Wejście w nowy sezon ekipa Jana Urbana ma katastrofalne. W dwóch meczach wywalczyła zaledwie jeden punkt i nie zdobyła ani jednego gola, a tak wstydliwy "dorobek" w ofensywie ma jeszcze tylko Śląsk Wrocław.
Nic nie wskazywało na takie kłopoty. Brak gry w pucharach - choć do dziś budzi w stolicy Wielkopolski niedosyt - uczynił letnie przygotowania spokojnymi i dał lechitom komfort, jakiego nie mieli od kilku lat. W Polsce jak mantrę powtarza się twierdzenie, że nasze kluby nie potrafią łączyć gry na kilku frontach. Rok temu Kolejorz był tego dobitnym przykładem, teraz natomiast... przegrał z drużyną, którą powinien trapić ten sam problem, a która potrafiła sobie z nim jednak poradzić i to trzy dni po 120-minutowym boju z Partizanem Belgrad.
Inauguracyjny remis we Wrocławiu już wzbudził w Poznaniu pomruk niezadowolenia. Niedzielna porażka z Zagłębiem uruchomiła natomiast lawinę krytyki, a kibiców Kolejorza doprowadziła do frustracji. Poprzedni sezon mocno nadszarpnął ich cierpliwość, dlatego teraz margines błędu dla podopiecznych Jana Urbana jest znikomy.
Maciej Wilusz uważa, że głównym problemem Lecha u progu nowych rozgrywek jest nieskuteczność. To jednak duże uproszczenie, mimo że atak faktycznie zawodzi na całej linii, bo Marcin Robak i Nicki Bille Nielsen po 2. kolejce mogli mieć na koncie po kilka bramek. Sęk w tym, że poznaniacy wciąż nie wskoczyli na właściwy poziom i nawet gdy w meczu z Zagłębiem atakowali, trudno było oprzeć się wrażeniu, że trafienie do siatki będzie stanowić dla nich problem.
ZOBACZ WIDEO Jan Urban: musimy zacząć wykorzystywać sytuacje (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Jan Urban od początku rozgrywek preferuje ustawienie z dwójką napastników, które niezbyt często testował w okresie przygotowawczym. Trudno powiedzieć, czy problemy w ofensywie to właśnie efekt improwizacji, czy po prostu Robak i Nielsen nie są w stanie spełnić oczekiwań. Obaj nie do końca odnajdują się w nowej taktyce. Momentami schodzą na skrzydła, nie przekładając tego na realne zagrożenie pod bramką przeciwnika, a gdy już dochodzą do klarownych sytuacji, pudłują na potęgę.
To co dzieje się za plecami napastników, czyli kreacja, też na razie nie rzuca na kolana. Radosław Majewski wciąż szuka dla siebie optymalnego miejsca na boisku, z kolei Szymon Pawłowski - a od niego zależy w Lechu najwięcej - jest kontuzjowany, w efekcie poznaniaków stać tylko na zrywy.
Te kłopoty nie sprawią jednak, że Lech dostanie większy kredyt zaufania. Wszyscy w Poznaniu czekają na rehabilitację po koszmarze z ubiegłego sezonu. Straty punktowe da się oczywiście odrobić, prawdę mówiąc przy obecnym systemie rozgrywek zawalić można nawet całą rundę. Kolejorz takiego komfortu jednak nie ma, bo każda kolejna wpadka będzie podnosić i tak już wysoką temperaturę.
Szymon Mierzyński