Supertalent i superpechowiec. Adam Hlousek na ratunek Legii

Newspix / PIXATHLON
Newspix / PIXATHLON

Kiedyś supertalent, potem superpechowiec. Adam Hlousek rozegrał ponad 80 meczów w Bundeslidze, ma wyrobioną markę, ale też poważne problemy ze zdrowiem za sobą i jesień na ławce rezerwowych.

W październikowy wieczór na stadionie Mestalla fani Valencii byli przekonani o łatwej wygranej swojej drużyny z przeciętną Slavią Praga. W tym czasie, a był to 2009 rok, hiszpańskiej drużynie grali wówczas tacy piłkarze jak Ruben Baraja, Jordi Alba, Ever Banega czy David Villa. Miejscowi fani łapali się więc za głowy, gdy w 27. minucie młody, zaledwie 21-letni wysoki jak słup telegraficzny i szybki jak pociąg pospieszny piłkarz, z łatwością gubi ich ulubieńca, Miguela, reprezentanta Portugalii. Adam Hlousek za chwilę zagrywa w pole karne do Riste Naumova, a ten strzela na 1:0 dla gości. Mecz kończy się remisem. Dwa tygodnie później, w Pradze, drużyny remisują po raz drugi. Tym razem Hlousek asystuje przy ostatniej bramce spotkania.

  - Wtedy był największym talentem czeskiej piłki. Był bardzo szybki, miał kapitalną lewą nogę - wspomina nam Ludek Madl, czeski dziennikarz z portalu Aktualne.cz.

Niestety, z czasem okazało się, że zawodnik ma dokładnie tyle pecha co talentu. Lata płynęły, a jego kolana były w coraz gorszym stanie. Jego fantastycznie zapowiadająca się kariera przemijała w smutnych lekarskich gabinetach. Zamiast czarować fanów i odpowiadać dziennikarzom na pytania o kolejny świetny mecz, spędzał dziesiątki godzin słuchając wskazówek rehabilitantów.

Ale też czasem wracał, dzięki temu, że ma silny organizm i ogromną wolę walki. A więc to, co osiągnął, jest tak naprawdę wielkim sukcesem.

Supertalent i Superpechowiec

Lewa noga, o której mówi czeski dziennikarz, zawsze była jego główną bronią. Dobrze to widać na nagraniu pochodzącym z tego samego, 2009 roku, gdzie Hlousek pokonuje bramkarza Banika Ostrawa. Było to krótko po przejściu piłkarza z Jablonca do Slavii, ale już wtedy było wiadomo, że praski gigant to tylko przystanek w karierze zawodnika, przelotna znajomość. Wyniki głosowania na stronie czeskiej federacji, gdy wybrano go największym talentem tutejszego futbolu, tylko potwierdziły przypuszczenia ekspertów. Ivan Hasek, wtedy trener francuskiego St. Etienne, poważnie myślał, żeby ściągnąć do siebie utalentowanego rodaka. Z przenosin do Francji nic nie wyszło.

- Niedługo potem miał pierwsze poważne problemy z kolanem - wspomina Ludek Madl. Piłkarz przeszedł operację, w piłkę nie grał przez pół roku. - Wyzdrowiał, trafił do Niemiec, ale w marcu 2012 roku znowu miał pecha. Znowu kolano. Dwa tak poważne urazy zatrzymały jego rozwój - nie ma wątpliwości dziennikarz.

Dobra gra w Slavii zaowocowała w 2011 roku półrocznym wypożyczeniem do 1.FC Kaiserslautern. W Bundeslidze Hlousek zagrał w trzynastu meczach i wrócił do ojczyzny. Kolejne podejście do niemieckiego futbolu nastąpiło od początku 2012 roku. Czecha wziął 1.FC Nuernberg za milion euro. To już w jego barwach, we wspomnianym marcu 2012 roku piłkarz zerwał więzadło krzyżowe. Do końca roku już nie zagrał. 278 dni odpoczynku od piłki, to był wyrok. Zimą 2013 Czech wznowił treningi, ale radość nie trwała długo. W lutym kolano znowu odmówiło posłuszeństwa, nawaliła rzepka. Do czerwca futbol miał z głowy. Łącznie prawie 1,5 roku bez gry!

Thomas Haid, dziennikarz "Stuttgarter Zeitung" mówi nam jednak: - To człowiek, który żyje futbolem, nie odpuszcza, zawsze walczy o swoje miejsce.

Ludek Madl: - Bardzo szczery, normalny facet. Żadnych pozaboiskowych historii, żadnych skandali.

1,5 roku bez gry nie załamało chłopaka. Zacisnął zęby, skupiony na piłce trenował ciężko i myślał tylko o tym, żeby znowu pojawić się na boisku. Wrócił i w sezonie 2013/14, grając w Norymberdze na lewej obronie i na lewym skrzydle, strzelił trzy gole, dwa razy asystował. Magazyn "kicker" nie docenił jego starań i uznał najgorszym obrońcą ligi, a na koniec sezonu umieścił na 213. miejscu, na 215 sklasyfikowanych piłkarzy, z katastrofalną średnią not 4,31.

