Niedzielny pojedynek w Siedlcach śmiało można okrzyknąć jednym z najciekawszych meczów w tym roku. Na Mazowszu nie zabrakło gradu bramek, rzutów karnych czy nagłych zwrotów akcji. Ostatecznie oba zespoły musiały podzielić się punktami. Remis nie zadowala jednak żadnej z drużyn.
[ad=rectangle]
- Był to dobry, żywy i otwarty mecz. Wszystko zmieniało się jak w kalejdoskopie. Każdy po takim spotkaniu ma niedosyt. Gdy prowadziliśmy 1:0 to wydawało się, że mamy mecz pod kontrolą. Potem w drugiej połowie prowadziliśmy 4:2 i mieliśmy świetną sytuację na 5:2, której niestety nie wykorzystaliśmy. Za chwilę robi się 4:4 i pojedynek do samego końca był otwarty - przyznaje trener Arki Grzegorz Niciński.
Bliżej zwycięstwa byli żółto-niebiescy z Gdyni, którzy dwukrotnie wypuścili z rąk prowadzenie. O ile gra ofensywna zespołu znad morza wyglądała wyśmienicie, to formacja defensywy wymaga natychmiastowej poprawy.
- Musimy ten punkt szanować, ale można było tutaj więcej ugrać. Jak się chce być klasową drużyną to trzeba wykorzystywać przewagę dwóch bramek i grać z wyrafinowaniem. Tego nam zabrakło. Poniosło nas w tym meczu, to nas pokarało straconymi bramkami - dodaje 45-letni szkoleniowiec.
Niedzielny remis w zdecydowanie gorszym położeniu stawia zespół z Siedlec. Podopieczni Bartosza Tarachulskiego mogli zbliżyć się do GKS-u Tychy na tylko cztery punkty. Podział punktów mocno jednak komplikuje drogę biało-niebieskich do pozostania w I lidze. - Mecz był bardzo dobry i emocjonujący. Nie często się zdarza, że kibice zobaczyli aż 8 bramek. Nastawialiśmy się na 3 punkty, interesowało nas tylko zwycięstwo. Niestety nie udało się. Jeden punkt sprawia, że będzie nam teraz bardzo ciężko - mówi sternik Pogoni.