Sosnowiczanie uciekli z bagna. Prezes Zagłębia: Ryzykowałem zrobienie z siebie idioty

Piłkarze Zagłębia Sosnowiec po bardzo dobrej rundzie wiosennej awansowali do I ligi. Prezes klubu w trakcie rozgrywek przeżywał trudne chwile. - Nie życzę nikomu takich przeżyć - zaznaczył.

Olga Krzysztofik
Olga Krzysztofik
Przed startem sezonu 2014/15 prezes Marcin Jaroszewski zapowiadał nie tylko walkę o awans, ale przyznawał, że Zagłębie Sosnowiec stać na zajęcie pierwszego miejsca w lidze. Runda jesienna wydawała się zweryfikować te plany, zespół grał w kratkę, co zaowocowało stratą punktów i tylko siódmym miejscem w przerwie zimowej.
Podczas przygotowań do wiosennych zmagań w drużynie panowała dobra atmosfera, widoczna była również chęć doskonalenia. Jednak inauguracyjna kolejka okazała się bolesnym sprawdzianem, sosnowiczanie przegrali z Okocimskim Brzesko 0:1. To spotkanie można śmiało nazwać mianem przełomowego, to bowiem po nim prezes Jaroszewski podjął decyzję o zmianie w sztabie szkoleniowym i tak Mirosława Smyłę zastąpił tercet Robert Stanek - Artur Derbin - Tomasz Łuczywek. Od tamtej chwili licznik Zagłębia zatrzymał się na czternastu meczach bez porażki, a ta seria została zwieńczona awansem do I ligi.

- Na pewno były obawy. Zdawałem sobie sprawę, że w tamtym momencie Zagłębie nie miało już nic do stracenia i z mojej strony ryzyko było niewielkie, tak naprawdę, bo niepowodzenie już było, mogło być już tylko trochę gorzej, ale nie tragicznie, bo byśmy z tej II ligi jednak nie spadli, tego jestem pewien. Natomiast mogliśmy tylko zyskać. Stąd taka decyzja. Oczywiście, ryzykowałem zrobienie z siebie idioty, to jest pewne, jestem tego w pełni świadom. Natomiast nie liczyło się moje dobro, czyjeś lub trenera, tylko w tamtym momencie myślałem tylko o Zagłębiu Sosnowiec i o realizacji celu, a to była moim zdaniem jedyna droga - jak się okazało, słuszna - ocenił swoją decyzję o roszadach w sztabie szkoleniowym.

Nowy trenerski tercet dokonał zmiany w mentalności zespołu, który stał się skutecznie funkcjonującym kolektywem. Piłkarze raz po raz pokazywali charakter na boisku, w końcówce spotkań odwracając ich losy. Zagłębie było groźnym przeciwnikiem, którego siła tkwiła w atmosferze, pewności siebie i skuteczności. Do ostatniej kolejki rozgrywek trwał wyścig o awans na zaplecze ekstraklasy, a sosnowiczanie byli jednym z jego zwycięzców.

- Gdy zawodnicy dostali dużo swobody i możliwości pokazania tego, co potrafią, po prostu to pokazali. Oczywiście, mieliśmy też słabsze momenty, serię remisów, ale graliśmy pod dużą presją, inni też. Ten wyścig był bardzo męczący od strony fizycznej i emocjonalnej. W pewnym momencie było to już nie do zniesienia, czekanie kiedy my odskoczymy i w zasadzie nie odskoczyliśmy, do ostatniego meczu musieliśmy czekać na ten awans. Ale warto było, naprawdę od strony emocjonalnej nie życzę nikomu takich przeżyć, dobrze że ta liga się skończyła i to bagno jest za nami, wierzę, że na zawsze - powiedział Marcin Jaroszewski.

Przed Zagłębiem sezon w roli beniaminka I ligi. Gdy wymarzony awans stał się faktem, włodarze przystąpili do pracy w klubie i na rynku transferowym. Pierwszym wzmocnieniem sosnowieckiej drużyny jest Martin Pribula, którego w swoim składzie widziało kilka drużyn z I ligi, jak i II ligi. Jaką wizję Zagłębia Sosnowiec na zapleczu ekstraklasy ma prezes klubu, Marcin Jaroszewski?

- Mamy świadomość, że należy wzmocnić tę drużynę, abyśmy nie drżeli do ostatniego meczu o utrzymanie. Chcemy zaistnieć, grać w tej I lidze, być zespołem, który sprawia niespodzianki, sprawia radość kibicom, który - oczywiście - niejeden mecz przegra, ale to będzie Zagłębie Sosnowiec, z którym trzeba się będzie liczyć. I taką drużynę chcemy zbudować - zaznaczył.

Romuald Szukiełowicz: Zespół, który awansuje nie może tracić tylu goli

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×