Wydaje się, że obie strony tego chciały. Działacze myśleli o tym, żeby zwolnić Radoslava Latala już zimą, ale Czech zaskoczył wszystkich i osiągnął doskonały wynik. Działacze nie mogli ruszyć lidera, bo narazili by się na śmieszność.
Potem w klubie mieli do niego pretensje, że w decydującym o tytule mistrzowskim meczu z Legią ustawił się zbyt defensywnie i przegrał 0:4. Nie podjął ryzyka. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Ale drugie miejsce wciąż było zbyt dobrym wynikiem, żeby pożegnać się z trenerem.
Czech jednak sprawiał wrażenie, jakby sam też nie miał ochoty prowadzić dłużej zespołu, bo dość ostro skrytykował władze klubu po spotkaniu ze szwedzkim Goetteborgiem. Zarzucił im brak transferów. Z klubu odeszli Kamil Vacek i Martin Nespor, co według wielu obserwatorów miało być powodem słabszej gry.
Gliwice są w tej chwili w stanie wojny domowej. Takiej z czeskiego filmu. Nikt do końca nie wie, o co chodzi. Z klubu odszedł nie tylko trener, ale też Artur Płatek. Różnie jest nazywany - konsultantem, doradcą sponsora,szarą eminencją.Ale istotne jest, że były trener Polonii Warszawa czy Cracovii, dziś skaut Borussii Dortmund i jeden z głównych architektów sukcesów klubu z Gliwic.
Latal pytany o transfer odpowiadał dziennikarzom: "Dzwońcie do Płatka, on wszystko wie". Polityka transferowa miała być podstawą różnych konfliktów między nimi. Żeby było jasne, to Płatek ściągnął Latala. Negocjacje trwały dwie godziny i wszyscy byli zadowoleni. otem współpraca też układała się nieźle. Poszło o kilka transferów. Latal chciał gotowych dojrzałych piłkarzy, Płatekstawiał na zawodników "na dorobku", takich którzy dopiero co skończyli 20 lat. By można było w przyszłości na nich zarobić.
ZOBACZ WIDEO Nowy sponsor Ekstraklasy, czyli stawiamy na rozwój (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Latal na początek zabezpieczył tyły i zaczął wygrywać. A z czasem zmienił Piasta w ciekawy ofensywny zespół. Sukces, jak przekonuje nas jedna z zaangażowanych osób, wynikał z tego, że to mały klubik. W wielkich, takich jak Wisła czy Legia, jest pełno podpowiadaczy, kilka osób chce mieć wpływ na transfery, politykę klubową,dostęp do ucha prezesa. Tu podział był od początku jasny. Drużynę prowadzi Latal, transfery robi albo akceptuje Płatek. Działacze działają. W tym prezes Adam Sarkowicz, człowiek z nadania miasta. Trochę jak w Niemczech, gdzie ostatnie słowo należy do dyrektora sportowego. Ostatnie zmiany oznaczają, że Sarkowicz zmienia styl rządzenia na autorytarny.
To on samodzielnie podjął decyzję o wyrzuceniu czeskiego szkoleniowca.
Nie wiadomo kto przyjdzie na miejsce Latala, ale sporo mówi się o tym, że będzie to Krzysztof Szumski, który uchodzi za człowieka prezesa.
Z decyzjami Sarkowicza nie mógł pogodzić się Płatek. był w klubie jako osobisty doradca Zbigniewa Kałuży, mniejszościowego udziałowca klubu, potentata w branży telekomunikacyjnej. Dwa dni temu "Gazeta Wyborcza" ujawniła, że właściciel firmy Kar-Tel, mający 26 procent udziałów, również rozważa wycofanie się z działalności klubu. Stałoby się to przy aprobacie kibiców, którzy za nim nie przepadają. Czeski film stał się jeszcze bardziej czeski.
Wiadomo, że Kałuża domagał się od władz miasta kolejnego kroku. Klub ma dość kruche podstawy. Organizacyjnie to wciąż futbolowa prowincja.
Kolejny krok miałby oznaczać inwestycję w pracowników, bazy treningowej, wyłożenie pieniędzy na szkolenie młodzieży, ale tu nie ma porozumienia. Na razie w Piaście jest więc pierwszy zespół. Dość solidny, jak na polskie warunki.
Odejście Vacka i Nespora nie musi w dalszej perspektywie oznaczać osłabienia drużyny. Choć innego zdania był Latal. Vacek był jednym z najlepszych zawodników w Ekstraklasie, ale też trzeba pamiętać, że w rundzie finałowej nie zagrał w trzech meczach i były to najlepsze mecze drużyny. To dało działaczom do myślenia. Zwłaszcza gdy zawodnik zażądał 140-procentowej podwyżki,aż do 20 tysięcy euro miesięcznie. W dalszej perspektywie ma go zastąpić Michał Masłowski, który w Legii nie wypalił, ale to wciąż zawodnik o sporym potencjale.
Z kolei Nespor wiosną strzelił zaledwie 3 bramki w 14 meczach. Od dłuższego czasu można było się spodziewać, że nie zostanie w klubie. Piast musiałby zapłacić za niego 650 tysięcy euro. Takiej kwoty na zawodnika tej klasy nie wyłoży w Polsce nikt.
Wiadomo, że skauting pracował nad transferami dwóch napastników. W planie mieli być zakontraktowani do końca lipca. Jeden - z nazwiskiem, drugi - na dorobku. To Adam Buksa. Ale nie wiadomo jak teraz sprawa się potoczy.
Piast sporo wydał na wzmocnienia defensywy. Do klubu dołączyli dwaj stoperzy, którzy mają z czasem stać się filarami zespołu. Pierwszy to Edvinas Girdvainis, który od tego roku gra w reprezentacji Litwy. Drugi to Aleksandar Sedlar, który kosztował więcej niż Piast chciał zapłacić, bo w trakcie negocjacji zadebiutował w reprezentacji Serbii. To zawodnik o charakterystyce Michała Pazdana. Oczywiście nie na tym poziomie, choć trochę lepszy w rozegraniu piłki.
Skład Piasta na początku sezonu powinien wyglądać następująco: Szmatuła - Szeliga, Sedlar, Korun (Pietrowski), Hebert (Girdvainis), Mraz - Zivec, Murawski (Sapała), Masłowski (Bukata), Mak - Jankowski (Barisić).
Wygląda solidnie, ale najważniejsze pytanie w sprawie Piasta brzmi: "Quo Vadis". Wojny kompetencyjne wykończyły już wiele małych klubów, takich jak choćby Korona Kielce, które od dłuższego czasu są w stanie wegetacji i walczą o przetrwanie. Pytanie czy Gliwice podzielą los klubu z Kielc, czy jednak znajdzie się antidotum na zatrucie srebrem.
Marek Wawrzynowski