Leszek Ojrzyński trenerem Podbeskidzia Bielsko-Biała jest od 22 października 2013 roku. Obecne rozgrywki są dla Górali najlepszymi za kadencji Ojrzyńskiego. Na trzy kolejki przed końcem fazy zasadniczej Podbeskidzie zajmuje w ligowej tabeli siódme miejsce. Pod Klimczokiem nie ukrywają, że celem klubu jest zajęcie lokaty w czołowej ósemce, co nie tylko zapewni utrzymanie w ekstraklasie, ale będzie najlepszym wynikiem Górali w historii występów w najwyższej klasie rozgrywkowej.
[ad=rectangle]
W dodatku Górale awansowali do półfinału Pucharu Polski, w którym musieli uznać wyższość Legii Warszawa. Mimo to szkoleniowiec Podbeskidzia wciąż nie przedłużył umowy z dotychczasowym pracodawcą. - Chciałbym kontynuować pracę w Bielsku-Białej, ale na pewnych warunkach i to jest pytanie do działaczy. Ja dostałem takie pytanie, by przedstawić jakbym to widział w następnym sezonie. Przedstawiłem to na dzień przed rewanżowym meczem Pucharu Polski z Piastem Gliwice. Do tej pory nie mam odpowiedzi. Koncentruję się na tym, że mam pracę do wykonania. Jesteśmy blisko górnej ósemki i chcemy się w niej znaleźć, co da Podbeskidziu utrzymanie w ekstraklasie. Wtedy mielibyśmy pierwszy, główny cel zrealizowany - przyznał Ojrzyński.
Trener bielskiego zespołu cierpliwie czeka na decyzję władz klubu i obecnie skupia się na rywalizacji o miejsce w czołowej ósemce. - Czy działacze będą chcieli ze mną rozmawiać, to nie ode mnie zależy, ale też i od nich, bo dwie strony muszą chcieć. Zobaczymy, ja mam pracę do wykonania. Nie raz byłem w klubie, gdzie była wielka niewiadoma, trzeba było grać do ostatniej kolejki i nie było wiadomo czy będę dalej pracował. To nie jest dla mnie pierwszyzna tylko powszedni chleb. Tak kluby funkcjonują w Polsce, jesteśmy zahartowani - ocenił Ojrzyński.
Jak zapewnia 43-letni szkoleniowiec, niepewność dotycząca przyszłości nie stanowi dla niego problemu. Bardziej odczuwa to jego rodzina. - Gdy ostatnio mnie ktoś zapytał o życie trenera, to podałem przykład Jana Kociana, który był trenerem roku w ekstraklasie, a w tym sezonie stracił pracę w dwóch klubach. Takie życie trenera: raz jesteś dobry, a raz bardzo słaby i cie wyrzucają z pracy. Na to się piszemy, to jest dla nas przygoda. Najgorsze jest to, że nasze rodziny tracą na tym, one się bardziej stresują od nas - powiedział trener Podbeskidzia.