Lechia Gdańsk trzecią siłą T-Mobile Ekstraklasy?

Po sezonie zasadniczym Lechia zajmuje ósme miejsce w T-Mobile Ekstraklasie. Do lidera gdańszczanie tracą jednak tylko siedem punktów. Dziś biało-zieloni mogą być czarnym koniem rozgrywek.

W tym artykule dowiesz się o:

Czy Lechia będzie zespołem, który namiesza w polskim środowisku piłkarskim? Dziś wiele na to wskazuje. Klub z Gdańska już w tej chwili ma w swoim składzie zawodników, których chciałaby zapewne większość trenerów w naszym kraju. W Lechii nie brakuje reprezentantów Polski, takich jak choćby Sebastian Mila czy Jakub Wawrzyniak, ale też i utalentowanych zawodników zagranicznych, gdzie za przykład niech posłuży Antonio Colak.
[ad=rectangle]
Aktualnie w tabeli Lechia jest ósma, ale... Może to być dobra pozycja do ataku na czołowe lokaty T-Mobile Ekstraklasy. Strata punktowa do czołówki wcale bowiem nie jest duża. Przed gdańszczanami siedem meczów, z których każdy kolejny może być ważniejszy od poprzedniego.

Lechia trzecią siłą T-Mobile Ekstraklasy?  

Dziś bezsprzecznie jako dwie najlepsze drużyny w naszym kraju wymienia się Legię Warszawa i Lecha Poznań. Odpowiednio trzecie i czwarte miejsce w tabeli T-ME zajmują Jagiellonia Białystok i Śląsk Wrocław. - Ja swojej opinii w zasadzie nie zmieniam od miesięcy - Lechia to jest klub, drużyna, która spełnia wszelkie warunki, żeby być trzecią siłą w polskiej ekstraklasie. Szukam analogii do poprzedniego sezonu, kiedy drużyna prowadzona przez Ricardo Moniza skończyła tę rundę zasadniczą na ósmym miejscu, a mało brakowało, a w dzisiejszych realiach grałaby w europejskich pucharach. Zajęli czwarte miejsce z dużo słabszym potencjałem kadrowym - mówi w rozmowie z portalem SportoweFakty.pl Bogusław Kaczmarek.

Dziś w Gdańsku o słabym potencjale kadrowym nie może być mowy. Wprost przeciwnie, gdańszczanie na papierze mają jedną z najsilniejszych drużyn w Polsce, z szeroką ławką rezerwowych. - W tej chwili Jurek Brzęczek i sztab szkoleniowy, cały zespół, staną jak myślę przed historyczną szansą, bo czwarte miejsce w ekstraklasie daje grę w rundzie kwalifikacyjnej europejskich pucharów. Biorąc pod uwagę też taki przyjazny układ, gdzie u siebie Lechia meczów nie przegrywa, mało tego - nie traci bramek, a grając z Wisłą, Legią i Lechem na pewno jest w stanie zrobić punkty - zaznacza doświadczony szkoleniowiec.

Za tym klubem stoją nie tylko klasowi jak na polskie realia piłkarze, ale i całe zaplecze, z PGE Areną Gdańsk włącznie. - Jeżeli chodzi o potencjał, o wszystkie uwarunkowania, Lechia spełnia wszystkie warunki, żeby być naszą pucharową drużyną. Co za tym stoi? Piękny stadion, super kibice. Klub jest wypłacalny, piłkarze mają bardzo dobre kontrakty. Ósme miejsce i punty, które do tej pory zdobyli, są myślę taką bazą do tego, żeby powalczyć o coś więcej. Ja w prognozach przed ligą zapowiadałem, że Lechia to może być trzecia siła i powinna być trzecią siłą w ekstraklasie. Tego się trzymam, Lechii tego życzę - komentuje Kaczmarek.

Mecz Lechii przyciągną tłumy widzów?
Mecz Lechii przyciągną tłumy widzów?

Wielkie zapotrzebowanie na piłkę

Dziś w gdańsku robi się wiele, aby PGE Arena Gdańsk tętniła życiem i była pełna kibiców przyodzianych w biało-zielone barwy. Podczas pierwszego meczu na tym stadionie, gdy Lechia Gdańsk podejmowała 14 sierpnia 2011 roku Cracovię, obiekt, który był areną Euro 2012, odwiedziło 34 444 widzów. Od tego czasu różne czynniki spowodowały, że ani razu kibice biało-zielonych nie zbliżyli się do takiej frekwencji.

Rok 2015 wiele jednak zmienił. Przed meczem z Górnikiem Zabrze uruchomiono akcję #MyWierzymy, w której założono się z fanami, że jeśli zespół przegra, oddane zostaną im pieniądze za bilety. Na spotkanie z Legią Warszawa dział marketingu przygotował akcję #BijemyRekordFrekwencji. Jej założenia były takie, że jeśli na mecz z Legią Warszawa przyjdzie ponad 34 444 widzów, na spotkanie z Górnikiem Łęczna ci, którzy zakupili bilet na potyczkę z Wojskowymi, będą mogli wejść za darmo. Ostatecznie na meczu pojawiło się 36 500 widzów.

