Harry Kane - wyrzut sumienia Arsenalu

East News
East News

Arsene Wenger może pluć sobie w brodę - Arsenal wypuścił z rąk wielki talent. Harry Kane, jeden z najlepszych napastników w Premier League, mając 9 lat trenował z Kanonierami.

W wieku 11 lat Harry Kane trafił do Tottenhamu Hotspur, ale występował w zespole największego rywala Kogutów - Arsenalu. Przez 1,5 roku młody Kane trenował w koszulce Kanonierów. Zachowały się nawet zdjęcia z 2004 roku, gdy ubrany w koszulkę Arsenalu świętuje mistrzostwo Anglii. Dzisiaj takie fotografie irytują fanów Tottenhamu.

O całej sprawie nie wiedział Arsene Wenger. - Pierwsze słyszę. Dowiedziałem się z gazet. Uważam, że to trochę zabawne, ale jestem również trochę zły. Gdzie on się wówczas podział? Jednak chłopcy gdy mają 9 lat przenoszą się z miejsca na miejsce. Niektórzy przenoszą się z Tottenhamu do Arsenalu. Rodzice zmieniają pracę i tak to się odbywa - powiedział Wenger.

22-letni Kane długo jednak zawodził. Jego talent rozkwitł dopiero w tamtym sezonie. We wszystkich rozgrywkach zdobył 32 gole, zadebiutował w reprezentacji Anglii, strzelił nawet bramkę z Litwą 79 sekund po wejściu na murawę. Z miejsca posypały się plotki o przenosinach do silniejszego zespołu. Zaczęły się porównania do najlepszych napastników reprezentacji Anglii. Kane dostał sporą podwyżkę (do 35 tysięcy funtów tygodniowo), kontrakt do 2020 roku i miał czarować od początku sezonu.

Tymczasem od pierwszych meczów było widać, że czegoś mu brakuje: szybkości, zdecydowania, czucia piłki. Mauricio Pochettino uparcie na niego stawiał, chociaż było widać, że Kane męczy się na murawie. Zaczęto powątpiewać czy jest w stanie powtórzyć taki sam sezon, czy to było jednorazowe pięć minut, czy to jest piłkarz jednego sezonu, jakich wielu już widziała liga angielska.

Mijały minuty, godziny, a Kane marnował kolejne okazje strzeleckie. Na nic zdały się trafienia w eliminacjach do mistrzostw Europy. W Premier League posucha trwała i nic wskazywało na to, żeby miało się to zmienić.

Przełamanie nastąpiło dopiero w siódmej kolejce Premier League. Strzelił w końcu bramkę i to nie byle komu - Manchester City wyjechał z White Hart Lane z bagażem czterech goli. Nie odblokował się jednak na dobre. Znów czekał miesiąc. Tym razem jednak wbił trzy bramki Bournemouth, a później w dwóch kolejnych meczach po razie trafiał do siatki. - To jest właśnie ten sam Kane. Znów jest magiczny - piała z zachwytu brytyjska prasa. - Wrócił - wtórowali jej kibice Tottenhamu.

Zrobił to w idealnym momencie. Ponownie jest pewny siebie i diabelsko niebezpieczny. A w niedzielę na Emirates Stadium będzie straszył Petra Cecha. Tottenham od 10 meczów nie przegrał w Premier League. Arsenal jest teraz jak osa - w tygodniu dostał lanie od Bayernu Monachium (1:5), ale nic tak smakować nie będzie jak zwycięstwo nad Tottenhamem. Kibice Kanonierów są w stanie wybaczyć upokorzenie z Bayernem, ale nie porażkę z Kogutami.

Źródło artykułu: