Czytaj w "PN": Robert Podoliński: Nie trzeba być byłym koniem, żeby zostać dżokejem

- W Cracovii zabrakło mi odpowiedniego podejścia do piłkarzy. Praca w Dolcanie mnie uśpiła - mówi w rozmowie z "PN" Robert Podoliński, dziś trener Podbeskidzia Bielsko-Biała.

[b]

"Piłka Nożna": Trenuje pan boks?[/b]

Robert Podoliński: - To prawda, właśnie wracam z zajęć od Grześka Proksy. Lubię sporty walki, zawsze tak było. Boksem zaraziłem się kilka miesięcy temu. Frajda. Zresztą w trakcie studiów uczęszczałem do Bielańskiego Klubu Karate, gdzie mój kolega był trenerem. Nigdy jednak nie miałem okazji na poważnie zaangażować się w treningi, a że teraz taka się pojawiła, skorzystałem.

Dlaczego akurat boks?

- Nie wiem. To tak, jakby pan zapytał dlaczego mam żonę brunetkę.

Może to dla pana sposób na odstresowanie, uderzając w worek można o pewnych rzeczach zapomnieć?

- Nic z tych rzeczy. A o czym ja mam zapominać? Z wojny w Wietnamie nie wróciłem. Spokojnie. Jestem trenerem piłki nożnej, robię to, co lubię. Gram też w tenisa, jeżdżę na desce i nie po to, żeby coś wyrzucić z głowy. Lubię aktywny tryb życia. Nie kupuję kabrioleta w wieku czterdziestu lat, żona ta sama, dzieci te same, może to kryzys wieku średniego? Niech będzie boks.

Ma pan czasem ochotę wyzwać kogoś na ring, na przykład jakiegoś sędziego meczów ekstraklasy?

- A skąd! Boksu nie uprawiają frustraci, to nie tak, że jak mi coś nie wychodzi, muszę iść na worek. Nic nikomu nie muszę udowadniać, nie trzymam długo urazy w sobie. Współpraca z sędziami układa mi się znakomicie, każdy ma prawo do popełnienia błędu. Boks traktuję wyłącznie w kontekście dbania o formę.

Z tańcem też tak było? Ponoć polonezy i podobne tańce nie mają przed panem tajemnic.

- Oczywiście. Tańczyłem w zespole ludowym. Taką miałem pasję, ale też na przykład interesowałem się karabinami, a do formacji GROM nie poszedłem. Nie wszystkie pasje można realizować w dorosłym życiu. A taniec to była fajna przygoda, zwiedziłem pół Europy, tyle że za tamtych czasów były to tylko państwa należące do RWPG. To był 50. Harcerska Drużyna Taneczna. Miałem więc połączenie życia harcerskiego z tańcem ludowym. Fantastyczna sprawa.

Skoro już jesteśmy przy tym aktywnym trybie życia. Słyszałem, że grając w oldbojach Legii Warszawa zdarzyło się pan ochrzanić solidnie Piotra Włodarczyka za marnowanie stuprocentowych okazji.

- W życiu. Jeśli już, zawsze śmiałem się, że to taka liga, w której grają wybitni reprezentanci Polski i... Podoliński. (...)

Rozmawiał Przemysław Pawlak

Cały wywiad w najnowszym numerze tygodnika "Piłka Nożna"! Od wtorku w kioskach!

Czytaj więcej w "PN". 
Słynny Brazylijczyk zakończył karierę 
Liga Mistrzów. Znamy pary 1/8 finału  
Jedenastka weekendu 20. kolejki Ekstraklasy wg. PN  

Komentarze (0)