Robert Podoliński: Transfery? Robi się komedia

Decyzją prezesa Janusza Filipiaka Robert Podoliński ma łączyć w Cracovii funkcje trenera i dyrektora sportowego, będąc menedżerem w brytyjskim stylu. - Jak sobie radzę? Jakoś... - mówi opiekun Pasów.

Maciej Kmita
Maciej Kmita

Janusz Filipiak ma awersję do dyrektorów sportowych. Przez cztery lata (2006-2010) w Cracovii nie było nikogo na tym stanowisku, a na zatrudnienie Tomasza Rząsy , do którego doszło latem 2010 roku, sternik Pasów zgodził się dopiero pod presją środowiska.

Były reprezentant Polski wytrwał w tej roli nieco ponad rok, a od września 2011 do września 2012 roku Cracovia znów musiała radzić sobie bez dyrektora sportowego. Dopiero po 12 miesiącach wakat objął Tomasz Pasieczny, ale pracujący dziś w Arsenalu Londyn absolwent FIFA Master już w marcu 2013 roku musiał odejść ze stanowiska, ponieważ... zbyt często zgadzał się z trenerem Wojciechem Stawowym i resztą sztabu szkoleniowego.

W jego miejsce Filipiak zatrudnił skonfliktowanego ze Stawowym od czasu wspólnej pracy w Arce Gdynia Piotra Burlikowskiego, który już w czerwcu 2014 roku porzucił Pasy na rzecz Zagłębia Lubin. Od tego czasu decyzją prezesa Robert Podoliński ma łączyć funkcje trenera i dyrektora sportowego, działając w stylu brytyjskiego menedżera. Problemem jest to, że oprócz trenerów pion sportowy klubu tworzą jeszcze tylko dwie osoby, a jedna z nich jest zaangażowana też w sekcję hokeja.

- Jak sobie radzę? Jakoś... (śmiech). Na razie śpię spokojnie, choć pracy jest dużo. Materiału do obejrzenia jest sporo, ale też trzeba się opierać na zaufanych ludziach, bo gdybyśmy mieli sami przesiewać wszystkie maile i nazwiska od menedżerów, to byłby problem z wolnym czasem - mówi Podoliński.

Cracovia nie ma sieci skautingu i w planowaniu ruchów transferowych musi polegać przede wszystkim na mailach, które codziennie zalewają klubową skrzynkę. - Ile ich jest dziennie? Mnóstwo. Najśmieszniejsze jest to, że często jednego zawodnika poleca czterech, pięciu agentów i robi się komedia, bo dopiero piłkarz nam wyjaśnia, z kim możemy rozmawiać. To jest troszeczkę niepoważne, ale trzeba z tym żyć. Wiemy, w jakich realiach pracujemy i skupiamy się na piłkarzach, którzy są w naszym zasięgu - tłumaczy Podoliński.

W zimowym oknie transferowym Cracovii nie wzmocnił jeszcze żaden nowy piłkarz, a względem kadry z rundy jesiennej w Krakowie nie ma już Matko Perdijicia, Bartłomieja Dudzica i Dawida Nowaka. Od listopada z Pasami trenuje Piotr Polczak, którego zatrudnienie jest uzależnienie od zgody FIFA, a w tej chwili o angaż w Cracovii starają się Pavel Cmovs, Peter Mazan, Jakub Vojtus i Robert Valenta, który w niedzielę dojechał na obóz w Uniejowie. Mógł być w tym gronie też Przemysław Mizgała z Zagłębia Sosnowiec, ale Pasy zrezygnowały z tego pomysłu.

- W przypadku Przemka najważniejsze jest to, by rozegrał pełen sezon. Jeśli tak się stanie, a będzie pod naszą obserwacją, to w czerwcu już nie trzeba będzie zapraszać go na testy. Ta droga chyba jest lepsza, bo testowanie zawodnika, który rozegrał dopiero jedną rundę po dwóch ciężkich kontuzjach, mija się z celem - mówi Podoliński.

Szkoleniowiec potwierdził, że Pasy starały się o pozyskanie Igora Lewczuka oraz Arkadiusza Piecha z Legii Warszawa i odrzuciły możliwość pozyskania z Wojskowych Grzegorza Tomasiewicza: - Temat Grześka był pod koniec roku, ale już go nie ma. Oferta z Legii pojawiła się pod koniec roku przy okazji zapytania o Lewczuka i Piecha.

Cracovia w Uniejowie bez Covilo i Deleu

Cracovia w pierwszej kolejności potrzebuje wzmocnień:

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×