Pięć remisów i cztery porażki - to bilans Podbeskidzia Bielsko-Biała w domowych spotkaniach w tym sezonie. W starciu z Ruchem Chorzów Górale objęli prowadzenie w 14. minucie, kiedy to rzut karny na bramkę zamienił Dariusz Kołodziej. Chorzowianie po stracie gola starali się przejąć inicjatywę i jak najszybciej doprowadzić do wyrównania, ale nie mogli znaleźć sposobu na dobrze grającą defensywę Podbeskidzia.
Tak było do 65. minuty. Wówczas w okolicach narożnika pola karnego Kohei Kato sfaulował Macieja Iwańskiego, a sędzia Paweł Raczkowski bez chwili zawahania wskazał na "wapno". Jedenastkę skuteczne egzekwował Mariusz Stępiński i doprowadził do wyrównania. W końcówce oba zespoły atakowały, ale nie zdołały przechylić szali zwycięstwa na swoją stronę.
Dla Podbeskidzia był to kolejny mecz, w którym w głupi sposób bielszczanie stracili bramkę i punkty. - Na pewno głupota, nie pierwszy raz się to zdarza. Możemy wspominać ostatnie mecze jakie tu były: z Piastem Gliwice dwa rzuty karne i z Legią Warszawa strata bramki w ostatnich sekundach. To strasznie boli. Nie wydaje mi się, żeby Ruch stworzył jakieś poważne sytuacje. Piast, Legia czy Zagłębie stwarzali sytuacje, mieli stuprocentowe okazje, ale nie wykorzystywali ich. Ruch takich nie miał - powiedział Mateusz Możdżeń.
Górale w tym sezonie będą mieć jeszcze jedną szansę, by odczarować swój stadion. 21 grudnia zmierzą się z pogrążonym w kryzysie Śląskiem Wrocław. Bielszczanie to najgorzej grająca u siebie drużyna w Ekstraklasie nie tylko w tym sezonie, ale w całym 2015 roku. Podbeskidzie na swoim stadionie wygrało tylko dwukrotnie.
W ostatnim tegorocznym pojedynku ekipa spod Klimczoka będzie chciała przełamać złą serię. - W tej lidze nie ma łatwych meczów. W każdej kolejce mamy niespodzianki, tabela jest bardzo spłaszczona i nie ma jakiś stuprocentowych pewniaków. Jest ta ostatnia okazja na odczarowanie stadionu i na pewno będzie bolało, jeśli nie uda się tego zrobić - stwierdził pomocnik bielskiego klubu.