Bogusław Leśnodorski: Ryzyko za 10 mln złotych

 Redakcja
Redakcja
Pańskie poczucie wyższości żadnemu z rywali na pewno się nie spodoba. I to określając delikatnie.

- Nie mam poczucia wyższości, tylko świadomość, że w ostatnich latach wygraliśmy tyle, iż nikt w Polsce nie może się równać z Legią. Trzy tytuły mistrza Polski, trzy puchary, trzy awanse do grupy w Lidze Europy to wyniki, do jakich nikt się nawet nie zbliżył. Tyle że za miesiąc nie będzie miało to żadnego znaczenia, bo wszyscy kolejny sezon rozpoczniemy z zerowym dorobkiem. Kto chce, niech się oburza, ale podtrzymuję opinię, że Legia uprawia - w sensie psychofizycznym - nieco inny rodzaj piłki nożnej niż wszystkie inne ligowe kluby. I ma zupełnie inne, o wiele wyższe wewnętrzne ciśnienie. Trudno pominąć fakt, że Jodłowiec rozegrał, łącznie z tymi w kadrze, 65 meczów w sezonie, czyli niemal dwukrotnie więcej niż większość ligowców, a przecież prowadzenie takiej drużyny jak Legia utrudniał jeszcze fakt, że za każdym razem w terminach UEFA ubywała połowa składu. I nikt nie robił sobie wycieczek, tylko ostro walczył najpierw o awans do Euro 2016, a potem o miejsce w narodowych kadrach na turniej.

Tytuł Trenera Sezonu przyznany przez ligowych piłkarzy i ogłoszony na Gali Ekstraklasy przypadł Radoslavowi Latalowi. To sprawiedliwe w pańskiej ocenie?

- Trochę mnie dziwi, że wszyscy tak zachwycają się szkoleniowcem Piasta. W moim odczuciu, gdyby drużyna z Gliwic miała innego trenera, to prawdopodobnie wygrałaby mistrzostwo Polski. Bo miała naprawdę niezły team, złożony z 18 dobrych jak na polskie realia zawodników. No i bez zarzutu przygotowanych pod względem fizycznym. A dodatkowo wicemistrzowie kraju odpuścili przecież Puchar Polski i mogli grać tylko raz w tygodniu. Mieli zatem otwartą autostradę do tytułu. Tymczasem w przerwie zimowej, jak słyszałem, ktoś w Gliwicach puszczał w szatni zawodnikom hymn Ligi Mistrzów. Czyli już wtedy przygotowywali się do Champions League i w moim odczuciu właśnie przez takie podejście Piast nie sięgnął po tytuł, choć w pewnym momencie przewagę nad nami i resztą stawki miał wręcz kolosalną.

ZOBACZ WIDEO Eurosłownik: A jak Arłamów (źródło TVP)
Skoro takich dobrych piłkarzy zebrali w Gliwicach, to ilu graczy teraz Legia wykupi z Piasta?

- Siłą Piasta była dobra kompozycja zespołu z piłkarzy, którzy do siebie pasowali. I prezentowali wysoki poziom jak na polskie warunki. Drużyna była bardzo dobrze zbilansowana i zorganizowana, począwszy od Jakuba Szmatuły, a skończywszy na napastnikach, wszyscy grali równo. To jednak nie oznacza, że którykolwiek spełnia nasze wymogi. Podkreślam jeszcze raz – to bardzo dobrzy zawodnicy na ekstraklasę, ale nie na Europę. Dlatego na dziś nikt z zespołu wicemistrza nie znajduje się w sferze zainteresowań Legii, w naszej ocenie żaden z piłkarzy Piasta nie dałby naszej drużynie nowego impulsu. A wracając do nagród na Gali Ekstraklasy, to trochę śmieszył mnie wybór Patrika Mraza - którego statystyki znam i szanuję, na najlepszego obrońcę sezonu. Bo wyróżniono gościa, który akurat w bronieniu wcale nie jest dobry. Nominacja dla Heberta w tej kategorii też mnie mocno zaskoczyła, choć trzeba mu oddać, że jak na stopera, który dotąd nie grał o najwyższe stawki, zaliczył zadziwiająco dobry sezon. Obaj jednak nie umywają się pod względem gry w defensywie do Michała Pazdana, czy Igora Lewczuka. Adama Hlouska i Artura Jędrzejczyka. To jednak nie zmienia faktu, że mam bardzo duży szacunek do projektu pod nazwą Piast Gliwice. Powtórzę jednak, że nie zgadzam się z oceną, że trener Latal robił w tym projekcie różnicę. To nie on powinien spijać śmietankę, tylko ludzie, którzy zbudowali ten team. Inni szkoleniowcy mieli większy wkład w wyniki swoich zespołów. Na myśli mam Jacka Zielińskiego, a przede wszystkim Piotra Stokowca.

