Prawdziwa bajka. O tym jak Kamil Wilczek zmienił się w lisa

East News / imago sportfotodienst / Na zdjęciu: Kamil Wilczek przy piłce
East News / imago sportfotodienst / Na zdjęciu: Kamil Wilczek przy piłce

We Włoszech stawał się powoli młodym piłkarskim trupem. Potem sam stwierdził: Wracam do żywych! Włoski horror już minął, ale teraz to Polak straszy. W Danii strzela brzydkie gole, pisząc piękną, ale prawdziwą baśń. Trafił już osiem razy.

Strzał był mocny, ale nieskuteczny. Trafiony został bramkarz, jednak przecież to nie on był celem. Piłka wróciła w pole karne. I wtedy, jakby znikąd, pojawił się Wilczek. Dobił raz, jednak też bez rezultatu. Bramkarz znowu odbił piłkę, a ta trafiła w niego. I wpadła do bramki. To była 25 minuta niedzielnego, wyjazdowego meczu Broendby IF z AGF Aarhus. Polski łowca goli napoczął ofiarę, reszta watahy ją rozszarpała. Wynik: 7:0 dla gości.

- Klasyczny gol Wilczka - komentowano w trakcie telewizyjnej relacji.

 - Zyskuje już u nas reputację strzelca brzydkich goli. W tej akcji Leo Messiego na pewno nie przypominał - mówi nam Troels Bager Thoegersen, redaktor naczelny duńskiego tygodnika piłkarskiego "Tipsbladet".

Tak czy inaczej, Polak błędów nie wybacza. W tym sezonie na razie jest nie do zatrzymania. W dwunastu meczach strzelił osiem goli. Cztery razy asystował.

ZOBACZ WIDEO Michał Kucharczyk: Są ludzie, którzy nic nie osiągnęli, a uważają się za znawców

Powrót żywych trupów

Styczniowy transfer do duńskiego kolosa, odradzającego się po finansowych tarapatach, faktycznie był jak powrót z zaświatów. Kamil Wilczek, król strzelców polskiej ekstraklasy sezonu 2014/15, po przeprowadzce do włoskiego Carpi FC 1909  jakby zapadł się pod ziemię, słuch o nim zaginął. Z piłkarzem jest jak z niezamieszkanym lokum czy niejeżdżonym autem. Jak się go nie używa, to marnieje.

W marcu, gdy był już zawodnikiem Broendby, w rozmowie z nami wspominał: - To był dla mnie bardzo ciężki okres. Jak nie gram, to się nie rozwijam. W pewnym sensie to stracony czas, ale tego wyjazdu nie żałuję, pewnie podjąłbym latem taką samą decyzję. Trafiłem do Serie A, jednej z lepszych lig w Europie, gdzie można się pokazać. Większy żal mam o to, że gdy rozpoczęły się negocjacje z Broendby, zostałem odsunięty od drużyny, nie mogłem z nią trenować. Ćwiczyłem indywidualnie kilkoma innymi piłkarzami. Ale taka była decyzja klubu.

- Teraz wracam do żywych! - dodał jeszcze. W marcu, w debiucie w nowych barwach, strzelił gola. Oczywiście brzydkiego, gdy z czterech metrów dobił strzał do pustej bramki. Tak się Duńczykom przedstawił.

- Brzydkie gole też się liczą - przytomnie zauważa Klaus Egelund, dziennikarz "Ekstra Bladet".

Koniec horroru. Początek baśni

Broendby Kopenhaga chciało go już wtedy, gdy błyszczał w Piaście Gliwice. Duńczycy długo próbowali śląskiego snajpera do siebie przekonać. Kamil Wilczek uznał jednak, że spróbuje podbić ligę znacznie od skandynawskiej lepszą. Serie A działa na wyobraźnię. Ówczesny trener kopenhaskiej drużyny Thomas Frank i jego szefowie byli jednak cierpliwi, kontaktu z piłkarzem nie stracili. Gdy dosyć szybko okazało się, że ich cel we Włoszech sobie nie poradził, znowu zaatakowali. Tym razem Wilczek, który jak najszybciej chciał się wyrwać z włoskiego piekiełka, już nie odmówił.

Choć trzeba też przyznać - pierwsze pół roku w Kopenhadze też dla niego aż tak dobre nie było. Strzelił gola w debiucie, jednak potem udało mu się trafić do bramki tylko cztery razy.

Tłumaczy Troels Bager Thoegersen: - Kiedy Kamil przychodził do Broendby, dyrektor sportowy Troels Bech przestrzegał, że Polak potrzebuje czasu na dojście do formy po sześciu miesiącach straconych w Carpi. I wiosną było widać, że nie jest w stu procentach przygotowany. Na dodatek drużyna przechodziła zawirowania, zrezygnował trener Frank.

Thomas Frank prowadził Broendby przez trzy lata. Bajka się skończyła po tym, jak publicznie na forum kibiców zaczął go krytykować jeden z udziałowców klubu. To był Jan Bech Andersen.

10-krotny mistrz Danii zakończył sezon dopiero na czwartym miejscu. Do mistrza FC Kopenhaga stracił aż 17 punktów.

Wilczek - reaktywacja. Duńska Borussia Dortmund

Teraz, pod wodzą Niemca Alexandra Zoernigera (wcześnie prowadził m.in Red Bull Lipsk i VfB Stuttgart), Broendby jest liderem. Odżyła drużyna, pełnej mocy nabrał też Wilczek.

