klubu oczekiwania nie mogą blokować naszych myśli, naszego podejścia i przede wszystkim nie możemy się bać podejmować wyzwań. Tym bardziej, że nasi przeciwnicy tych wyzwań podejmować się nie boją i wielokrotnie pokazują to na boisku. W takim momencie można tylko swoją postawą zmierzyć się z tymi oczekiwaniami, z tym przeciwnikiem. Niestety tę batalię przegrywamy. To jest bardzo prosta sprawa, ale musimy wykorzystywać każdy czas teraz jaki mamy ze sobą, żeby jakieś zbierać pozytywne impulsy, i aby przeciwstawić się przeciwnikom na boisku. Wielokrotnie głównym czynnikiem jest to, żeby narzucić im swoją wolę i grę, żeby to oni o te pięć, dziesięć czy piętnaście procent bardziej się nas bali i żebyśmy tę przewagę właśnie potem potrafili wykorzystać nad nimi.
Patrząc na waszą grę, to na boisku was mało kto się już chyba boi...
- Pamiętam spotkanie z Podbeskidziem, które na początku przyjechało i w zasadzie był taki obiór tego, że przyjechali przestraszeni, że się bali. My dominowaliśmy w tym spotkaniu, strzeliliśmy bramkę i w pewnym momencie bańka prysła. Zespół Podbeskidzia wtedy zaczął starać się narzucić swoją wolę i prowadzić swoją grę. Rzeczywiście w drugiej połowie wszyscy się pytali co się z nami stało. To jest właśnie kluczowe pytanie. Myślę, że każdy z nas już od dłuższego czasu sobie je zadaje i szuka odpowiedzi. Jestem przekonany, że im szybciej znajdziemy odpowiedzi na takie proste pytania, tym szybciej będziemy po prostu w stanie spełnić te oczekiwania, które mamy sami przed sobą, ale także tych wszystkich ludzi, którzy się zaangażowali w ten klub i w tą inicjatywę, jaką jest Lechia Gdańsk.
[b]
Nowy trener, który ma być, będzie tym światełkiem w tunelu i pozytywnym impulsem?[/b]
- Oby tak było, ale proszę zauważyć, że teraz także mieliśmy nowych szkoleniowców. Ludzi sercem związanych z tym klubem i na pewno nikt nie powie złego słowa na te osobistości, bo na pewno ten czas, jaki teraz był, wykorzystywali najlepiej jak mogli, żeby nas do tego spotkania w Stalowej Woli i kolejnego z Górnikiem Zabrze przygotować. To jest tak, że po prostu kluczem do wszystkiego jest spojrzenie na samego siebie i odpowiedzenie sobie na pytanie, poszukania sobie odpowiedzi, czy ja wszystko robię dobrze.
2. potrzebna jest większa asekuracja dla obrońcy Czytaj całość