Najsłabsza połowa w najlepszym roku błękitnych Stargard

[tag=8781]Błękitni Stargard Szczeciński[/tag] zwycięstwem zakończyli rok na swoim stadionie. Pozostał im jeszcze wyjazdowy mecz z Wisłą Puławy.

Sobotni pojedynek z Górnikiem Wałbrzych miał dwa różne oblicza. - Chciałbym podziękować wszystkim kibicom za to, że byli z nami do końca. Pierwsza połowa optymizmem nie nastrajała. Tak naprawdę to była nasza najsłabsza pierwsza połowa w całym roku, chyba najlepszym w historii Błękitnych Stargard. Przyznam szczerze, że w szatni chyba jeszcze tak gorąco nie było - powiedział trener Krzysztof Kapuściński.

[ad=rectangle]

Jego zespół wygrał 2:1. W pierwszej połowie to rywale mieli jednak okazje, by zdobyć więcej bramek i zapewnić sobie zwycięstwo. Ten fragment można jedynie porównać do pierwszych trzech kwadransów majowego starcia z UKP Zielona Góra. Wtedy Błękitni do przerwy przegrywali 0:3, lecz przynajmniej stwarzali sytuacje. Trener gospodarzy przekonywał, że pod względem psychologicznym dla jego drużyny sobotni mecz był bardzo istotny.

- Następne spotkanie u siebie mamy za cztery miesiące. Bardzo chcieliśmy te trzy punkty zdobyć. Spodziewaliśmy się właśnie takiej gry ze strony Górnika, dlatego bardzo się cieszę, że udało się wygrać - podkreślił Krzysztof Kapuściński. - Te trzy punkty dają nam duży komfort. Nieważne, w jakim stylu. To ze Stalą graliśmy pięknie i przegraliśmy 1:3. W sobotę może pięknego widowiska nie było, ale trzy punkty zostają w Stargardzie. Jeszcze jeden mecz, a później zasłużony odpoczynek dla wszystkich - kontynuował.

Co zadecydowało o tym, że po przerwie stargardzianie zagrali lepiej? Istotne były oczywiście dokonane zmiany. Kolejny już raz spory wkład w zwycięstwo mieli rezerwowi. - W pierwszej połowie brakowało kompletnie długich podań, które otwierały możliwość ataków z bocznych sektorów boiska. Chciałbym podziękować drugiemu trenerowi, Jarkowi Piskorzowi. Wszedł w drugiej połowie i to on odwrócił losy meczu, bo miał dwie asysty. Pierwsza z rzutu rożnego, a druga, to on dał krosa, po którym zawodnik Górnika strzelił samobójczą bramkę. To cieszy - ocenił trener Biało-Niebieskich.

Pojawienie się Jarosława Piskorza było największą niespodzianką. Kibice już w pierwszej połowie sugerowali, by drugi trener przekazujący wskazówki piłkarzom Błękitnych szykował się do gry. - Zawsze dużo rozmawiamy. Po raz pierwszy mnie przekonał. Przeczuwaliśmy coś takiego, że może być taka gra, że stały fragment zadecyduje o wyniku i tak się stało. Chyba nikt nie potrafi tak dograć piłki, jak Jarek - komplementował swojego asystenta Krzysztof Kapuściński.

Źródło artykułu: