Puchar Ligi Angielskiej: Liverpool w finale, choć przeżywał horror!

 /  EPA/WILL OLIVER/PAP
/ EPA/WILL OLIVER/PAP

Po triumfie w pierwszym meczu na obiekcie Stoke, Liverpool miał bez trudu awansować do finału Pucharu Ligi Angielskiej, ale w rewanżu zagrał słabo, w dodatku skrzywdzili go sędziowie i ostatecznie uniknął katastrofy dopiero w rzutach karnych!

The Reds przystępowali do gry ze skromną zaliczką 1:0 z Britannia Stadium i najwyraźniej poczuli się zbyt pewnie, bo w ogóle nie mieli zamiaru atakować. Goście też początkowo nie forsowali tempa i niemal cała pierwsza część była zwyczajnie nudna.

W pewnym momencie ekipa Stoke wyczuła jednak, że rywal gra kunktatorsko i ruszyła do ataku. Ostrzeżeniem dla Liverpoolu był już strzał Jonathana Waltersa w 24. minucie, wtedy jednak piłka nie poleciała w światło bramki, bo Irlandczykowi do końca przeszkadzał Mamadou Sakho. Tuż przed przerwą gospodarze się w końcu doigrali, choć ten gol nie powinien zostać uznany. Z prawego skrzydła płasko centrował Bojan Krkić i Marko Arnautović bez najmniejszego trudu pokonał Simona Mignoleta, tyle że był na wyraźnym spalonym, czego nie dostrzegli sędziowie.

Bramka podrażniła Liverpool i po przerwie zespół Juergena Kloppa ruszył wreszcie do natarcia. W 48. minucie Roberto Firmino trafił z ostrego kąta w słupek, lecz takich klarownych okazji było jak na lekarstwo. Miejscowi grali niesamowicie chaotycznie. Mnóstwo szybkich akcji kończyło się bez strzałów, bo brakowało elementarnej dokładności. Podobnie zresztą spisywali się The Potters, w efekcie kolejne bramki nie padły i Jonathan Moss zarządził dogrywkę. W niej przewagę w polu mieli zawodnicy z Anfield, choć najlepszą okazję zmarnował Marco van Ginkel, który w 104. minucie - tak jak wcześniej Firmino - obił słupek.

120 minut nie wyłoniło zwycięzcy dwumeczu i obie drużyny czekała wojna nerwów w rzutach karnych. W niej jako pierwszy ciśnienia nie wytrzymał Peter Crouch, którego strzał obronił Mignolet. Chwilę później jednak po uderzeniu Emre Cana piłka zatrzymała się na słupku i wynik wciąż był remisowy.

Rozstrzygnięcie przyniosła dopiero siódma seria jedenastek. Mignolet fantastycznie zatrzymał całkiem niezłą próbę Marca Muniesy, a awans dał Liverpoolowi trafieniem niemal w okienko Joe Allen.

Podopieczni Juergena Kloppa przeżyli prawdziwy horror, lecz ostatecznie wywiązali się z roli faworyta i pojadą na finał na Wembley. Ich przeciwnikiem będzie Manchester City lub Everton. Rewanżowe starcie tych ekip zostanie rozegrane w środę.

Liverpool FC - Stoke City 0:1 (0:1, 0:1, 0:1), rzuty karne 6:5
0:1 - Marko Arnautović 45+1'
pierwszy mecz: 1:0, awans: Liverpool FC

rzuty karne:
0:1 - Jonathan Walters
1:1 - Adam Lallana
X - Peter Crouch
X - Emre Can
1:2 - Glenn Whelan
2:2 - Christian Benteke
2:3 - Ibrahim Afellay
3:3 - Roberto Firmino
3:4 - Xherdan Shaqiri
4:4 - James Milner
4:5 - Marco van Ginkel
5:5 - Lucas Leiva
X - Marc Muniesa
6:5 - Joe Allen

Składy:

Liverpool FC: Simon Mignolet - Jon Flanagan (106' Jordon Ibe), Kolo Toure (85' Joe Allen), Mamadou Sakho, Alberto Moreno, Jordan Henderson (58' Christian Benteke), Lucas Leiva, Emre Can, James Milner, Roberto Firmino, Adam Lallana.

Stoke City: Jack Butland - Glen Johnson, Philipp Wollscheid, Marc Muniesa, Erik Pieters, Glenn Whelan, Ibrahim Afellay, Jonathan Walters, Bojan Krkić (71' Charlie Adam, 98' Marco van Ginkel), Marko Arnautović (78' Xherdan Shaqiri), Peter Crouch.

Żółte kartki: Jon Flanagan, Joe Allen (Liverpool FC) oraz Marc Muniesa (Stoke City).

Sędzia: Jonathan Moss.

Widzów: 43 091.

Polska - Chorwacja. Michał Jurecki: Nie możemy zagrać jak panienki

{"id":"","title":""}

Komentarze (1)
avatar
BKSIK
27.01.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Nudny mecz, ale karne to karne tu już nudy nie było :-) Znów się udało doprowadzić do szczęśliwego końca, a finał? Chciałbym Everton, derby no i szanse większe. Nie ma co patrzeć, że ograliśmy Czytaj całość