Peszko: Godzę się, na dokręcanie śruby przez trenera

Forma będzie wyższa. Mam swoje cele, chce pojechać na Euro. Już jeden turniej straciłem z głupiego powodu - mówi WP SportoweFakty Sławomir Peszko. Pomocnik Lechii Gdańsk opowiada m.in. o przyczynach braku formy, zmianach w Lechii i polskiej lidze.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski

WP SportoweFakty: Trener Thomas von Heesen nie przebiera w słowach na temat pana gry. Krytykuje pana publicznie. Powiedział, że wymaga od pana więcej.

Sławomir Peszko: Rozmawiamy z trenerem. Nie kończy się na tym, że szkoleniowiec wypowie się na mój temat w mediach. Podczas treningów instruuje, co mam poprawić, mówi wprost, czego ode mnie oczekuje. Myślę, że chce wytworzyć we mnie jeszcze większą siłę, żebym przekonał się, że mogę i muszę dać więcej tej drużynie.

Panu odpowiada takie dokręcanie śruby?

- Godzę się z tym. Przyjmuje jego wskazówki do wiadomości. Wiem, co to znaczy ciężka praca na zajęciach. Jak mam problem, rozmawiam z trenerem indywidualnie. Nie będę wylewał żali ani dyskutował z nim za pośrednictwem dziennikarzy.

Może trener chce pana bardziej zmotywować, mówiąc publicznie o wadach?

- Być może, ale jakiejś dodatkowej motywacji nie potrzebuję. Sam potrafię odpowiednio nastawić się do meczu.

Kiedy zatem Sławomir Peszko wystrzeli z formą?

- Przychodząc do Lechii, chciałem wejść z drzwiami. Teraz jest lekki progres. Wciąż oczekuję od siebie jednak wyższej formy.

Dlaczego jej nie ma?

- Wiadomo, na co mnie stać. Czasem umiejętności może mi zabraknąć, ale jeśli chodzi o walory fizyczne czy zwyczajną waleczność, nigdy nie schodziłem poniżej pewnego poziomu. W ostatnim czasie właśnie tych atutów brakowało. Czułem się źle pod względem fizycznym. Przez to brakowało też jakości w grze. Muszę to szybko zmienić. Mam swoje cele do zrealizowania.

Jakie?

- Pierwszy to cel drużynowy. Nie przyjechałem tu grać o utrzymanie. Przede wszystkim walczymy o grupę mistrzowską, a najbardziej chcemy, żeby za rok były w Gdańsku puchary.

Co jeszcze?

- Wyjazd na Euro 2016. Teraz walczę, żeby pojechać na najbliższe, listopadowe zgrupowanie kadry. Muszę grać i to dobrze, a ostatnio bywa z tym u mnie różnie.

Dotąd nie był pan na żadnej wielkiej imprezie z reprezentacją.

- Drużyna narodowa jest dla mnie na pierwszym miejscu. Jeden turniej straciłem z głupiego powodu. Na Euro 2016 chcę pojechać i zrobię wszystko, by dobrze się przygotować. Nie powiem, że jedziemy po puchar, ale stać nas na wyjście z grupy. Trudno mi sobie wyobrazić, że Lewandowski, Krychowiak, Glik czy reszta zawodników nasyciła się samym awansem. W eliminacjach przegraliśmy tylko jeden mecz, z Niemcami. Pokazuje to, że nie jest łatwo z nami rywalizować i wygrywać.

Gdyby mógł pan podjąć decyzję jeszcze raz, odszedłby z Kolonii do Lechii?

- Zrobiłbym to samo. W Kolonii byłem skazany na trybuny. Nie zostałbym powołany na mecze z Irlandią i Szkocją, co dał mi do zrozumienia trener Adam Nawałka. "Nie ma szans, żebym wziął cię z trybun" - powiedział selekcjoner. Gdybym jeszcze wchodził na kilkanaście minut, to co innego. Ale jako, że się na to nie zapowiadało, szybko zmieniłem klub. Musiałem to zrobić. Siedziałem na tych trybunach i chodziłem zły. Delikatnie mówiąc.

A teraz jest pan zły czy spokojny?

- Poddenerwowany, że nie zacząłem tak, jak chciałem, ale spokojny, bo wiem, że będzie lepiej. Nie mogę już słabiej grać. Na początku mojego pobytu w Lechii nie prezentowałem się rewelacyjnie, ale wychodziłem na boisko w pierwszym składzie. Dzięki temu pojechałem na kadrę.

Lechia jest pana w stanie dobrze przygotować na Euro?