Piłkarz mówi nam: - Czuję się świetnie. Trener Zoerniger na mnie postawił, ufa mi. Gramy systemem 4-3-1-2, który mi pasuje. Na razie wszystko mi w Danii odpowiada. Gramy ofensywnie, stwarzamy wiele sytuacji i w ostatnim czasie jesteśmy naprawdę bardzo skuteczni. Czasem masz dziesięć okazji i żadnej nie wykorzystasz. My strzelamy prawie wszystko.

- Kamil i jego partner w ataku szybko nauczyli się stylu Zoernigera. Agresywna gra, szybkie, proste podania - to jest futbol Niemca - wyjaśnia nam Troels Bager Thoegersen.

Klaus Egelund: - Wiosną Broendby charakteryzowało się dużym posiadaniem piłki, grą techniczną, ale wolną. Teraz grają na wysokiej intensywności, szybko odbierają piłkę, stwarzają przez to sporo okazji na strzelenie gola. Ich inspiracją jest Borussia Dortmund. A Wilczek stał się lisem pola karnego.

Polak stworzył zabójczy duet z Teemu Pukkim z Finlandii, który w CV ma występy m.in w Sevilli, Celtiku Glasgow i Schalke 04. Choć nasz napastnik strzela jak szalony, to jego partner trafia jeszcze częściej. W tym sezonie w dwunastu meczach we wszystkich rozgrywkach strzelił już czternaście goli, dołożył cztery asysty. W lidze prowadzi w klasyfikacji króla strzelców. Być może by ją wygrał, ale są na niego chętni. Duńscy dziennikarze przewidują, że jeszcze w tym oknie transferowym Fin może z Broendby odejść.

- Zabawna sprawa z tym Wilczkiem. To taki piłkarz, którego na boisku przez 90 minut można nie zauważyć, a on kończy mecz z golem albo dwoma. Jest bardzo efektywny - mówi Klaus Egelund.

Troels Bager Thoegersen: - Pukki z pewnością jest bardziej efektowny. Jednak kibice Broendby potrzebują też takiego Wilczka. Chcą kogoś, kto będzie strzelał brzydkie gole, łatwe gole, ale będzie je strzelał.

A co o współpracy z Finem myśli sam Polak? - Lubię z nim grać, razem jesteśmy niebezpieczni. Mamy zupełnie różne style i to jest bardzo dobre połączenie.

28-letniemu Polakowi idzie świetnie, Broendby też. Dziennikarz "Tipsbladet" nie ma jednak wątpliwości, że taki styl gry drużyny będzie w późniejszej fazie sezonu mocno ją kosztował. I kryzys pojawi się na pewno.

Chłodną głowę zachowuje też Klaus Egelund z "Ekstra Bladet."  - Tak, jego wyczyny są na pewno jakąś niespodzianką. Jednak dziś jest tak, że Wilczek gra dobrze, bo całemu zespołowi świetnie idzie. Większość jego kolegów jest w doskonałej formie. Być może prawdziwą wartość Polaka zobaczymy, gdy dla drużyny przyjdą gorsze dni. Albo w wielkich meczach.

W najbliższy weekend Broendby zagra w derbach z FC Kopenhaga. To będzie test.

Opowiadanie polskie. Rozdział trzeci

Przed nim być może również debiut w reprezentacji Polski. Adam Nawałka nie pozostał obojętny na strzeleckie popisy 28-latka i powołał go na mecz z Kazachstanem w eliminacjach do mistrzostw świata w 2018 roku. Skoro selekcjoner wzywał na kadrę snajpera, gdy ten siedział na ławce rezerwowych w Carpi, tym bardziej wypadało dać mu szansę.

Nawałka powoływał już Wilczka w ubiegłym roku. We wrześniu piłkarz siedział na ławce rezerwowych w meczach z Niemcami i Gibraltarem. W październiku, gdy Polska kończyła eliminacje do Euro 2016 meczami ze Szkocją oraz Irlandią, niestety doznał urazu.

W kadrze trwa poszukiwanie trzeciego snajpera, bo wiadomo, że dwa pierwsze miejsca są i będą obsadzone przez Roberta Lewandowskiego i Arkadiusza Milika. Na Euro 2016 pojechał Mariusz Stępiński. W grze o miejsce w kadrze pozostaje też Łukasz Teodorczyk, który świetnie wystartował w Anderlechcie Bruksela.

Opowiadanie pod tytułem  "Wilczek w reprezentacji" ma na razie dwa przeciętne rozdziały. Czas napisać trzeci. Mocny. Na bestseller ciągle jest szansa.

Jacek Stańczyk

Wystartował nowy sezon najlepszej ligi świata! Hiszpańska LaLiga Santander NA ŻYWO i NA WYŁĄCZNOŚĆ w Eleven i Eleven Sports. Oglądaj online na elevensports.pl lub w Cyfrowym Polsacie, nc+ oraz w kablówkach – takich, jak UPC, Vectra, Multimedia, INEA czy TOYA.

ZOBACZ WIDEO Arkadiusz Malarz: Mam nadzieję, że te słowa pomogły

Komentarze (5)
avatar
marian2321
26.08.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
a co z Adrianem Mierzejewskim 
Bialy Juryj
26.08.2016
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Ależ to stek bzdur!!! 
tellkin
26.08.2016
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
Jedno ale...liga duńska to poziom polskiej II ligi.a pan nawałka doatal telefon on menagera wilczka z ukladem nie do odrzucenia.promujemy podupadlego wilczka i dzielimy sie kasą po kolejnym tra Czytaj całość