- Mecz z Legią był potwierdzeniem, jak duże zapotrzebowanie jest na piłkę na Środkowym Wybrzeżu. Wiele autobusów z całego regionu przyjechało na ten mecz. Powtarzam, Lechia spełnia warunki, oby sportowo ta prognoza sprawdziła się i Lechia zajęła to minimum czwarte miejsce gwarantujące grę w europejskich pucharach - podkreśla były trener Lechistów.
[nextpage]Komplet widzów w fazie finałowej?

W fazie finałowej T-Mobile Ekstraklasy Lechia na swoim stadionie rozegra trzy spotkania. Rywale są jednak niesłychanie atrakcyjni, bo gdańszczanie podejmować będą Wisłę Kraków, Lecha i Legię Warszawa. Czy podczas tych meczów PGE Arena znów wypełni się po brzegi?

- Z tym kompletem widzów może być różnie. Pierwszy mecz wyjazdowy Lechii z Pogonią może być taką zachętą. W przypadku zwycięstwa Lechii w Szczecinie, a myślę, że jest to bardzo realne, na pierwszy mecz u siebie z Wisłą Kraków może przyjść około 30 tysięcy widzów - uważa Kaczmarek.

Zważając na to, że w tej chwili do pierwszego miejsca Lechia traci tylko siedem punktów, przy korzystnych wynikach "moda na Lechię" może tylko być coraz bardziej popularna. - Chciałbym, żeby ten obiekt zapełniał się zawsze. Osoby, które pracują w klubie wykonują dobrą robotę, ale do tego trzeba dołożyć również wyniki. Wtedy frekwencja będzie coraz większa - mówił Jerzy Brzęczek.

Kibiców do przyjścia na stadion mogą też zachęcać dobre wyniki Lechistów na własnym obiekcie. Lechia Gdańsk po raz ostatni poległa u siebie 8 listopada minionego roku i pod wodzą Brzęczka jeszcze u siebie nie przegrała.

Jerzy Brzęczek wprowadzi Lechię do piłkarskiej elity w Polsce?
Jerzy Brzęczek wprowadzi Lechię do piłkarskiej elity w Polsce?

Udany eksperyment z trenerem i... kolejne wzmocnienia?

17 listopada 2014 roku dość niespodziewanie trenerem Lechii został Jerzy Brzęczek. Wujek Jakuba Błaszczykowskiego poprzednio był szkoleniowcem Rakowa Częstochowa. Od lutego 2010 roku nieprzerwanie prowadził czerwono-niebieskich w rozgrywkach II ligi. Z tej funkcji został zwolniony 4 listopada - wówczas po piętnastu kolejkach obecnego sezonu Raków z dorobkiem 21 punktów zajmował 10. pozycję w ligowej tabeli. Do miejsca premiowanego awansem częstochowianie tracili siedem "oczek".

Jak na razie eksperyment z tym szkoleniowcem się sprawdza, bo Lechia zdecydowanie poprawiła swoją grę. - Jurek był niezłym piłkarzem. Niezły piłkarz to nie znaczy dobry trener. Oczywiście życzę tego Jurkowi, ale on dostał drużynę w prezencie na starcie swojej trenerskiej drogi, bo na razie nie kariery. Po czterech i pół roku spędzonych w Rakowie Częstochowa dostał życiową szansę, której nie powinien zmarnować. Znam trenerów, którzy na pieszo przyszliby do Gdańska z krańców Polski, żeby pracować w takim miejscu, na takim stadionie i z takimi piłkarzami - zaznacza Bogusław Kaczmarek, w przeszłości również trener gdańszczan.

Zakładając, że Brzęczek sprawdzi się w roli trenera, a Lechia zajmie miejsce gwarantujące udział w europejskich rozgrywkach, w klubie, który już ma dość liczną i silną kadrę, potrzebne będą kolejne wzmocnienia.

- Myślę, że każdy trener powie, że potrzebuje transferów, wzmocnień. Sądzę, że Jurek Brzęczek też ma jakąś swoją listę potrzeb, ale chciałbym, żeby te transfery były relatywne do potrzeb, bo jak wiemy wcześniej było zbyt dużo pomyłek. W tej chwili Lechia ma nadmiar klasowych piłkarzy w drugiej linii na pozycję 6-8. Nikt nie przypuszczał, że Łukasik będzie grzał ławę, bywają takie mecze, gdzie jeden z bardziej utalentowanych piłkarzy, Dźwigała, nie łapie się do 18-stki. Myślę, że trzeba zmodyfikować ten klucz - komentuje Kaczmarek.

Problem jednak w tym, aby wzmocnienia były tak udane, jak te, których dokonano zimą. - Jeżeli w Lechii będą transfery, to takich zawodników, jakich Lechia potrzebuje, a nie to, co wolne na rynku - to, co być może ma jakąś wartość, ale nie znajdzie później idealnego zastosowania w organizacji gry i filozofii gry tej drużyny - podsumowuje "Bobo" Kaczmarek.

Decydująca walka w T-Mobile Ekstraklasie rozpoczyna się już od najbliższego weekendu. Lechia swój mecz rozegra w Szczecinie z Pogonią. Jeżeli biało-zieloni do Gdańska wrócą z tarczą, to czy zwycięską ścieżką będą już podążać do samego końca sezonu? Na to pytanie na razie nie ma odpowiedzi. Nie można jednak tego wykluczyć.

Bartosz Wiśniewski

#dziejesiewsporcie: sportowiec przebiegł przez mur z cegieł

Źródło artykułu: