Robert miewał depresyjne nastroje kilka razy - rozmowa z Ronaldem Reng, autorem książki o Robercie Enke

 Redakcja
Redakcja

Mówił pan, że Robert nakładał na siebie ogromną presję, ale co ciśnieniem z zewnątrz. Pełne trybuny, media, ludzie na ulicy…

- Zawsze jest presja z zewnątrz, ale najważniejsza jest ta pochodząca od samego siebie. Oczywiście swój wkład miał również Louis Van Gaal, który sądził, że krzyczenie na piłkarzy czyni ich lepszymi. To nie był trener dla Roberta, nie w tym czasie. Ale jednak sposób bycia trenera, problemy z radzeniem sobie z presją nie powoduje depresji. Robert miał prawdopodobnie coś genetycznego. Od dziecka miał nastroje depresyjne. A więc pracując w zawodzie dziennikarza, piekarza, również mógłby cierpieć na tę chorobę. Reakcje trybun nie mają tu nic do rzeczy. Dostawałem wiele listów po tym jak ukazała się książka. Chorym ludziom jakoś pomagało, że ktoś tak utalentowany, tak dobrze sobie radzący sobie w życiu może cierpieć na depresję. Pisała do mnie sekretarka, dla której ogromną presją było to, by napisać codziennie list dla szefa i nie popełnić przy tym błędu. Wszystko zależy od twojej własnej perspektywy, od tego jak ty sam postrzegasz presję. Ale to tylko jeden z powodów. Nie ma gotowego przepisu: "Jeśli to się stanie, to skutkiem jest depresja". Dla jednego to strata córki, dla innego strata pracy albo po prostu poczucie, że jest się w niewłaściwym miejscu. Psychiatrzy mówią, że jedyny powtarzający się motyw przy depresji, to "wielka zmiana w życiu". Coś nagle staje się inne i to może być powodem.

Jaka była pana reakcja, gdy dowiedział się pan, że powodem samobójstwa była depresja?

- Gdy usłyszałem, że popełnił samobójstwo była to moja pierwsza myśl. Nie widziałem żadnego innego powodu w jego życiu, by mógł chcieć z nim skończyć. Naprawdę dobrze mu szło. Nie miał problemów finansowych, dobrze szło mu w pracy, miał fantastyczną rodzinę. W tym czasie nie miałem jednak wielkiego pojęcia o tej chorobie. Wiedziałem tylko, że polega ona na tym, że ludzie mają trudności z radzeniem sobie w życiu, że dopada ich mocny smutek, którego nie są w stanie kontrolować. A gdyby się wczytać w statystyki, to jest to jedna z najbardziej niebezpiecznych chorób. W Niemczech corocznie zabija się 10 tysięcy ludzi, w tym 8800 robi to z powodu depresji. Reszta z różnych względów, jak problemy finansowe, zła sytuacja w małżeństwie. Najczęstszym ogólnie powodem śmierci w Niemczech jest atak serca, a potem depresja. Wypadki samochodowe są na 12. Albo 13 miejscu. To jest bardzo powszechna choroba, ale nie wiemy dziś o niej zbyt wiele.

Spisanie historii piłkarza, z którym byliście blisko, było dla Pana trudnym wyzwaniem?

- Nie, bo traktowałem to jako misję. Wiedziałem, że z tej śmierci musi wyjść cos dobrego. Pierwszy powód był taki, że chciałem żeby ludzie zapamiętali, a drugi taki, żeby więcej osób nabrało świadomości na temat tej choroby, co ona może z tobą zrobić.

Był pan zaskoczony niesamowitym odbiorem książki?

- Tak, bałem się tego. Miałem sporo wątpliwości. Na pewno pomogło mi to, że żona Roberta poprosiła mnie o napisanie jej. Ale wciąż stawiałem sobie pytania: "Czy mogę to zrobić?", "Czy jestem wystarczająco dobry by napisać książkę, która musi być perfekcyjna?", "Co powiem, jeśli ludzie zaczną zarzucać, że napisałem to dla pieniędzy?"

Co by pan powiedział?

- Że oddałem 2/3 zysków dla rodziny Roberta. To było dla mnie bardzo ważne. Ale faktem jest, że przygotowywałem się na takie pytania. Gdyby dziennikarz telewizyjny zarzucił mi "czy zrobiłem to dla pieniędzy" chciałem spojrzeć mu prosto w twarz i odpowiedzieć, że "zarobiłem mniej na tej książce niż ty mówiąc gówno w telewizji".

Agresywnie.

- No tak, ale na szczęście nikt nigdy nie zapytał. Faktycznie obawiałem się reakcji tak bardzo, że widziałem te oskarżenia wszędzie. Trochę zwariowałem. Samo pisanie nie było problemem, miałem klapki na oczach jak koń wyścigowy i pisałem. Problemem była obawa na odbiór książki.

Zamiast oskarżeń były seryjne nagrody.

- Tak, ale to było coś dziwnego. Z jednej strony byłem bardzo szczęśliwy, z drugiej miałem poczucie, ze nie powinienem wygrać żadnej nagrody.

Co było najtrudniejsze?

- Zakończenie książki. Miałem z tym wielki problem. Czy to już? Przez następne 2-3 miesiące szedłem do swojego biura i nie napisałem ani słowa, siadałem w fotelu i puszczałem muzykę.

Rozmawiał Marek Wawrzynowski

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×