Szymon Mierzyński: Czerczesow - przybył, zobaczył, zwyciężył i odszedł, ale mało kto po nim zapłacze (komentarz)

Newspix / Rafał Oleksiewicz/Pressfocus.pl / Stanisław Czerczesow z żoną na Gali Ekstraklasy 2016
Newspix / Rafał Oleksiewicz/Pressfocus.pl / Stanisław Czerczesow z żoną na Gali Ekstraklasy 2016

Takiej historii nie było już dawno. Siedem miesięcy pracy, Puchar Polski, potem mistrzostwo i... rozstanie z Legią Warszawa. Mimo to za Stanisławem Czerczesowem raczej mało kto będzie płakać.

Gdy w październiku ubiegłego roku Rosjanin zastępował Henninga Berga, wzbudzał ogromne zainteresowanie. Jeszcze zanim objął posadę, w stolicy już krążyły legendy o jego katorżniczych treningach i perfekcyjnym przygotowaniu motorycznym drużyn, które prowadzi. Trzeba przyznać, że pod tym względem efekty były zadowalające. Legia poprawiła formę i wskoczyła na wyższy poziom, dzięki czemu najpierw dogoniła, a potem zdystansowała Piasta Gliwice.

Pierwsze wpadki pokazały jednak, że Stanisław Czerczesow nie jest oazą spokoju. Gdy w jednym z wywiadów usłyszał słowa "kryzys" i "problem", obruszył się na dziennikarza i przerwał rozmowę. Z kolei w końcówce sezonu - pytany czego obawia się przed meczem z Lechią Gdańsk - odburknął, że głupich pytań. Tak nie buduje się pozytywnej atmosfery i jedności, o którą sam przecież apelował, mówiąc o Warszawie United.

Utarczki z dziennikarzami to jeszcze pół biedy, ale grubą przesadą były wypowiedzi Rosjanina na temat młodych piłkarzy Legii. Najpierw wytknął im kontuzje, o Mateuszu Szwochu, który wracał do zdrowia po operacji serca, wyraził się, że może grać najwyżej na skrzypcach, zaś całą dyskusję uciął stwierdzeniem, że nie chce rozmawiać o przedszkolu. To był strzał w stopę i ruch, który na pewno nie spodobał się włodarzom, wszak ci na co dzień robią wszystko - tak samo zresztą jak główny konkurent, Lech Poznań - by budować u młodych zawodników więź z klubem. Trudno realizować ten proces, jeśli trener pierwszego zespołu wysyła takie sygnały.

ZOBACZ WIDEO "Polacy mają duży potencjał, ale nie mogą zapominać, że..." (Źródło TVP)

{"id":"","title":""}

Bogusław Leśnodorski pewnie nie miał w planach rozstania z Czerczesowem. Gdyby nie różnice dotyczące kształtu sztabu szkoleniowego, Rosjanin zachowałby posadę i niewykluczone, że zdobyłby nawet kolejne trofea. Sęk w tym, że gdyby nadal sprawował rządy przy Łazienkowskiej w takim stylu jak dotąd, sielanka prędzej czy później by się zakończyła.

Przykładów nie trzeba daleko szukać. Jose Mourinho też opuścił Chelsea, gdy zaczął toczyć wojnę z wszystkimi wokół. Brnięcie w takim kierunku nigdy nie kończy się dobrze, prowadzi raczej do ślepego zaułka, a im dłużej się w nim tkwi, tym głośniejszy jest huk, jaki towarzyszy rozstaniu. Dlatego w Warszawie nikt raczej za Rosjaninem nie zapłacze. Krajowe triumfy to i tak dla Legii obowiązek, a realizowanie takich wyzwań nie powinno przerosnąć Besnika Hasiego, bo to on będzie następcą Czerczesowa.

Zobacz więcej tekstów Szymona Mierzyńskiego

Źródło artykułu: