Gasnące światło, rzut żetonem i karne z kapelusza. Tak Górnik Zabrze walczył z Romą

Kamil Kołsut
Kamil Kołsut
W trakcie meczu dwukrotnie gasło światło. Raz, gdy po dośrodkowaniu z lewego skrzydła do piłki w polu karnym dopadł Lubański. To mógł być gol, akcji dokończyć się jednak nie udało. Oczywiście, Lubański tego dnia swoje strzelił. Mecz zakończył się jednak remisem, bo na jego gola wykorzystanym rzutem karnym odpowiedział Capello. Dogrywka bramek nie przyniosła. O wszystkim przesądził ślepy los.

Szczęśliwy rzut żetonem oddał Górnikowi to, co zabierał w ciągu 300 poprzednich minut. - Byliśmy od nich lepsi we wszystkich trzech spotkaniach - podkreśla Kostka. - Awansowaliśmy zasłużenie - dodaje Szaryński.

Bo Lubański miał na bramkę zryw szatański

Meczami Górnika żyła wówczas cała Polska. Wypożyczalnie telewizorów przeżywały oblężenie. Tymi spotkaniami swoją legendę budował Jan Ciszewski, choć zdarzało mu się mylić Lubańskiego z Banasiem. Występy zabrzan zapowiadała w telewizji Krystyna Loska. Po drugim spotkaniu z Romą piosenkę o zespole napisał Wojciech Młynarski. Zaśpiewali Skaldowie.

Kiedy zabrzanie grali w pucharach, ulice pustoszały. A na boisku klękali kolejni rywale. Polacy wygrywali z Olympiakosem Pireus (2:2, 5:0), Glasgow Rangers (3:1, 3:1) i Lewskim Sofia (2:3, 2:1). Mecz z Romą na Stadionie Śląskim oglądało 100 tysięcy widzów. - Podobno chętnych na bilety było 360 tysięcy - wspomina Szaryński. Wśród szczęśliwców, którzy dostali wejściówkę, był między innymi Aleksander Kwaśniewski.

Pucharowej epopei Górnika zabrakło zwycięskiego finału. W nim zabrzanie przegrali z Manchesterem City 1:2. - Była szansa na zdobycie pucharu. Czegoś jednak zabrakło. Może trochę koncentracji, może trochę świeżości - mówi Szaryński. - Kiedy my graliśmy trzeci mecz, Anglicy odpoczywali. Działacze powtarzali nam ponadto: "Jeśli przegracie, nic się nie stanie. I tak mnóstwo wywalczyliście". Ci, którzy mieli żony, zabrali je do Wiednia. A tam, wiadomo - zakupy. Tej swobody było trochę za dużo.

- Padało, było zimno. Typowa angielska pogoda. Możliwe, że wpływ na nasz wynik miała też zmiana trenera, przed półfinałami Matyas zastąpił bowiem Gezę Kalocsaya. Jego taktyka nie pasowała do naszego stylu - dodaje Oślizło. - Czujemy niedosyt. To nie był Górnik z poprzednich meczów.

- Wszyscy pytają mnie, czy ten wynik to sukces. Fakt, doszliśmy do finału. Ale my go przecież przegraliśmy. Myślałem tak zaraz po meczu. I myślę tak do dziś - dodaje Kostka.

Klątwa Huberta Kostki

To był rok 1970. Od trzeciego meczu z Romą i rzutu żetonem minęło dokładnie 46 lat. - Kiedy w ogóle jest ta rocznica? 22 kwietnia? To wtedy moja najstarsza córka ma urodziny. Teraz będę pamiętał - mówi ze śmiechem Oślizło. Pamiętać będą też kibice. Trudno sobie wyobrazić, aby w najbliższym czasie któraś z rodzimych ekip nawiązała do pucharowych sukcesów Górnika.

- Ja po tym finale z Manchesterem powiedziałem, że na kolejny występ polskiego klubu w finale europejskiego pucharu poczekamy co najmniej dwadzieścia lat. Minęło dwa razy tyle - mówi Kostka. - Sporo się pomyliłem, bo ciągle czekamy. I będziemy jeszcze czekać. Może nawet kolejne czterdzieści lat.

Kamil Kołsut


Zobacz inne teksty autora -->

[b]ZOBACZ WIDEO Stanisław Czerczesow przed Cracovią: to będzie trudny mecz
 [/b]
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×