WP SportoweFakty: Pana zdaniem to było atrakcyjne spotkanie? Były różne głosy w związku z tym meczem.
Konrad Forenc: Na pewno był to mecz walki. Jak rozmawialiśmy przed nim czy w przerwie, to było spotkanie do jednego strzelonego gola. Komu się uda, ten wygra. Nie udało się nikomu. Mecz był wyrównany. My staraliśmy się wygrać, nie udało się. Musimy uszanować to, że zremisowaliśmy i przede wszystkim wreszcie nie straciliśmy gola.
Z czego wynikało to, że to spotkanie w pewien sposób było zamknięte? Mało było sytuacji podbramkowych. Wynikało to z dobrego przygotowania taktycznego zespołów?
- Trudno powiedzieć. Każdy rozgryzał każdego. My wiedzieliśmy o Pogoni, oni wiedzieli jakie są nasze mocne strony. Trudno jest cokolwiek teraz powiedzieć. Musimy to przeanalizować. Oddaliśmy na pewno serducho na boisku. Walczyliśmy o zwycięstwo, nie udało się. Szanujemy remis.
Trener Piotr Stokowiec pochwalił organizację gry Zagłębia. Rzeczywiście dobrze funkcjonowała taktyka? Było tak, jak sobie narysowaliście to przed meczem?
- Było dobrze, ale chcemy być jeszcze lepsi. Chcieliśmy wygrać, nie udało się. Szanujemy remis, ale na pewno przyjechaliśmy po zwycięstwo. Gonimy czołówkę i chcemy zwyciężać.
Pierwsze czyste konto w sezonie. Długo pan musiał na to czekać. Troszeczkę spadł chyba kamień z serca.
- Nie popełnialiśmy dziś takich banalnych błędów. Bramki przede wszystkim jak traciliśmy, to padały po kuriozalnych czasami sytuacjach. Wreszcie zagraliśmy bardziej stabilnie i możemy się cieszyć, że mamy zero z tyłu chociaż wiadomo, że chcieliśmy zwyciężyć.
W której sytuacji było trudniej obronić? W pierwszej połowie po strzale głową Adama Frączczaka czy w drugiej po uderzeniu Łukasza Zwolińskiego z linii pola karnego?
- Myślę, że ta pierwsza sytuacja była groźniejsza. To była taka instynktowna interwencja. Piłka była powrotna, po koźle, było ślisko. Trzeba było być bardzo skoncentrowanym. Na szczęście się udało.
Nie ma małego niedosytu po dwóch punktach w trzech kolejkach?
- Zdawaliśmy sobie sprawę, że możemy i powinniśmy to wygrać. Taka jest jednak piłka. Musimy to uszanować. Bierzemy się w garść. Kolejne spotkanie musimy wygrać.
Jak pan wspomina Świnoujście?
- Jeśli chodzi o granie, to za dużo tam nie występowałem. Szkoda tego. Na pewno się bardzo starałem, aby być tym pierwszym bramkarzem Floty. W sytuacji, gdy wszystko wydawało się, że to ja będę tą jedynką, jednak tak się nie stało. Potem poszedłem do Kalisza i wróciłem do Zagłębia. Walczyłem o swoje i cieszę się z tego, gdzie jestem.
Pobyt we Flocie jakoś zahamował pana karierę?
- Ciężko teraz powiedzieć. Ja na pewno solidnie pracowałem. Mój spokój wewnętrzny, cierpliwość i wiara w to, że jednak potrafię, że może coś ze mnie być doprowadziła mnie do tego, że jestem w tym miejscu gdzie jestem i mogę z Zagłębiem walczyć o najwyższe cele w Ekstraklasie. Obserwuję jednak cały czas Flotę. Życzę im jak najlepiej. Na pewno to nie jest łatwe, że klub z I-ligowymi bardzo dobrymi tradycjami jest tak nisko, ale wierzę w to, że się odbuduje. Trzymam za nich mocno kciuki i z całego serca pozdrawiam.
Rozmawiał Sebastian Szczytkowski