Maciej Sadlok w trakcie zimowej przerwy dłużej zmagał się z chorobą, niż trenował pod okiem Tadeusza Pawłowskiego, a wyzdrowiał dopiero przed samym startem rundy wiosennej. W pierwszych w 2016 roku meczach nie grał dobrze, ale w ostatnich kolejkach dał sygnał, że wraca do odpowiedniej formy.
- Początek rundy nie był udany w moim wykonaniu, podobnie jak i całej drużyny. Wiem, że na pewno było to spowodowane dłuższą chorobą podczas przygotowań w Turcji. Nie przepracowałem treningów i sparingów tak, jak to powinno wyglądać. Znam na tyle swój organizm, iż jestem przekonany, że grając regularnie, nie muszę się bać o swoją dyspozycję i idzie ona w górę - przekonuje Sadlok.
Wisła przerwała ostatnio serię spotkań bez zwycięstwa, ale wciąż czeka na mecz bez straty gola. Po raz ostatni krakowianie zagrali na zero z tyłu dawno, bo w 14. kolejce.
- Niedawno było blisko i pomimo tej wysokiej wygranej z Jagiellonią, obrońców zabolało, że straciliśmy bramkę, bo starcie było pod naszą kontrolą. Jeśli jednak mamy tak efektownie wygrywać, to możemy stracić jedną czy dwie bramki - ważne, żeby zwyciężać. Choć wiadomo, że dla obrońców czyste konto zawsze jest wisienką na torcie - mówi Sadlok.
Po raz ostatni wiślacy nie stracili bramki w jesiennym meczu z Ruchem Chorzów, a teraz w 29. serii zagoszczą właśnie przy Cichej 6. Dla Sadloka, który grał dla Niebieskich łącznie przez sześć lat, to wyjątkowy mecz.
- Te mecze z Ruchem zawsze będą dla mnie specjalne, bo mam tam rodzinę i wielu przyjaciół. Ciągle jestem w kontakcie z niektórymi zawodnikami Niebieskich, więc za każdym razem będzie to dla mnie wyjątkowe spotkanie - tłumaczy obrońca Wisły.
Zobacz wideo: Sławomir Peszko: Mogliśmy pokusić się o zwycięstwo
{"id":"","title":""}
Źródło: TVP S.A.