Podobno nie da się przełożyć podstawowych założeń zarządzania zespołem w biznesie na sport. Jak nie grasz w klubie, to nie grasz w reprezentacji.
Jedynym powołanym przez Adama Nawałkę piłkarzem, który w weekend nie zagrał w klubie nawet minuty, był Jakub Błaszczykowski. Jego sytuacja w Fiorentinie w całym obecnym sezonie nie wygląda dobrze - grywa rzadko i mało. Wydawało się, że przyjechał na zgrupowanie, by pogodzić się z rolą rezerwowego także w kadrze.
Wiadomo, z kogoś tak doświadczonego, kto niósł reprezentację na swoich plechach przez ostatnich kilka lat, zrezygnować nie można, nie mógł zwłaszcza Nawałka, który kryzysową sytuacją za swojej kadencji musiał zarządzać tylko raz. Gdy zabrał Błaszczykowskiemu opaskę kapitana. Można było się zastanawiać, czy powołał go, bo nie chciał kolejnego kwasu wokół drużyny.
[b]Zobacz piękną bramkę Jakuba Błaszczykowskiego:
{"id":"","title":""}
[/b]
Nawałka przeniósł jednak założenia zarządzania zespołem w biznesie na sport i się nie pomylił. Błaszczykowski pojawił się na boisku w pierwszym składzie, jak pracownik, któremu daje się kredyt zaufania i pokazuje, że dobry szef tak szybko nie zapomina, kto potrafił przez lata harować jak nikt inny. To mogła być kosztowna inwestycja z dużym ryzykiem zwrotu, ale tak jak w przypadku inwestowania w dzieci - czasami po latach okazuje się, że było warto. Inwestycja w Błaszczykowskiego może Nawałce zwrócić się już w czerwcu we Francji.
To, czego Kuba teraz potrzebuje najbardziej, to grania, a skoro nie może w klubie, to może chociaż w reprezentacji. W pierwszej połowie nie tylko strzelił jedynego gola, ale oddał też najgroźniejszy strzał, przy obronie którego Vladimir Stojković musiał się napracować. Żadnemu polskiemu piłkarzowi ten gol nie był tak bardzo potrzebny. - Bardzo się cieszę, że właśnie Błaszczykowski miał dziś swoje dobre chwile. Poza tym Kuba nie odstawał od drużyny, nie było widać zaległości. Dobrze wyglądaliśmy jako zespół - mówił w przerwie Marcin Żewłakow, który komentował mecz dla TVP.
Nawałka wiedział, że spotkanie z Serbią jest przedostatnim testem, zanim będzie musiał wysłać powołania do szerokiej kadry przed Euro. Eksperymentował, udowodnił, że selekcja się nie skończyła, a reprezentacja nie jest zamkniętym kręgiem adoracji. Sebastian Mila, Łukasz Szukała czy Sławomir Peszko grali słabo i w Poznaniu w ogóle się nie pojawili. Piotr Zieliński i Bartosz Salamon zaczęli coś znaczyć w swoich klubach - bardzo proszę, murawa jest wasza. Pokażcie, czy nie mylicie kroków w stresie, gdy patrzy jury na międzynarodowym konkursie tanecznym. Obaj młodzi zawodnicy rozpoczęli mecz w pierwszym składzie.
- Po Zielińskim było widać, że gra w klubie, był bardzo kreatywny, nie bał się piłki. Szukał ciekawych rozwiązań - oceniał Żewłakow.
Gorzej było z Salamonem, który jeszcze przed przerwą dwa razy podpalił lont blisko naszego pola karnego. Groźnie było zwłaszcza za pierwszym razem, gdy gasił go tuż przed beczką prochu Łukasz Fabiański. Gasił palcami, na szczęście miał mokre rękawice, bo padał deszcz. Salamon sfaulował Filipa Kosticia, z rzutu wolnego strzelał Adem Ljajić, piłka po palcach Fabiańskiego uderzyła w poprzeczkę, a Branislav Ivanović w sobie tylko wiadomy sposób nie trafił do pustej bramki z metra. Jeśli trener chciał dowiedzieć się, czy jedyną opcją na środek obrony obok Kamila Glika jest Michał Pazdan, to wczoraj nabrał raczej takiego właśnie przekonania. Ale pozwolił Salamonowi wyjść na boisko także po przerwie. Jak sprawdzać, to na całego.
