Tadeusz Pawłowski: Mógłbym nadal być trenerem Wisły Kraków

- Wisła Kraków miała walczyć o ósemkę i robi to. Efekty mojej pracy są widoczne. Gdybym otrzymał więcej cierpliwości, nadal prowadziłbym ten zespół - mówi Tadeusz Pawłowski, były trener "Białej Gwiazdy".

Mateusz Karoń
Mateusz Karoń
Tadeusz Pawłowski WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Tadeusz Pawłowski

WP SportoweFakty: Co się stało przy Reymonta?

Tadeusz Pawłowski: Przyczyna jest prosta: zastałem zespół w trudnej sytuacji. Zawodnicy pierwszoplanowi pod koniec roku nie grali, ponieważ byli kontuzjowani. Nie brali też udziału w okresie przygotowawczym. Dołączyli nowi gracze, których musiałem wkomponować.

Tylko o to chodziło?

- Potrzebowałem czasu. Cieszę się, że dziś już nikt nie mówi o przygotowaniu fizycznym. Drużynie starcza sił. Druga sprawa to styl, jaki Wisła prezentuje. Jest dość ciekawy. Pracowaliśmy nad wymianą krótkich podań. Szlifowaliśmy też element dłuższych, prostopadłych zagrań. One miały omijać bloki przeciwnika. To wszystko dziś funkcjonuje.

Całość sprowadza się do braku czasu?

- W dużej mierze tak. Każdy go dostaje, nawet Juergen Klopp w Borussii Dortmund miał możliwość popracowania. Tutaj zabrakło cierpliwości.

Czy w trzy tygodnie można zrobić cokolwiek?

- Bardzo ciężko. Pamiętajmy, że mózg zespołu, Krzysztof Mączyński jest kontuzjowany. Paweł Brożek zimą spędził na boisku tylko 10 minut. Doszli też nowi chłopcy. To trzeba potem wyrównać motorycznie. Powinienem dostać czas do przerwy reprezentacyjnej. Myślę, że gdyby tak było, nadal miałbym pracę.

Rozmawiał pan z władzami klubu na te tematy?

- Tak. Szczególnie mocno naciskałem, by ściągnięto kogoś do środka pola. Chciałem choć trochę wypełnić lukę po Mączyńskim. Tego zawodnika zastąpić się nie da. Szkoda, że Petar Brlek i Rafał Wolski dołączyli tak późno.

Sprowadzono ich dopiero pod koniec pana kadencji, a przecież mówimy o piłkarzach, którzy mają odgrywać kluczowe role na boisku.

- Planowanie rozwoju zespołu powinno wyglądać tak, że dziś dyskutujemy już o tym, co będzie w przyszłym sezonie. Natomiast w Krakowie musieliśmy na nowo ułożyć środek. Kiedy obejmowałem tę drużynę, była po pięciu porażkach z rzędu. W czterech kolejnych meczach nie zdobywała goli. Podniesienie się nie mogło być łatwe.

Rafał Wolski zdradził na antenie Canal+ Sport, że Dariusz Wdowczyk poukładał zespół. Czuje się pan urażony?

- Nie, to wyciągnięte z kontekstu. Co on mógł powiedzieć o ułożeniu, skoro przyjechał do nas bardzo późno? Do jedenastki wskoczył po dwóch treningach. Postawiłem na Rafała, bo wiedziałem, że jeśli on będzie grał, to w końcu wróci do formy. To bardzo dobry piłkarz. Wiele jest mojej zasługi w tym, że znalazł się w Wiśle. Pierwszy podjąłem temat.

Wydawało się, że problemem "Białej Gwiazdy" jest poczucie tymczasowości.

- Mieliśmy niepowodzenia, później wyskoczyła sprawa Radosława Cierzniaka i zrobiło się nerwowo. Dużo dała pierwsza wygrana. W klubie znów zapanował spokój.

Piłkarze byli zahukani?

- Wdarło się trochę niepokoju spowodowanego słabym startem. Atmosfera nie wygląda perfekcyjnie. Wielu ludzi pytało, co się dzieje. Szczególnie ci, którzy oglądali wszystko od środka. Apelowałem o cierpliwość, prosiłem, ale spokoju pracy nie otrzymałem.

Gdyby w Wiśle było pod tym względem lepiej, drużyna zajmowałaby wyższą pozycję?

- Trudno powiedzieć, cały czas musimy pamiętać o licznych kontuzjach. Nie da się czegoś zmienić ot tak. Efekty mojej pracy widać teraz: ta sama drużyna w dwóch ostatnich meczach gra o pierwszą ósemkę, a przecież na początku mówiłem, że tak będzie.

Wróćmy do sprawy Cierzniaka, była bardzo nieprzyjemna.

- Na pewno nie jest miło stawać między zarządem a drużyną. Wyszedłem z twarzą. Decyzja komisji zapadła, nie chcę już o tym mówić.

Podobno jechał pan złożyć zeznania i nie wiedział, że niby to pan przesunął Cierzniaka do rezerw...

- Trener bramkarzy mógłby powiedzieć więcej na ten temat. Dla mnie sprawa jest zakończona.

W "Gazecie Wyborczej" przeczytałem, że mylił pan piłkarzy.

- Przecież na początku nie zawsze zna się wszystkich, problem jest z zawodnikami, którzy zajmują w hierarchii miejsca 18-26. Na początku można kogoś nie zapamiętać, nic złego się nie dzieje. To zabawny zarzut, brzmi jak szukanie dziury na siłę.

Wielu trenerów ma obawy przed pracą w Wiśle, ponieważ można się nieźle nadziać.

- Nieprawda, kadra jest mocna. Wrócił Wilde-Donald Guerrier, dojdą też Emmanuel Sarki i Krzysztof Mączyński. Rywalizacja będzie jeszcze większa. Prawie każda pozycja zostanie obsadzona podwójnie.

Ktoś już proponował panu pracę?

- Nie ruszyłem od razu do szukania nowego zajęcia. Zwolnienie z Wisły to szok. Potrzebowałem odpoczynku. Wyjechałem do Austrii, mam drugi dom w Bregencji. Spędziłem tam chwilę, oglądałem ligowe zespoły. Odwiedziłem też szwajcarskie drużyny. Teraz jestem we Wrocławiu. Zaczynam myśleć, co dalej. Będę pracował w Polsce. Może od nowego sezonu?

Boi się pan, że nieudana przygoda z Wisłą będzie się za panem długo ciągnęła?

- Ludzie, którzy siedzą w piłce, uważają za niemożliwe to, co tam się stało. Muszę patrzeć do przodu, rozwijać warsztat. Niedaleko mojego domu w Austrii na obóz przyjdzie reprezentacja Hiszpanii. Byli tam już przed mistrzostwami świata. Zamierzam ich obserwować. Trzeba się doszkalać i czekać.

Rozmawiał Mateusz Karoń

Zobacz wideo: Astronomiczne premie dla niemieckich piłkarzy
Czy Tadeusz Pawłowski powinien dostać więcej czasu?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×