Trener GKS-u Katowice: Tym razem czerwona kartka była zasłużona

Podopieczni Piotra Piekarczyka drugi ligowy mecz z rzędu kończyli w osłabieniu. W Bełchatowie szkoleniowiec gości nie mógł mieć jednak pretensji do arbitra.

Po porażce z Miedzią Legnica w poprzedniej kolejce trener zespołu ze Śląska porażkę zrzucił na karb decyzji arbitra o usunięciu z boiska jednego z jego zawodników. - Trochę dziwię się sędziemu, że w sytuacji, gdzie jest walka w powietrzu, daje żółtą kartkę (już drugą dla Mateusza Kamińskiego w tamtym spotkaniu - przyp. red.). Później przy stałym fragmencie zabrakło tego zawodnika. To było w ferworze walki i sędzia w ogóle nie powinien dać kartki. Kluczowym momentem była właśnie czerwona kartka dla Kamińskiego. Dla mnie to jest skandal - grzmiał przed tygodniem Piotr Piekarczyk.

Początek spotkania w Bełchatowie musiał przywołać w szkoleniowcu GKS-u Katowice najgorsze myśli. Tym razem Adrian Jurkowski już w 10. minucie osłabił zespół, opuszczając boisko, po faulu taktycznym. Decyzja sędziego Łukasza Bednarka nie spotkała się jednak z takim sprzeciwem, jak ta podjęta w poprzednim spotkaniu przez Zbigniewa Dobrynina. Obrońca GKS-u nieczysto powstrzymał bowiem wychodzącego na czystą pozycję Cezarego Demianiuka, więc wymierzona w tej sytuacji kara wydawała się być jak najbardziej słuszna. - Ten mecz zaczął się dla nas bardzo źle. Człowiek w podświadomości myśli już, że brakuje tego farta. Chociaż w tym wypadku czerwona kartka była akurat zasłużona - przyznał Piekarczyk po meczu z PGE GKS-em.

Chwilę później, bezpośrednio z rzutu wolnego podyktowanego w następstwie faulu Jurkowskiego, gospodarze zdobyli bramkę. Do końca pierwszej połowy zdominowali rywala, w pełni kontrolując wydarzenia na boisku, ale przewagi nie potrafili udokumentować kolejnym golem. - W pierwszej fazie było nam bardzo trudno, bo oprócz czerwonej kartki straciliśmy bramkę. Przy 0:0 byłoby łatwiej, przy skomasowanej, zagęszczonej defensywie, a tak PGE GKS miał nas na łopatkach - wyjaśnił szkoleniowiec drużyny przyjezdnej.

Po przerwie obraz gry uległ jednak zmianie. Katowiczanie coraz częściej i coraz odważniej konstruowali akcje ofensywne, jednocześnie umiejętnie zabezpieczając tyły. Ich konsekwencja przyniosła wreszcie zaskakujący dla większości obserwatorów efekt - dwa gole i zwycięstwo w przegranym - wydawałoby się - meczu. - Według mnie odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo, bo grając 80 minut w osłabieniu chłopcy przy takiej determinacji zasłużyli na wygraną. Nie było jakiegoś kopania, tylko - nawet grając w dziesięciu - wyszliśmy z paroma fajnymi akcjami i mogło się to podobać - ocenił Piekarczyk.

Wydaje się, że szkoleniowiec katowickiego zespołu wreszcie znalazł przyczynę niestabilności formy jego podopiecznych. - Jak widać, problem wahania wyników nie leży w nogach czyli umiejętnościach piłkarskich, tylko w głowach. W sytuacji, kiedy musimy grać z koncentracją, zdeterminowani i w osłabieniu, momentami nie widać różnicy. Dziękuję chłopcom za walkę. To właśnie dzięki niej udało się wygrać. Nie ruszyliśmy od razu na przeciwnika po czerwonej kartce. Musiałem tonować te zapędy, byśmy nie nadziali się na kontrę. W przerwie ustaliliśmy, jak mamy grać i udało się - wyjaśnił po wygranym 2:1 spotkaniu w Bełchatowie trener GKS-u.

Komentarze (0)