Nasza reprezentacja grała solidnie i mądrze, jednak nie fruwała, chociaż niosły ją skrzydła. Maciej Rybus i Kamil Grosicki - razem prędkość ponaddźwiękowa - latali po lewym, a na prawej stronie Łukasz Piszczek przypomniał wszystkim, że z Błaszczykowskim przez lata występował w Borussii Dortmund. Jeśli przed przerwą Arkadiusz Milik był trochę niewidoczny, to w drugiej połowie strzelił w stylu z Ajaksu, lewą nogą, zza pola karnego, niestety w słupek. Grzegorz Krychowiak - tuż obok. Przed przerwą błysnął Fabiański, po niej - trzykrotnie Wojciech Szczęsny ratował drużynę w bardzo trudnych sytuacjach. Tak, w Poznaniu wyglądaliśmy jak dobrze naoliwiona maszyna, której na przerwę zimową nikt nie zdjął kół, nie przykrył pokrowcem i nie postawił na kołkach.
[b]To mógł być gol! Zobacz strzał w słupek Arkadiusza Milika:
{"id":"","title":""}
[/b]
Nawałka na kwadrans przed końcem zdejmował z boiska gwiazdy. Robert Lewandowski w tym sezonie, jak Indianin, odpoczywa w biegu, ale czasami i jemu przyda się chwila oddechu. Wygrał nam eliminacje, teraz błyszczeć to ma we Francji. Krychowiak musi odpoczywać, bo dopiero co wyleczył kontuzję.
To był dobry, pożyteczny sprawdzian reprezentacji Polski. Nasi zawodnicy pokazali, że do czerwcowej matury nie planują zacząć przygotowań dopiero w maju. Walczą o rolę w piłkarskim filmie, w którym pierwszy raz od dawna nie chcą tylko występować w końcowych napisach jako "i inni".
Wygraliśmy z Serbią, która może i nie awansowała na Euro, może i jest rozbita, ale ma w składzie biegające po boisku miliony euro. Za Nemanję Maticia Chelsea zapłaciła 25 milionów, Manchester City za Aleksandra Kolarova - 23. Nasi, poza Lewandowskim, nie są tyle warci, ale pokazali, że jako zespół rzeczywiście są groźni dla wszystkich. I na Euro mogą zamieszać.
Podobno jeśli między błyskiem a grzmotem mijają trzy sekundy, to piorun uderzył kilometr od miejsca, w którym jesteś. Wczoraj w Poznaniu rzeczywiście kilka razy błyskało pod naszą bramką, ale niepokojącego piorunu na szczęście się nie doczekaliśmy.
Polska - Serbia 1:0 (1:0)
1:0 - Jakub Błaszczykowski 28'
Polska: Łukasz Fabiański (46 Wojciech Szczęsny) – Łukasz Piszczek, Kamil Glik, Bartosz Salamon (88 Michał Pazdan), Maciej Rybus – Grzegorz Krychowiak (76 Tomasz Jodłowiec) – Jakub Błaszczykowski, Piotr Zieliński (83 Ariel Borysiuk), Kamil Grosicki (76 Bartosz Kapustka) – Arkadiusz Milik, Robert Lewandowski (Łukasz Teodorczyk 73)
Serbia: Stojković – Ivanović, Maksimović (90+1 Spajić) , Rajković, Kolarov – Milivojević (73 N.Maksimović), Matić (86 Brasanac) – Ljajić, Tosić (66 Sulejmani), Kostić (78 Mladenović) – Stojiljković (56 Duricić)
Michał Kołodziejczyk z Poznania
[b]Zobacz wideo: Wiceprezes Lecha: Robert Lewandowski wraca do domu
[/b]