Niewiele ponad rok temu bracia Paixao - Marco i Flavio - po wrocławskiej murawie biegali w koszulce Śląska. Tym razem Portugalczycy stanęli po drugiej strony barykady. - Rzeczywistość jest taka, że jestem w Lechii. Będzie to dla mnie specjalny dzień - powiedział przed meczem Marco, zdobywca 37 bramek dla Śląska w 57 ligowych potyczkach.
Bracia byli motorami napędowymi gdańszczan w wygranym 3:1 spotkaniu 3. kolejki z Wisłą Kraków. W niezłych nastrojach do pojedynku przystępowali także podopieczni Mariusza Rumaka, którzy w Szczecinie odnieśli pierwsze zwycięstwo w sezonie.
To właśnie wrocławianie rozpoczęli od mocnego uderzenia. Nie minęło nawet 30 sekund, a na szarżę po prawym skrzydle zdecydował się Bence Mervo. Vanja Milinković-Savić po strzale Węgra wypluł piłkę przed siebie. Choć część trybun widziała już futbolówkę w siatce, to wynik nie uległ zmianie. Dobitka napastnika wylądowała bowiem w bocznej siatce.
Inicjatywę błyskawicznie przejęła Lechia, tymczasem to wrocławianie stwarzali dogodne okazje. W 20 minucie Ryota Morioka znalazł się niepilnowany w polu karnym, brakło mu jednak centymetrów i Japończyk nie zamknął dośrodkowania z prawej strony. Blisko szczęścia był też Mariusz Pawelec, który nie trafił do siatki z bliskiej odległości.
ZOBACZ WIDEO Adam Kszczot: jestem za stary, by bawić się w kotka i myszkę (źródło TVP)
{"id":"","title":""}
Choć gdańszczanie prowadzili grę, to tak naprawdę tylko raz poważnie zagrozili bramce Mariusza Pawełka. Niewidoczny wcześniej Marco Paixao w 40 minucie urwał się obrońcom i zdołał oddać strzał z dziesiątego metra. Tylko instynktownej paradzie swojego golkipera gospodarze zawdzięczają, że Lechia nie prowadziła 1:0. Portugalczyk pokręcił głową - wiedział, że w takich sytuacjach powinien trafić.
Trener Piotr Nowak z pewnością życzył sobie, by na murawę w drugiej połowie wyszedł inny zespół. Rzeczywiście, drużyna z Trójmiasta żwawiej zaczęła kolejne 45 minut, stuprocentową sytuację zmarnował Grzegorz Kuświk, ale zdarzało się jej przysnąć w obronie. Morioka po błędzie środkowych defensorów dostał piłkę wystawioną jak na tacy na linii 16 metra. Japończyk postawił na siłę, niekoniecznie na precyzję i z akcji nic nie wyszło.
Im dłużej trwał mecz, tym bardziej uwidaczniała się przewaga gospodarzy. Pojawiło się coraz więcej składnych akcji i indywidualnych prób. Zresztą nawet analizując zmiany, wydaje się, że to wrocławianom bardziej zależało na zwycięstwie. Mariusz Rumak w miejsce Ostoji Stjepanovicia posłał Petera Grajciara, natomiast trener Nowak wymienił Marco Paixao na Grzegorza Wojtkowiaka.
Do końca spotkania gra toczyła się w środku pola i brakło klarownych okazji. Kluczowego podania szukał Milos Krasić, ale jego wysiłki kończyły się przeważnie na stoperach rywali. Kibice obu drużyn, wspierający swoich ulubieńców ze wspólnego sektora do końca pojedynku nie zobaczyli bramek. Tym samym Śląsk po czterech kolejkach nadal pozostaje bez straconego gola w Lotto Ekstraklasie.
Powrót braci Paixao do Wrocławia? Raczej nie będą go zbyt długo wspominać. Flavio szarpał na skrzydle, ale prochu nie wymyślił i opuścił plac w 63 minucie. Marco również nie dotrwał do końca pojedynku i trudno oprzeć się wrażeniu, że w głowie siedziała mu niewykorzystana sytuacja z końcówki pierwszej połowy.
Marcin Górczyński z Wrocławia
Śląsk Wrocław - Lechia Gdańsk 0:0 (0:0)
Składy:
Śląsk: Mariusz Pawełek - Mariusz Pawelec (58' Paweł Zieliński), Piotr Celeban, Adam Kokoszka, Augusto - Filipe Goncalves, Ostoja Stjepanović (76' Peter Grajciar), Alvarinho, Łukasz Madej, Ryota Morioka - Bence Mervo (85' Kamil Biliński).
Lechia: Vanja Milinković-Savić - Rafał Janicki, Mario Maloca, Jakub Wawrzyniak - Michał Chrapek, Flavio Paixao (63' Paweł Stolarski), Milos Krasić, Sławomir Peszko (80' Bartłomiej Pawłowski), Rafał Wolski - Marco Paixao (76' Grzegorz Wojtkowiak), Grzegorz Kuświk
Żółte kartki: Augusto, Pawelec, Stjepanović (Śląsk) oraz Wawrzyniak, Janicki (Lechia)
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa)
Widzów: 13 166