Ale swoje wiedzieli działacze VfB Stuttgart, którzy w lipcu 2014 roku uznali, że warto zaryzykować i wyłożyli za piłkarza 1,5 miliona euro. Czas pokazał, że dla Hlouska nie był to właściwy wybór. Zespół z miasta Mercedesa grał słabo, a Czech nawet nie dostosował się do poziomu kolegów. W pierwszym sezonie wybiegał na boisko regularnie, ale otwieranie najpopularniejszego piłkarskiego magazynu Niemiec z pewnością nie należało do jego ulubionych zajęć w poniedziałkowy poranek. Tym razem średnia 4,25 dała mu 205. miejsce w lidze. W dużym skrócie - dramat.

W tym sezonie jesienią wystąpił już tylko w siedmiu meczach, głównie jako stoper. W listopadzie trenera Alexandra Zornigera, który ściągał go do zespołu, zastąpił Juergen Kramny. - Zorniger mówił, że Adam to największy profesjonalista w zespole - mówi nam Thomas Haid. - Na początku tego sezonu popełnił jednak kilka błędów i usiadł na ławce rezerwowych - dodaje.

Hlousek stracił miejsce w pierwszym składzie po czwartej kolejce. Potem jeszcze zagrał w trzech spotkaniach, ale to było wszystko. Kramny już na niego nie stawiał. Niemiecki dziennikarz nie ma żadnych wątpliwości: - Nie miał żadnych szans na grę. Ciężko go tutaj za cokolwiek wyróżnić. Na pewno żaden z niego wielki technik, jest średniakiem jeśli chodzi o szybkość i grę w powietrzu - mówi jeszcze Haid.

Z pewnością na jego opinię wpływają dwa nieudane sezony VfB Stuttgart. Hlousek był biednym wśród biednych.

Legia czekała na niego

Jeszcze w połowie stycznia zawodnik przekonywał niemieckich dziennikarzy, że Stutttgart jest wymarzonym miejscem dla chłopaka takiego jak on.  - Chociaż mało gram nie chcę odchodzić. Świetnie się tu czuję, w klubie, w mieście. Decyzja o tym czy będę grał należy do trenera - mówił.

Do zawodnika zgłosiła się Slavia Praga, ale on wolał zostać w Niemczech. Tyle tylko, że Niemcy nie chciały jego. Jedynym klubem, który chciał z nim rozmawiać był Stuttgart. Najlepiej o możliwościach pozbycia się czeskiego zawodnika. A nie było to łatwe, bo Hlousek miał kontrakt ważny jeszcze przez 2,5 roku. Legia Warszawa, która od dwóch lat poszukuje lewego obrońcy, według nieoficjalnych informacji zapłaci za niego około pół miliona euro. W sobotę zawodnik dołączył już do trenującej na Malcie drużyny.

Ludek Madl: - Wydaje mi się, że miał trzy wyjścia. Zostać rezerwowym w Stuttgarcie, odejść do 2. Bundesligi, albo wyjechać za granicę. Tyle, że jest po poważnych urazach kolana, mógłby mieć problem z testami medycznymi we Francji czy Hiszpanii. Jest więc w Polsce. Nic fantastycznego, ale na pewno dostanie większe pieniądze niż w Czechach.

I przede wszystkim, Hlousek ma pewność, że w Warszawie będzie grał. A skoro tak, to może przypomni sobie o nim selekcjoner Pavel Vrba. Czesi jadą przecież na Euro 2016.

- Dzisiaj w Czechach mówi się o nim jako o wielkim talencie i wielkim pechowcu przez te urazy. Moim zdaniem ma małe szanse na Euro 2016. Nigdy nie grał w kadrze jako stoper, a na lewą obronę mamy Davida Limberskiego z Pilzna, jest Theodor Gebre Selassie z Werderu Berma, Daniel Pudil z Shieffield Wednesday, Filip Novak z Midtjylland czy Michal Kadlec z Fenerbahce - wyjaśnia czeski dziennikarz.

Przyszły legionista w kadrze zagrał tylko sześć razy. W Bundeslidze dał jednak radę, rozegrać 81 meczów, wyrobił sobie markę. Nie da się jednak ukryć, że 27-latek mógł do tej pory zdziałać w piłce dużo więcej. Jeszcze raz Ludek Madl: - Dzisiaj w Czechach ma opinię byłego dużego talentu i wielkiego pechowca, któremu w pełnym rozwoju przeszkodziły kontuzje.

Jacek Stańczyk

Nowy napastnik Lecha - nowa gwiazda Ekstraklasy?

{"id":"","title":""}

Źródło: TVP S.A.

Źródło artykułu: