WP SportoweFakty: Za wami wyjątkowo spokojne lato, mieliście dużo czasu, by się przygotować, a mimo to start w Ekstraklasie wypadł blado. Dlaczego?
Maciej Wilusz: Uważam, że przepracowaliśmy lato dobrze i tu wszystko zostało zrealizowane właściwie. Nasz dorobek nie powinien tak wyglądać. Przede wszystkim należało uniknąć porażki z Zagłębiem, które oddało dwa celne strzały na bramkę. My takich sytuacji mieliśmy osiem, nawet dziesięć, ale nie potrafiliśmy wepchnąć piłki do siatki. Taka była różnica między nami a rywalem.
Skąd to się bierze? Trener Jan Urban powiedział, że Zagłębie jest na fali. Lechowi nie udało się wskoczyć na takim poziom, mimo że nie ma napiętego terminarza, a spotkanie o Superpuchar Polski wyszło wam przecież znakomicie.
- Jeśli chodzi o zespół z Lubina, to jego dobra seria zaczęła się jeszcze w zeszłym sezonie. Zakończył go bardzo dobrze i ciągnie to do teraz. Mimo to uważam, że to my byliśmy w niedzielę lepsi, czego niestety nie pokazał wynik.
ZOBACZ WIDEO Jan Urban: musimy zacząć wykorzystywać sytuacje (źródło: TVP)
{"id":"","title":""}
Widać u was niemoc w ofensywie...
- Nawet po dwóch czy trzech zmarnowanych sytuacjach nie spuściliśmy głów, bo te szanse nadal się pojawiały. Dążyliśmy chociaż do gola kontaktowego. Nic nie chce wpadać i będzie trzeba się przełamać.
Kiepsko to wygląda, bo w tym sezonie nie ma dla Lecha żadnych okoliczności łagodzących. Rok temu graliście w pucharach, a łączenie występów na kilku frontach to nie jest dla polskich klubów łatwe zadanie. Was to jednak nie dotyczy, a i tak sobie nie radzicie.
- Uważam, że jeszcze za wcześnie, by mówić, że sobie nie radzimy, tym bardziej, że w dotychczasowych spotkaniach to my przeważaliśmy i stwarzaliśmy więcej sytuacji. Tylko wyniki są nie takie, jakich byśmy chcieli, i jakie byłyby adekwatne do naszej postawy. Uważam, że biorąc pod uwagę okoliczności, dwa ostatnie mecze powinny być wygrane. Nic więcej nie mogę powiedzieć, ale wierzę, że jeśli jeszcze popracujemy, to bramki w końcu zaczną wpadać.
Dość niespodziewanie pańska rola w drużynie znacznie wzrosła. Lech stracił latem sporo obrońców i konkurencja na pozycji stopera zmalała. Wygląda na to, że po okresie trudnej walki o miejsce w składzie, stał się pan pierwszym wyborem trenera Jana Urbana.
- Konkurencja wcale nie jest taka mała, bo oprócz Paulusa Arajuuriego i Lasse Nielsena, na środku obrony mogą też grać Dariusz Dudka i Jan Bednarek.
Czuje pan mocny nacisk z ich strony, czy faktycznie teraz łatwiej sobie zbudować pozycję w Lechu?
- Każdy chce grać i każdy o to walczy. Dla mnie poprzednie sezony były bardzo ciężkie, bo nie występowałem regularnie, a tylko to pozwala ustabilizować formę.
Sporo się wydarzyło. Wypożyczenie do Korony, potem trochę krytyki...
- Wolę się jednak skupić na tym co jest teraz. Na treningach nikt nie odpuszcza, bez względu na to czy jest młodym zawodnikiem, czy już doświadczonym. Nawet ci, którzy nie załapią się do osiemnastki, podwyższają poziom rywalizacji wśród grających.
Czuje się pan na siłach, by udźwignąć presję związaną z występami w podstawowym składzie? Gwizdy było słychać już w niedzielę, a to jasny sygnał, że każda wpadka będzie podnosić temperaturę.
- Mamy słaby start, ale tylko pod względem punktowym. Jeśli chodzi o presję, to myślę, że gdyby ktoś się jej bał, zwyczajnie bo go tu nie było. Zawodnicy grający w Lechu doskonale znają tutejsze realia.
Nie jest trochę tak, że Lech pozwalając na odejście tylu piłkarzy podczas jednego okienka, sam trochę równa do dołu i później trudno mu dystansować rywali? Różnice się zacierają, ale wcale nie dlatego, że inni są coraz mocniejsi...
- Uważam, że cały czas mamy bardzo dobrych zawodników pod względem jakościowym.
Tylko że gdy jeden z nich wypadnie ze składu, od razu jest problem. Mam tu na myśli choćby Szymona Pawłowskiego.
- Wiadomo ile nam daje Szymek. To zawodnik, który napędza całą ofensywę. Mamy jednak zastępców, bo mogą wejść Maciej Gajos, Radosław Majewski czy Kamil Jóźwiak. To piłkarze innego typu, ale też bardzo wartościowi.
W piątek przyjedzie do Poznania Jagiellonia, która tak jak Zagłębie dobrze weszła w sezon i jest na fali. Tymczasem jeśli znów nie wygracie, zapali się już czerwone światło.
- Nikt nie myśli takimi kategoriami i nikt też nie zakłada, że coś pójdzie nie tak. To jest moment, w którym trzeba zachować spokój, a nie tworzyć sobie dodatkowy problem. Jagiellonia wygrała z Ruchem, a w polskiej lidze każde zwycięstwo napędza. Liczę jednak, że my też nabierzemy impetu, a jeśli tak się stanie, to przeważy jakość, którą posiadamy.
Rozmawiał Szymon Mierzyński