Po dwudziestu minutach gry wydawało się, że goście nie będą w stanie podjąć walki z dobrze grającą drużyną ROW-u. Na domiar złego, tuż po przerwie przegrywali już trzema bramkami.
[ad=rectangle]
Kontaktowy gol Omara Monterde odmienił poczynania piłkarzy z Legionowa, którzy do końcowego gwizdka mogli myśleć o wywiezieniu korzystnego wyniku. - W pierwszej połowie meczu byliśmy jeszcze w drodze do Rybnika. Mieliśmy bardzo krótki mikrocykl, praktycznie cztery dni na przygotowanie się do tego spotkania po wyjazdowym meczu z Gryfem Wejherowo. O przeciwniku wiedzieliśmy dużo, zawodnicy byli uczuleni na to, jak rywal będzie chciał grać i konstruować akcje. W pierwszej połowie starczyło nam koncentracji na sześć minut. Bramki, które straciliśmy to mądre granie przeciwnika i nasze kuriozalne zachowanie. Bramkarz po obronie strzału nie mógł liczyć na asekurację, to są rzeczy niedopuszczalne. Gdyby nie zabrakło nam koncentracji, to może do samego końca meczu wynik nie byłby rozstrzygnięty - ostro zaczął opiekun Legionovii.
Spotkanie nie zakończyło się jednak na pierwszej połowie. Trener Bartoszek docenił determinację zespołu z końcowych minut potyczki. - Druga połowa była lepsza w naszym wykonaniu, ale było już zbyt późno. Myślę, że cały czas widać, że zespół został w 85 procentach przebudowany, zostało może czterech zawodników z podstawowego składu. Cieszy to, że zespół mimo przegrywania 0:3 potrafił do końca walczyć chociaż o jeden punkt. Za to podziękowania, a za pierwszą połowę będziemy musieli solidnie się rozliczyć, bo w taki sposób nie możemy podchodzićdo spotkania - zapowiada szkoleniowiec.
Czy gra Legionovii z ostatniej fazy meczu z Rybniku napawa optymizmem przed kolejnymi starciami w II lidze? - Czas jest naszym największym problemem i brak doświadczonego zawodnika do środka pola. W każdym meczu odbija się nam to czkawką. Niestety, nie można trójką młodzieżowców ogrywać ligi choćby nie wiem jak byli dobrzy i mimo, że ci chłopcy mają talent - dodaje trener Bartoszek.
Sporo plusów, ale także kilka minusów w grze zielono-czarnych zauważył trener Dietmar Brehmer. - Cieszę się z trzech punktów. To najważniejsze. Jestem bardzo szczęśliwy, że zdobyliśmy pierwsze trzy ligowe punkty. Po jakimś czasie odczarowaliśmy stadion, bo w ostatnim czasie, te mecze u siebie drużynie ROW-u nie wychodziły. Jestem zadowolony z dużej liczby sytuacji i oddanych strzałów - chwali zawodników z Gliwickiej 40-letni szkoleniowiec.
Po powrocie do zajęć śląska ekipa usłyszy również parę uwag. - Pierwsza połowa była bardzo dobra w naszym wykonaniu. W drugiej połowie, do pewnego momentu kontrolowaliśmy przebieg wydarzeń, jednak strzelona przez rywala bramka spowodowała duże zamieszanie w naszych szeregach. W zasadzie, do końca drżeliśmy o wynik, bo zdawaliśmy sobie sprawę z potencjału przeciwnika. Przy wyniku 3:2 każda piłka wstrzelona w pole karne mogła powodować zagrożenie. Skończyło się dla nas szczęśliwie. Dokładnie przeanalizujemy sobie mecz, szczególnie tę drugą połowę - oznajmia trener Brehmer.
Młoda jedenastka nie ustrzegła się błędów, ale trener rybniczan zapowiada, że nadal będzie korzystał z umiejętności młodzieży. - Pewne problemy z defensywą powielają się, ale bardzo mocno akcentujemy wejścia młodzieży. Oni w takich meczach muszą się uczyć, dzisiaj to było widoczne. Zmiany spowodowały lekki chaos na boisku, ale kiedy jak nie w takich momentach wpuszczać młodzież? Jestem dumny, że mamy w Rybniku dużo młodych zawodników, którzy uczą się od doświadczonych, jak brać ciężar na swoje barki. Nie tylko Mariusz Muszalik będzie utrzymywał nam optymalny poziom wolicjonalny, bo młodzi też muszą wziąć to na siebie. Jestem bardzo szczęśliwy. Ucztujemy, a od jutra koncentrujemy się na meczu z GKS-em Tychy - podkreśla opiekun ROW-u 1964 Rybnik.