Dariusz Tuzimek: Co o Bońku powie Wojciechowski? (felieton)

PAP / Bartłomiej Zborowski
PAP / Bartłomiej Zborowski

Boniek będzie musiał się zetrzeć z innym kandydatem. Padną pytania, w których mediach PZPN wydaje pieniądze, czy prezes jest lobbystą firm bukmacherskich, jak wyglądały sprawy ze sprzedażą Widzewa - pisze felietonista WP SportoweFakty, D. Tuzimek.

Józef Wojciechowski, developer, właściciel JW Construction i były sponsor Polonii Warszawa zgłosił się jako kandydat w wyborach na prezesa PZPN. Mało, że się zgłosił. Jeszcze zdołał się zarejestrować, czym kompletnie rozwścieczył wianuszek klakierów "Zibiego" Bońka. Kundelki do wynajęcia ruszyły do akcji. Dawaj szczekać, ujadać, szarpać zębami. I kpić, wyszydzać, obrzydzać, kompromitować. Najlepsze wzorce z ciężkiej komuny są w użyciu.

Wojciechowski na prezesa PZPN? Zdziwiłem się. Pomyślałem, że to kandydat nieco egzotyczny, że to zaskakujące, iż w ogóle się zgłosił i że raczej z Bońkiem - i machiną medialną na jego usługach - nie ma szans. Że urzędujący prezes pewnie go ogra jakoś, tak jak Borussia Legię. Czyli nie ma się czym podniecać, bo i tak jest pozamiatane.

I wtedy zaczęły się dziać rzeczy dziwne. Paradziennikarska szczujnia do wynajęcia ruszyła do bezprecedensowej kampanii obrzydzania kandydata JW i tych, którzy dali mu rekomendację. Ci sami ludzie - przecież ostrzy jak brzytwa - którzy nie potrafili przez 4 lata kadencji zapytać Bońka o to, czy jako kandydat na prezesa naprawdę mieszkał na stałe w Polsce (a taki jest wymóg), teraz sprawdzają, czy Wojciechowski coś zrobił dla Stali Rzeszów, czy nie. Pewnie zaraz sprawdzą czy nie miał dziadka w Wehrmachcie.

Całość krajobrazu uzupełnia fakt, że w czwartek dwa kluby próbowały wycofać daną dzień wcześniej Wojciechowskiemu rekomendację. Dlaczego? Każdy myślący człowiek potrafi odgadnąć, co się stało.

ZOBACZ WIDEO: Sporting - Legia. Portugalska komedia pomeczowa

"Dawanie rekomendacji dla JW to obciach, wstyd, kompromitacja". Ostre opinie kundelków - które w międzyczasie, karmione przez PZPN, urosły do rozmiarów sporych bulterierów - nie pozostawiały wątpliwości. Mamy do czynienia z czymś, co Anglicy określają jako "overreacting", czyli zbyt mocną reakcję na jakieś wydarzenie, histerią po prostu. Ta histeria w obozie władzy pokazała, że poplecznicy Bońka przestraszyli się kandydata, którego przecież wyśmiewają, uważają za niepoważnego. A skoro się boją, to może to zagrożenie jest realne? Może za Wojciechowskim stoją też duże kluby? Boniek już w lutym na zjeździe PZPN przekonał się, że nie można sobie pozwolić na lekceważenie przeciwnika.

A teraz obóz rządzący i sam prezes przyzwyczaili się już do myśli, że Boniek będzie jedynym kandydatem. I wygra - jak w partyjnych czasach -przez aklamację. No cóż, chodzenie tylko do zaprzyjaźnionych telewizji, odpowiadanie tylko na służalcze pytania, niekonfrontowanie się z tymi, którzy inaczej patrzą na świat, osłabia czujność. Można naprawdę pomyśleć, że jest się wielkim, skoro wokół siebie słyszy się wyłącznie takie opinie.

Monopartyjność się w tym kraju nie sprawdziła. Dobrze, że Boniek będzie musiał się zetrzeć z innym kandydatem. Padną w sferze publicznej konkretne kwestie, pytania (np. w których mediach PZPN wydaje swoje pieniądze, czy Boniek jest lobbystą firm bukmacherskich, jak wyglądały sprawy ze sprzedażą Widzewa Cackowi, itd.). Debata oczyszcza.

Chyba Boniek do niej stanie, bo - w odróżnieniu od paradziennikarskiej szczujni -wcale nie czuł do JW i jego działań obrzydzenia. Przecież Boniek osobiście "polecał" Wojciechowskiemu do Polonii Warszawa Albańczyka Edgara Caniego. Na jakich zasadach polecał, o tym pewnie najlepiej opowie Wojciechowski. Już w kampanii wyborczej.

A dokładanie cepami Józefa Wojciechowskiego i tych, którzy dali mu rekomendację, tylko mu pomaga. Jednoczy wokół niego ludzi, którzy zostali zaatakowani, i budzi sympatię tych, których prowadzone przez szczujnię działania mierżą i obrzydzają. Bo przypominają - jako żywo - obrazki z minionej przeszłości, która miała już nie powrócić. Wróciła w najgorszym stylu.

Dariusz Tuzimek, Futbolfejs.pl

Zobacz więcej tekstów tego autora

Źródło artykułu: