Łotysz przyjechał do Polski w styczniu 2011 roku w glorii króla strzelców rodzimej ekstraklasy, który wywalczył, mając ledwie 18 lat. Zapracował na laur zdobyciem 18 bramek w 26 występach dla Metalurgsa Lipawa. Rok wcześniej świętował z tym klubem mistrzostwo Łotwy, do którego dołożył swoją cegiełkę w postaci dziewięciu trafień, a pamiętajmy, że miał wtedy ledwie 17 lat.
Zagłębie Lubin zapłaciło za niego ok. 400 tys. euro, ale w pierwszej rundzie w Polsce otrzymał w Miedziowych tylko cztery szanse, w czasie których spędził na boiskach T-ME raptem 98 minut i na sezony 2011/2012 oraz 2012/2013 został wypożyczony do GKS-u Katowice. W I lidze zdobył 16 bramek w 47 występach i wrócił do Lubina, gdzie znów nie dostał prawdziwej szansy, bo za taką nie można uznać 83 minut w pięciu spotkaniach.
[ad=rectangle]
Lubiński rozdział w karierze zamknął w atmosferze skandalu. Na początku listopada 2013 roku został przez Zagłębie ukarany za niesubordynację i złamanie regulaminu drużyny. Po rozegranym 2 listopada meczu z Legią Warszawa (0:2) wraz z Pawłem Widanowem i Michalem Papadopulosem pojechał do Pragi, czym naruszył regulamin drużyny i został za to ukarani finansowo przez klub.
Z kolei w połowie miesiąca w czasie zgrupowania młodzieżowej reprezentacji Łotwy Rakels podpadł selekcjonerowi i władzom rodzimej federacji. Po spotkaniu z Liechtensteinem, w którym rozegrał pełne 90 minut, wraz z czterema kolegami z "młodzieżówki" wbrew zasadom panującym w drużynie, ruszył w miasto. Został za to usunięty z reprezentacji.
Na początku stycznia rozwiązał kontrakt z Zagłębiem, a pomocną dłoń wyciągnął do niego trener Cracovii Wojciech Stawowy, któremu Łotysz wpadł w oko w sezonie 2012/2013, gdy Pasy rywalizowały z GKS-em Katowice w I lidze. W rundzie wiosennej minionego sezonu 22-latek co prawda nie zdobył żadnej bramki, ale zaprezentował się na tyle korzystnie, że latem krakowski klub zdecydował się na przedłużenie współpracy.
W pierwszych kolejkach Rakels przegrywał rywalizację o miejsce w składzie z Dawidem Nowakiem i Dariuszem Zjawińskim, a do "11" wskoczył przypadkowo, gdy na rozgrzewce przed meczem z Jagiellonią Białystok (1:2) urazu doznał Nowak. Rakels chwycił szansę obiema rękami i już w Białymstoku zdobył swoją pierwszą bramkę w T-Mobile Ekstraklasie. Od debiutu w lutym 2011 roku czekał na to 1252 dni! Z drugiej strony w tym czasie rozegrał w ekstraklasie tylko 547 minut w 18 ligowych meczach.
Później dołożył trafienia z Górnikiem Łęczna (2:1), Okocimskim Brzesko (2:1) i Zawiszą Bydgoszcz (1:0). Co ważne, Łotysz strzelał bramki, które dawały Pasom zwycięstwa. Dziś z czterema golami w 12 występach jest najskuteczniejszym graczem Cracovii i wrócił też do reprezentacji Łotwy.
- Najważniejsze, że wygraliśmy. Ja miałem jeszcze szansę na drugiego gola i gdybym ją wykorzystał, grałoby się nam łatwiej. Czy to moja najlepsza runda w ekstraklasie? Przede wszystkim zacznijmy od tego, że dużo ich nie było. Wcześniej grałem praktycznie tylko u trenera Wojtka Stawowego. Z tych, co zagrałem, to najlepsza runda, ale spokojnie, nie podpalam się - mówi Rakels.
22-latek może czuć satysfakcję nie tylko z bramek, ale też ze względu na to, że zaczynał sezon jako numer trzy w hierarchii napastników Cracovii, a dziś jest pierwszym wyborem trenera Roberta Podolińskiego: - Wiedziałem, że trener chce mnie zostawić, ale wiedziałem też, co prezentują Dawid Nowak i Darek Zjawiński, który był przecież królem strzelców I ligi. Na tamtą chwilę byłem trzecim napastnikiem, ale pracowałem i czekałem na swoją szansę. Myślę, że teraz to nieźle wychodzi. Z każdym meczem czuję się pewniej na boisku, bo wcześniej naprawdę grałem mało w ekstraklasie.