- Tak. Ekstraklasa gra do końcówki grudnia, a rozgrywki wznawia w połowie lutego. Częstotliwość meczów podobna jak w Bundeslidze. Poza tym, treningi są na bardzo wysokim poziomie. U trenera von Heesena ćwiczymy dwa razy dziennie, co u niektórych szkoleniowców jest rzadkością. Jest duża intensywność. Wszystko jak w lidze niemieckiej. Szkoleniowiec zwraca uwagę na szczegóły. Ustawia taktykę pod danego przeciwnika i przygotowuje zawodnika pod konkretny zespół.

Twarda ręka von Heesena była potrzebna?

- Każdy ma inny styl prowadzenia drużyny. Do trenera Jacka Zielińskiego, którego miło wspominam z Lecha, można było podejść i uśmiechnąć się, żeby skrócił trening. Myślę, że tutaj by to nie przeszło i biegalibyśmy jeszcze więcej.

Jak wyglądają treningi u von Heesena?

- Długie, mocne, jest dużo gierek. Nie ma odpuszczania. Jak to mówią: pali się trawa. Na koniec zajęć, gdy wszystkim wydaje się, że nadszedł już czas, by udać się do szatni, robimy jeszcze przebieżki, żeby wzmocnić wydolność. Niemiecka szkoła stawia największy nacisk na przygotowanie fizyczne i atletyczne. I to się zawsze potwierdza. Na początku, gdy von Heesen zastąpił Jerzego Brzęczka, zwiększenie obciążeń mogło być lekkim szokiem, ale teraz drużyna się do tego przyzwyczaiła. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Niemiec jest pewny siebie, stanowczy, mówi prosto z mostu. To bardzo dobre cechy.

Przychodząc do Lechii mówił pan, że w klubie potrzebny jest spokój. Zapanował?

- Na początku bywało z tym różnie, ale teraz nie ma już tematu kolejnych transferów czy zmian trenerskich. To ważne dla zawodnika. Każdy chce mieć w pracy trochę spokoju. Wykonywać swoje obowiązki bez obawy, co to będzie. Dzięki temu wzrasta pewność siebie.

Nie grał pan w polskiej lidze cztery lata. Co się zmieniło?

- Frekwencja, stadiony. Wizerunek rozgrywek. Ta liga nie przeskoczy jednak pewnego poziomu. Elementem stałym jest fakt, że szybko odchodzą z niej najlepsi piłkarze. Przykład: Jagiellonia zajęła w poprzednim sezonie trzecie miejsce, teraz jest w ogonie tabeli, bo straciła kilku ważnych piłkarzy. Tak było, jest i będzie. Myślę, że w Polsce nie zmieni się to w ogóle. Bo w końcu zarówno piłkarz jak i klub jest za takim rozwiązaniem. Prezesi zarabiają, zawodnik idzie w świat, by się rozwijać. Piłka to jednak wielki biznes. Poza tym, przychodzą do nas dobrzy piłkarze, ale nie na poziomie Ligi Mistrzów. Dlatego nawet nie ma co porównywać Bundesligi do polskiej ekstraklasy. I tak na pewno będzie co najmniej przez kilka najbliższych lat.

Polski ligowiec zrobił postęp pod względem mentalnym?

- Tak. Jest świadomy, że coraz łatwiej można wyjechać za granicę. Nie chodzi mi o transfery do europejskich gigantów, ale średniaków Bundesligi czy Ligue 1. Jak na przykład ja - do Kolonii. Myślę, że najlepszym krokiem dla młodego piłkarza z polski jest liga holenderska.

Pana Bundesliga przerosła?

- W pierwszym sezonie było super. Nikt mnie nie znał i na boisku mogłem robić, co chciałem. Problem zaczął się w drugim sezonie. Byliśmy mocni, ale nie mieliśmy zespołu. Rywale poznali mój styl. Zaczęły się porażki, stres, presja. Momentem przełomowym mógł być wyjazd do Wolverhampton. Trafiłem tam na wypożyczenie, chciałem jednak zostać dłużej. Po siedmiu meczach dostałem sygnały, że chcą mnie wykupić i podpisać kontrakt na 3-4 lata. Angielski styl bardzo mi odpowiadał. Tam w ofensywie więcej zależało od mojej inwencji twórczej. W Niemczech aż do przesady wszystko było podporządkowane taktyce i dyscyplinie.

U von Heesena jest podobnie?

- Akurat nie. Trzydziesty metr od bramki rywala to miejsce, w którym możemy uruchomić kreatywność. Mamy wypracowane pewne schematy, ale to, co dajemy od siebie dodatkowo, bardzo cieszy trenera.

W sobotę gracie z Legią. Rozpracowaliście najlepszego strzelca ligi, Nemanję Nikolicia?

- Mamy dobrze rozpracowaną całą Legię. A Nikolić? Zero obawy. Widzieliśmy jego ostatni mecz z Lechem. Nie zrobił na nas wrażenia.

Czy Lechia zakwalifikuje się w tym sezonie do europejskich pucharów?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×