Pod koniec poprzedniego tygodnia trener spotkał się z prezesem Andrzejem Dankiem, ale nie dostał zapewnienia, że po nowym roku będzie prowadził Sandecję. - O konkretach jeszcze nie rozmawialiśmy, ale po tej rozmowie wydaje się, że dostałem kredyt zaufania. Tak to czuję. Mam teraz zająć się optymalnym rozpisaniem przygotowań do rundy wiosennej. Wydaje się, że mogą być drobne zmiany w sztabie szkoleniowym, ale nie dotyczy to mojej skromnej osoby - mówi Robert Kasperczyk.
Brak propozycji nowego kontraktu dla szkoleniowca może być jednak niepokojący. Umowa obowiązuje tylko do końca 2015 roku. - Nieludzką rzeczą byłoby pod koniec grudnia informować kogokolwiek pracującego w klubie, że umowa nie jest przedłużona. Myślę kategoriami ludzkimi. Nie sądzę, by ktoś był aż tak nieodpowiedzialny, żeby takie rzeczy robić. Podchodzę do sprawy optymistycznie, z ogromną wiarą i jest ona przenoszona do szatni - komentuje trener.
Temat wzbudza wątpliwości, bo w przeszłości w Nowym Sączu szkoleniowców zmieniało się bardzo często. Kasperczyk zdaje sobie z tego sprawę. - Sandecja należy do niechlubnej czołówki na tym poziomie. Ja też wiedziałem w co się pakuję. Gdy przychodziłem tu pod koniec maja miałem niewiele gratulacji. Padało więcej pytań w stylu: "Czy wiesz w co się pakujesz?". Wierzyłem głęboko, że swoją osobą przekonam ludzi do swojej wizji pracy. Część roboty została zrobiona, ale musi być to podparte wynikiem.
Opiekun biało-czarnych uważa, że w 2016 roku zespół powinien wyjść z dołka i poprawić dopiero 15. pozycję w I-ligowej tabeli. - Transformacja personalna, jaka dokonała się latem w Sandecji jest fundamentem. Stabilizacja jest podstawą rozwoju czegokolwiek. Po przerwie wrócą kontuzjowani zawodnicy, jesteśmy już zgrani i w pełnym składzie nie boimy się nikogo - podkreśla Robert Kasperczyk.