Jest pan pewien, że Czerczesow robił różnicę w Legii? Bo zdania na ten temat też są podzielone.

- Oczywiście, że w tym roku robił. Graliśmy na spinie, przy pełnej mobilizacji i mieliśmy dobrą organizację gry. Trener wziął na siebie rolę lidera, zdjął stres z zawodników, przez pół roku zrobił z Legią maksa. Mówię o wynikach, to przecież był zbyt krótki okres, żeby zbudować zespół grający futbol marzeń. Wcześniej piłkarze byli zamęczeni psychofizycznie, niektórzy nie wytrzymywali już ciśnienia. W takim momencie najwięcej zależało od lidera i trener Czerczesow na pewno tę rolę udźwignął. I proszę wziąć pod uwagę, że od momentu, kiedy zaczął pracę w Legii, wywalczyliśmy kilkanaście punktów więcej niż Latal z Piastem.

Wyrachowany i minimalistyczny, ale zupełnie nieefektowny styl Legii był obliczony na krajowy efekt. I zdał egzamin. Sądzi pan, że grając w ten sposób można myśleć również o zawojowaniu Europy?

- Nie! Choć akurat w eliminacjach pucharów, nawet Ligi Mistrzów, może jeszcze okazać się przydatny. W kilka meczach, zwłaszcza na początku sezonu, grając na dużym gazie można zdominować rywali. Nawet klasy duńskiego Midtjylland, które przy stosowanym wiosną sposobie gry prawdopodobnie zmietlibyśmy z boiska. Na pewno jednak nie udałoby się w ten sposób grać w całym sezonie. A już na pewno nie byłoby sensu rywalizować w ten sposób z zespołami klasy Napoli.

Nie odnosi pan wrażenia, że pod względem piłkarskim Legia cofnęła się w ostatniej rundzie do czasów sprzed pobytu przy Łazienkowskiej Danijela Ljuboi? Czyli o kilka lat?

- Podczas meczów piłkarze nie zawsze to prezentowali, ale oni umieją zagrać też w sposób kombinacyjny. Na pewno nie mamy teraz słabszych piłkarzy niż wówczas, kiedy grał w Legii Ljubo. Tylko taktyka była inna. Z Dudą na skrzydle, zamienianym przez Guilherme, który miał dużo, a nawet bardzo dużo zadań defensywnych. Wiosną mocno w destrukcji pracował też Nemanja Nikolić, więc potem miał mniej siły na wykańczanie akcji i stąd wzięła się słabsza niż jesienią skuteczność. Borysiuk też lepiej wygląda na ósemce, tymczasem wiosną musiał odgrywać tak naprawdę rolę przecinaka. Tę grupę zawodników, których obecnie mamy w Legii stać na o wiele ładniejszą i bardziej wyrafinowaną grę, proszę mi wierzyć.

Kto wymyślił tę taktykę? Pytam, bo szybciej usłyszałem od pana, że Legia będzie grała właśnie w ten sposób niż zobaczyłem to na boisku.

- Myśmy to wymyślili.

My, czyli kto?

- Klub, a konkretnie to ludzie z pionu sportowego. Czyli ja, Michał Żewłakow, Dominik Ebebenge i Radek Kucharski. Uważaliśmy, że w tamtym momencie powinniśmy wziąć trenera, który wpisze się w tę strategię.

To ciekawe, bo Czerczesow powiedział mi, że jako trener nigdy wcześniej nie stosował systemu 1-4-4-2.

- To ustawienie było efektem całości, Prijović osiągnął taką formę, że nikomu nie dał wyboru; wiosną wyglądał najlepiej spośród wszystkich naszych ofensywnych piłkarzy, więc to oczywiste, że musiał grać. Jeśli natomiast chodzi o wysoki pressing i inne założenia taktyczne, to trener mógł pochwalić się niemałą wcześniejszą praktyką.

Prijović z pewnością zanotował wielki postęp wiosną, ale spośród kreatywnych zawodników Legii jako jedyny u Czerczesowa. To niezwykle skromny odsetek zespołu.

- Największy postęp na pewno zrobił Alex, ale to nie było zaskoczeniem. Przecież trafił do nas prosto z plaży, logiczne więc, że potrzebował czasu i normalnych przygotowań. Do Guilherme też jednak nie wolno mieć żadnych zastrzeżeń, bo na pewno zagrał swoje.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×