Charlton Athletic powstał w 1905 roku, ale przez ponad sto lat istnienia klub nie zanotował wielkich sukcesów (jedyne trofeum to Puchar Anglii w 1947 roku). Od dobrych kilku miesięcy jest o nim jednak głośno, bo fani coraz intensywniej protestują przeciwko właścicielowi. Kilka dni temu kibice zorganizowali pogrzeb. Przemaszerowali ulicami i złożyli trumnę pod stadionem, wieszcząc koniec ich ukochanej drużyny.
Trzy miliony straty
Pod żadnym względem nie jest im wesoło. Zebrali ponad 12 tysięcy funtów, żeby zorganizować happening i żeby angielska prasa miała o czym pisać. Wszystko po to, żeby pokazać, iż mają powyżej uszu Belga Rolanda Duchateleta. Charlton jest przedostatni w tabeli Championship, traci pięć punktów do bezpiecznego miejsca (mimo ostatniej zaskakującej wygranej 2:0 z Middlesbrough) i jest mocno zagrożony spadkiem.
Do tego dochodzi zła sytuacja finansowa klubu. Niedawno działacze przedstawili bilans za rok 2015. Wyszło, że są trzy miliony funtów pod kreską. Fani atakują nie tylko Duchateleta, ale i dyrektorkę klubu, Katrien Meire, ich zdaniem również odpowiedzialną za fatalną politykę finansową. Podczas spotkania z Middlesbrough wrzucili piłki plażowe na murawę, a trybuny opuścili na kwadrans przed ostatnim gwizdkiem.
Sytuacja wiekowego klubu jest dramatyczna, ale oficjalnie nic wielkiego się nie stało. Działacze wydali oświadczenie, w którym wyrażają smutek z powodu zachowania kibiców, deklarując równocześnie, że zrobią wszystko, żeby Charlton wyszedł na prostą. Ani słowa o tym, dlaczego doszło do protestów.
Duchatelet, belgijski polityk i miliarder, przyszedł do angielskiej drużyny w styczniu 2014 roku. Ze Standardu, innego w tamtym czasie swojego klubu, ściągnął kilku piłkarzy, a także trenera, Jose Rigę. Poprzedniego menedżera, Chrisa Powella, zwolnił, bo - podobno - nie chciał wystawiać tych zawodników, których widział w składzie nowy właściciel. W ciągu dwóch lat klub miał trzech innych trenerów, po czym w styczniu 2016 roku wrócił Riga.
Kibice z niepokojem patrzyli, jak Duchatelet bawi się w ręczne sterowanie klubem. Belg jest także właścicielem m.in. Sint-Truiden, węgierskiego Ujpestu czy Carl Zeiss Jeny, więc przekonuje, że zna się na rzeczy. Po proteście zaatakował kibiców, idąc z nimi na otwartą wojnę. Zarzucił im, że chcą upadku klubu, a ich działania PR są jak "wypadek samochodowy".
- Wzywają mnie do sprzedaży klubu i odejścia. Nawet gdyby miało to tego dojść, łatwiej to zrobić, kiedy drużyna jest w Championship niż League One, ale niektórzy chyba tego nie rozumieją - mówił belgijski właściciel.
Czyste szaleństwo
Fani widzą to inaczej. Wg nich Duchatelet wtrąca się do wszystkiego i traktuje klub jak zabawkę. Były napastnik Charlton, Yann Kermorgant, po odejściu z zespołu opowiadał w prasie, że pomysły belgijskiego właściciela to czyste szaleństwo. Nie sprawdza się ani pomysł budowania zespołu, ani zarządzanie finansami.
A pomysł Duchatelet ma zawsze ten sam - kupuje kluby, potem na okolicznych terenach buduje m.in. sklepy i zarabia, jednak drużyny nie zamieniają się w finansowe eldorado. Belg traktuje je jako kartę przetargową w rozmowach z miejscowymi politykami i urzędnikami.
W Charlton było podobnie. Potraktował kupno Athletic jako okazję do zarobienia pieniędzy, oficjalnie na klub. Tak w przeszłości zrobił z terenami na stadionie Sint-Truiden, budując sklepy, bary i hotel.
Na ziemi wokół obiektu angielskiego klubu Duchatelet planował wybudować m.in. mieszkania, przeciw czemu kibice protestowali. Takie posunięcie oznaczałoby, że w razie powrotu do Premier League niemożliwe byłoby powiększenie pojemności stadionu. To ich zdaniem pokazuje, że właściciel nie myśli długofalowo o drużynie, a zależy mu jedynie na powiększaniu własnego konta.
Zobacz wideo: #dziejesiewsporcie: piękny gest piłkarzy Barcelony